Tomasz Terlikowski: zgadzam się z feministkami
Może mam jakieś dziwne zasady, ale zawsze wydawało mi się, że i na pocałunek, i na akt seksualny, i wreszcie na jakiekolwiek relacje potrzebna jest świadoma zgoda obu osób - pisze publicysta.
W felietonie dla rp.pl Tomasz Terlikowski odniósł się do propozycji zmian w definicji gwałtu, przedstawionych przez posłanki Lewicy. Zaproponowano zmianę obecnej formuły („kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego") na taką, by karze podlegał ten, „kto nie uzyskał wyraźnej i świadomej zgody na kontakt seksualny".
Publicysta podkreśla, że zgadza się z taką propozycją zmiany prawnej. Jak zaznacza, "utrudni ono orzekanie na korzyść gwałcicieli w oparciu o tezę, że ofiary za mało spektakularnie się broniły. Po drugie, ograniczy możliwości wykorzystywania seksualnego kobiet". Jednak, jak zaznacza, "nagle okazało się, że dość oczywista sprawa, jaką jest to, że do aktu seksualnego trzeba zgody (świadomej) dwóch osób – stała się jakimś potężnym problemem", przywołując dyskusję ze swojego profilu facebookowego. Wiele osób podchodziło w niej do kwestii świadomej zgody negatywnie, pytając, czy oznacza to, że trzeba będzie uzyskać zgodę notarialną na pocałunek czy udowadniając, że będzie ona oznaczać zakaz flirtu.
"Cóż, może mam jakieś dziwne zasady, ale zawsze wydawało mi się, że i na pocałunek, i na akt seksualny, i wreszcie na jakiekolwiek relacje potrzebna jest świadoma zgoda obu osób. Niechciany, odrzucany flirt też nie jest niczym szczególnie sympatycznym, stąd – choć akurat o tym nie ma w projekcie zmian ani słowa – nie widzę powodu, by go szczególnie bronić" - komentuje to Terlikowski.
Zaznacza także, że seksualność jest wrażliwą przestrzenią, która wymaga obrony. "A to, że niestety mężczyźni przez wieki wykorzystywali kobiety, stosowali wobec nich przemoc fizyczną, także jest faktem" - dodaje, podkreślając, że ponieważ dziś mamy większą świadomość skutków przemocy seksualnej, możemy wprowadzać takie środki prawne, które zapewnią lepszą ochronę potencjalnych ofiar wykorzystywania.
"Debata nad skandalami seksualnymi w Kościele (ale przecież nie tylko w nim) uświadamia, jak ważne są takie zmiany. Zmiany, które nie są ani lewackie, ani feministyczne, ale po prostu rozsądne" - pisze.
Skomentuj artykuł