Seremet: działania prokuratury były prawidłowe

Seremet: działania prokuratury były prawidłowe
(fot. PAP/Rafał Guz)
PAP / drr

Działania prokuratury w redakcji tygodnika "Wprost" były prawidłowe - ocenił w czwartek prokurator generalny Andrzej Seremet. Zapewnił, że prokuratura nie ma intencji ograniczania wolności prasy ani naruszania tajemnicy dziennikarskiej.

Na specjalnej konferencji prasowej Seremet wskazał, że to on jako Prokurator Generalny zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego przepisy pozwalające policji i służbom specjalnym stosować kontrolę operacyjną i sięgać do materiałów teleinformatycznych z pominięciem przepisów o tajemnicy dziennikarskiej. "Przypominam to, żebyście państwo nie myśleli, że moje słowa to pusty frazes" - dodał.

"Tajemnica dziennikarska to dla mnie jeden z fundamentów społeczeństwa obywatelskiego" - zapewnił Seremet dodając, że mając to na uwadze, działania prokuratury, a w szczególności prokuratora będącego w środę w redakcji "Wprost", uznaje on za "prawidłowe" i mające podstawy prawne".

DEON.PL POLECA

Prawo zakłada użycie przemocy dla odebrania dowodów - przypomniał Andrzej Seremet. Ten przepis nie został jednak użyty - zarządzono przeszukanie - podkreślił.

Seremet na konferencji prasowej w Warszawie zaznaczył, że prawo stanowi, że jeśli ktoś dobrowolnie nie wyda dowodu w sprawie, może mu zostać odebrany. "To zakłada użycie przemocy (...) nic innego - legalne użycie przemocy" - powiedział Seremet.

Przypomniał, że podczas środowej próby uzyskania nośników z nagraniami nielegalnych podsłuchów, które opublikowała "Wprost", prokuratorzy nie pojechali z "tabunem funkcjonariuszy ABW, z kordonami policji, nie wchodzili z wyłamywaniem drzwi".

"Prokuratorzy wysłali dwóch funkcjonariuszy ABW, którzy przedstawili przedmiot swoich oczekiwań i poprosili pana redaktora naczelnego, poprosili o to, żeby udostępnił ten materiał" - powiedział prokurator generalny. Spotkali się z odmową, ale nie użyto sankcji, o której mówię, tylko zarządzano przeszukanie - wyjaśnił.

Andrzej Seremat powiedział także, iż prokuratura nie może dysponować materiałem będącym tajemnicą dziennikarską w sposób swobodny, bo zanim uzyskałaby do niego dostęp, sąd musiałby wyrazić na nią zgodę, a naczelny "Wprost" to uniemożliwił.

W długiej wypowiedzi na temat zasad postępowania z materiałami zawierającymi tajemnicę zawodową taką jak dziennikarska, Seremet przypomniał, że gdy prokurator żąda wydania określonych rzeczy, a ich dysponent informuje, że treści na nośniku zawierają tajemnicę dziennikarską, wówczas ten dokument lub nośnik jest zapieczętowywany tak, by nikt nie mógł się z nim zapoznać, zaś sprawa trafia do sąd.

"To sąd na posiedzeniu bez udziału prokuratora ani dziennikarza decyduje, czy zabezpieczony materiał zawiera informacje stanowiące tajemnicę, czy też nie - i zezwala na wykorzystanie go w postępowaniu prokuratury, lub się na to nie zgadza" - mówił Seremet. Podkreślił, że gdyby sąd stwierdził, że w takim zabezpieczonym materiale są dane identyfikujące informatora, który zastrzegł sobie anonimowość, to nie zgodziłby się na przekazanie takiej informacji do śledztwa.

Seremet podkreślił, że redaktor naczelny "Wprost" Sylwester Latkowski informował prokuratorów, iż zapis nagrania jest w jego komputerze i początkowo chciał im przekazać to nagranie, ale następnie zmienił zdanie i odmawiał nawet wykonania kopii jego komputera. "Tym samym uniemożliwił dokonanie sądowej kontroli materiału. (...) Mówił, że wyda go, jak sąd zezwoli, żądał nakazu sądu - a nie ma czegoś takiego" - dodawał prokurator generalny.

