Trwa posiedzenie komisji śledczej ds. Amber Gold
W środę po godz. 11. rozpoczęło się pierwsze, merytoryczne posiedzenie sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold. Komisja ma dyskutować m.in. nad wystąpieniem do organów państwowych o udostępnienie akt spraw, dokumentów i materiałów będących w sferze jej zainteresowania.
Na zamkniętym posiedzeniu posłowie mają też rozmawiać na temat toku prac, mają ponadto ustalić listę i harmonogram przesłuchań osób, które miałyby stawić się przed komisją.
Komisja ma również wskazać liczbę stałych doradców; propozycje ich kandydatur zgłoszą poszczególni posłowie. Szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS) powiedziała w środę dziennikarzom w Sejmie, że chciałaby, aby każdy poseł miał doradcę.
Przed posiedzeniem poseł PO Krzysztof Brejza stwierdził, że komuś zależy na opóźnianiu prac komisji i dostosowywaniu ich do kalendarza politycznego PiS. W TVN24 mówił, że były zapowiedzi, iż podczas wakacji parlamentarnych członkowie komisji mieli zapoznawać się z aktami, a kiedy on w tym okresie przyjeżdżał do Sejmu, okazało się, "że nie było żadnego wystąpienia o jeden choćby dokument".
Komisja powinna - jak mówił - pracować i sprawnie, i szybko w dobrym tego słowa rozumieniu. Według niego nie są prawdziwe podawane przez posłankę Wassermann informacje dotyczące "rzekomo wielkiej objętości materiału".
- Duża część aktu oskarżenia - i pani mecenas bardzo dobrze o tym wie, ale wprowadza niestety opinię publiczną w błąd - to jest np. lista pokrzywdzonych, lista dowodów. Wartość merytoryczna, to są dokumenty, którymi możemy się zająć od razu. Zmarnowaliśmy półtora miesiąca pod pretekstem, że akta są bardzo duże - no są duże, bo jest kilkanaście tysięcy osób pokrzywdzonych, to jest kilkanaście tysięcy protokołów przesłuchań, różne informacje o pouczeniach, informacje techniczne, które nie wnoszą nic do tej sprawy" - mówił.
Według niego, komisja śledcza może "spokojnie zakończyć prace" w ciągu 4-5 miesięcy, by przedstawić sprawozdanie w ciągu pół roku, jeśli będzie pracować w sposób ciągły. - Jeśli ja słyszę, że ta komisja ma się zbierać co dwa tygodnie na jednym posiedzeniu, to będzie to tasiemiec, to będzie serial - stwierdził.
- Nie zrobiliśmy nic przez półtora miesiąca, żeby rozpocząć pracę i zapowiada się na to, że pierwsze przesłuchania mają się rozpocząć rzekomo w grudniu - powiedział poseł PO. - I zależy komuś, by kalendarz (prac) był skorelowany z kalendarzem może pana prezesa, albo osób na bieżąco prowadzących tutaj politykę tak, aby przeciągać te prace najlepiej do dwóch lat, powiedzmy do wyborów samorządowych, pod różnymi dziwnymi pretekstami - stwierdził Brejza.
Odnosząc się do wypowiedzi Brejzy, Wassermann powiedziała dziennikarzom przed posiedzeniem komisji, że "albo pan Brejza nie wie, o czym mówi, nie ma bladego pojęcia o jakim materiale i stanie prawnym rozmawiamy, albo po prostu kłamie". - Przecież brał udział w posiedzeniu i rozmowach, które odbywały się przed wakacjami - dodała szefowa komisji.
Podkreśliła, że "ustawa przewiduje pewien tryb powstawania komisji". - Inna kwestia, o której pan poseł Brejza zapomina, to kwestia dostępu do informacji niejawnych, my czekamy na ten dostęp, bo wystąpiliśmy o niego, my go nie mamy - posłowie, którzy nie zasiadają w komisji służb specjalnych. I pan poseł Brejza o tym wie, więc mówiąc to, co dziś mówi, wprowadza państwa w błąd - stwierdziła.