Działania prokuratury i ABW w redakcji tygodnika "Wprost" miały na celu zdobycie określonego dowodu, a nie pognębienia prasy i zamknięcia jej ust - zapewnił Seremet. Taśmy to dowód niezwykle ważny - dodał szef PG.

Na konferencji prasowej w Prokuraturze Generalnej Seremet powiedział, że podobne działania służb specjalnych miały w przeszłości miejsce w redakcjach znanych zagranicznych pism w innych krajach Europy. "W tych przypadkach nie chodziło o to, żeby pognębić prasę i zamknąć jej usta, lecz o to, żeby zdobyć określony dowód. Tymi intencjami kierowała się również prokuratura i stąd obecność prokuratorów i funkcjonariuszy ABW w redakcji tygodnika +Wprost+" - powiedział Seremet.

"W tej sprawie najbardziej uderza mnie to, że do wczorajszego wieczoru miałem wrażenie, że byliśmy razem - prokuratura i media, w tym redakcja tygodnika "Wprost", że chodziło nam o to, żeby wykryć sprawcę przestępstwa nielegalnego zakładania podsłuchu, które jest w prawie polskim karane" - powiedział prokurator.

Dodał, że chodziło także o to, żeby ustalić, czy doszło do przestępstwa i zebrać na to dowody. "Wczorajszego wieczoru nagle ten wspólny front się podzielił. Część z państwa, w szczególności redakcja tygodnika +Wprost+, uznaje, że prokuratura złamała prawo, łamie standardy konstytucyjne i chce wręcz zburzyć porządek demokratyczny naszego państwa. Otóż tak nie jest" - powiedział Seremet.

Przypomniał, że zostały złożone, m.in. przez szefa MSW, wnioski o ściganie sprawcy tego przestępstwa. "Jak się składa taki wniosek to prokuratura musi podejmować określone czynności, bo jest związana zasadą legalizmu. Z rozmów (zarejestrowanych na taśmach - PAP) wynikało podejrzenie popełnienia innych przestępstw" - powiedział szef PG.

Seremet powtórzył swoją wcześniejszą wypowiedź, że prawdopodobnie dojdzie do tego, że prokuratura będzie musiała mieć dostęp do oryginałów taśm, którymi dysponuje tygodnik. "Idzie o to, żeby mieć pewność, czy taśma i jej zapisy, nie są zmontowane. Po drugie, o to, czy były one w tygodniku +Wprost+ prezentowane w całości. Wreszcie chodziło o to, że sposób nagrania może przynieść określone pozytywne skutki dla identyfikacji osoby, która ten podsłuch zakładała. Był to więc dowód niezwykle ważny" - powiedział.

Seremt oświadczył także, iż przekazanie przez "Wprost" nagrań prokuratorom nie uniemożliwiałoby opublikowania materiału, nie byłoby przestępstwem ujawniania informacji ze śledztwa - oświadczył w czwartek Prokurator Generalny Andrzej Seremet.

Prokurator generalny był pytany na konferencji prasowej, czy gdyby dziennikarze opublikowali zapis nagrań po przekazaniu ich prowadzącym śledztwo, naraziliby się na odpowiedzialność karną z art 241 Kk. Stanowi on: "Kto bez zezwolenia rozpowszechnia publicznie wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".

W ocenie Seremeta, nie jest to ta sytuacja. "Gdyby dziennikarz jakimś sposobem wszedł w posiadanie materiału będącego materiałem dowodowym i go następnie opublikował - wtedy by się naraził na taką odpowiedzialność karną. Ale to nie jest ta sytuacja" - powiedział.

Jak powiedział Seremet to jeden z prokuratorów wydał polecenie odebrania laptopa redaktorowi naczelnemu "Wprost". Wyjaśnił, że taką informację otrzymał od prokuratorów prowadzących postępowanie.

"Dostałem informację od prokuratorów prowadzących postępowanie, że wydał to polecenie jeden z prokuratorów prowadzących postępowanie" - powiedział Seremet na konferencji prasowej w Warszawie.