Wassermann zaznaczyła, że "nie będzie tak jak mówi poseł Brejza, że przesłuchania będą codziennie, nie będzie tak jak na komisji hazardowej". Dodała, że widziała jak jej ojciec - Zbigniew Wassermann, jako poseł PiS, pracował w tzw. hazardowej komisji śledczej - "czytał akta w nocy, bo co rano miał przesłuchanie".
- Jeśli poseł Brejza wyobraża sobie, że ja będę wzywała świadków bez znajomości tych akt i ich przesłuchiwała, i zadawała im pytania nie wiadomo o co, bo nie znam materiału, to jest w błędzie - oświadczyła Wassermann. - Ja państwu obiecuję, że jak przyjdą akta, to państwa zaproszę wszystkich do mojego pokoju i pozwolę zrobić im zdjęcie, o ile zmieszczą się w jednym pokoju, który jest mi przydzielony - zapowiedziała szefowa komisji.
Podkreśliła, że jeden dokument może zmienić całkowicie bieg postępowania, ale żeby go poznać, trzeba przeczytać wszystkie akta. - Nie będzie pan poseł Brejza wywierał wpływu, byśmy prowadzili postępowanie bez znajomości akt. Bo to rzeczywiście byłaby polityczna hucpa - powiedziała Wassermann.
Pytana o sprawę wzywania polityków na przesłuchanie, odpowiedziała: "jeśli nie znam akt, nie wiem, kto podpisywał decyzje, to kogo ja mam wzywać; to chyba jest naturalne, że ja najpierw muszę sczytać nazwiska, by wiedzieć, kto się pod czym podpisał". - Jeśli mam odwrócić kolejność i wezwać Donalda Tuska, o którego opozycja tak się dopomina, to nie ma sensu - dodała.
Wassermann zadeklarowała, że nie będzie prowadziła prac komisji "żelazną ręką". - Za bardzo szanuję w demokracji posłów opozycji, będę słuchać ich głosu - jeżeli będą chcieli aktywnie pracować - podkreśliła.
Komisja śledcza powstała pod koniec lipca i wtedy też wybrano jej skład. Szefową została Wassermann, a jej zastępcami - Paweł Grabowski (Kukiz'15) i Marek Suski (PiS). W komisji pracują ponadto: Brejza, Witold Zembaczyński (Nowoczesna), Andżelika Możdżanowska (PSL) oraz posłowie PiS: Joanna Kopcińska, Jarosław Krajewski i Stanisław Pięta.
Komisja ma zbadać i ocenić prawidłowość i legalność działań podejmowanych wobec Amber Gold przez: rząd, w szczególności ministrów finansów, gospodarki, infrastruktury, spraw wewnętrznych, sprawiedliwości i podległych im funkcjonariuszy publicznych. Zbadać ma też działania, jakie podejmowali w sprawie spółki: prezes UOKiK, Generalny Inspektor Informacji Finansowej, prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego, a także prokuratura oraz organy powołane do ścigania przestępstw, w szczególności szefowie ABW i CBA oraz Komendant Główny Policji i podlegli im funkcjonariusze publiczni. Komisja śledcza ma także zbadać działania podejmowane ws. Amber Gold przez Komisję Nadzoru Finansowego.
Amber Gold to firma, która miała inwestować w złoto i inne kruszce. Działała od 2009 r., a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. KNF złożyła doniesienie do prokuratury, która po miesiącu odmówiła wszczęcia śledztwa, nie dopatrując się w działalności firmy znamion przestępstwa.
13 sierpnia 2012 r. Amber Gold ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Pierwszy zarzut oszustwa znacznej wartości wraz z wnioskiem o areszt wobec szefa Amber Gold Marcina P. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku postawiła pod koniec sierpnia 2012 r. Od 21 marca przed gdańskim sądem trwa proces b. prezesa Amber Gold Marcina P. i jego żony Katarzyny P.
Skomentuj artykuł