Pytany o wykręcanie rąk Sylwestrowi Latkowskiemu przez funkcjonariuszy ABW podczas tej próby odebrania laptopa powiedział, że nie widział takiego zdarzenia. Zaznaczył, że przekonamy się o tym, gdy będziemy dysponować taśmą dokumentującą zdarzenia we "Wprost".

"Ja polegam na informacji, którą uzyskałem od jednego z prokuratorów, że dotąd był obserwatorem zdarzenia" - powiedział. Przypomniał, że prawo dopuszcza użycie siły, jeśli odmawia się wydania rzeczy - dowodu w śledztwie.

Pytany, czy nie ocenia, że działania prokuratury prowadziły wprost do złamania tajemnicy dziennikarskiej przez ujawnienie źródła informacji powiedział, że oceni to sąd.

"Państwo zakładacie, że ten sam człowiek zakłada podsłuch i ten sam człowiek idzie z materiałem do redakcji. Jeżeli będzie, to rzeczywiście taki zbieg, o jakim państwo mówią, to sąd po prostu się na to (ujawnienie tajemnicy dziennikarskiej przez wydanie dowodów prokuraturze - PAP) nie zgodzi" - powiedział Seremet.

Przypomniał, że prokuraturę interesuje sprawca nielegalnych podsłuchów niezależnie od tego, czy jest źródłem dziennikarskich informacji, czy nie jest. "My nie możemy o tym ani przesądzić, ani decydować" - dodał.

Prokuratura, przeszukując redakcję "Wprost", nie mogła działać inaczej, na przykład przyjmując kopie nagrań - Andrzej Seremet.

Seremet odpowiadając na pytanie, czy prokuratorzy musieli dokonać rewizji i próby kopiowania dokumentów z komputerów, Seremet powiedział dziennikarzom, że "to była jedyna metoda", której można było użyć.

Dodał, że zastosowano ją w sposób "maksymalnie liczący się z prawami dziennikarzy i każdej osoby, u której dokonuje się przeszukanie" - zgodnie z wymogiem Kodeksu postępowania karnego - chociaż - zaznaczył - "było trudno zachować te kryteria ze względu nie na inicjatywę prokuratorów, lecz ze względu na to, co się stało".

Seremet podkreślił, że "to pan redaktor Latkowski uniemożliwił skorzystanie z drogi sądowej", która zakłada wydanie nośnika. "Jeżeli ktoś się powoła na tajemnicę - zapieczętowuje się materiały i oddaje sądowi" - przypomniał Seremet przepisy prawa karnego.

"Taka jest droga sądowa. Nie ma rokowań z kimkolwiek. Jeżeli prokuratura zechce uprzejmie prosić osoby, które dysponują dowodami, że może łaskawie się stawią, to chyba daleko nie zajedziemy" - w ten sposób odpowiedział na pytanie, czy nie można było zaprosić naczelnego tygodnika "Wprost".

"Zachowano minimum tego, co powinno się zachować. Przyszli ludzie, grzecznie poprosili: +dajcie nam te taśmy+. Gdyby pan Latkowski dał, nie byłoby problemu" - powiedział Seremet. Dodał, że według jego informacji Latkowski początkowo godził się na to, jednak potem kolegium redakcyjne zdecydowało, by nie wydawać nagrań.

Tłumacząc, dlaczego nie przyjęto propozycji przekazania przez redakcję przegranych plików, odparł, że prokuratura "nie może być zdana na to, co osoba zechce uznać za dowód rzeczowy i w jakim kształcie to zrobi".

Pytany, czy prokuratorzy powrócą po nagrania do redakcji "Wprost" zaznaczył, że będzie to decyzja prokuratorów prowadzących śledztwo. "Napawa mnie optymizmem, że w pewnym momencie pan Latkowski wyraził na to zgodę i że był przy tym jego pełnomocnik prawny, który mu to doradzał" - powiedział.

"Znajdujemy się w czymś, co można by określić mianem klinczu" - podkreślił. Zaapelował, żeby "pójść po rozum do głowy" i by "pomóc prokuraturze, a nie blokować postępowanie". Dodał, że chodzi nie tylko o zidentyfikowanie sprawcy przestępstwa, jakim jest nielegalny podsłuch, ale także o to, że materiały te mogły posłużyć do szantażu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Seremet: działania prokuratury były prawidłowe
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.