Zahaczenie o brzozę - to nie powód katastrofy
Szef parlamentarnego zespołu badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz (PiS) powiedział w czwartek, że według analizy pracującego w USA eksperta, przyczyną katastrofy smoleńskiej były "dwa wielkie wstrząsy", a nie uderzenie o brzozę.
Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych płk. Edmund Klich ocenił, że hipoteza o "dwóch wstrząsach" jest nieprawdopodobna. - Nie jestem w stanie odnieść się do tych teorii, ponieważ one są mi kompletnie nieznane - powiedział Klich PAP. Jak dodał, według jego wiedzy, nic takiego nie miało miejsca podczas katastrofy smoleńskiej.
- Pan prof. Nowaczyk stwierdził, że - według niego - miały one charakter zewnętrzny w stosunku do mechanizmu samolotu.(...) Ja jedynie przekazuję jego zdanie, nie mam własnego poglądu na ten temat - powiedział dziennikarzom Macierewicz.
Poseł PiS nie chciał mówić o naturze i pochodzeniu ewentualnych wstrząsów. - Nie interpretuję tego, na razie zbieramy fakty - podkreślił. Dodał, że zespół prof. Nowaczyka w oparciu o zarejestrowane parametry lotów mógł stwierdzić jedynie, że takie wstrząsy miały miejsce i w którym miejscu nastąpiły. - Ale jakiej one były natury, jaka była ich przyczyna, tego nie wiemy - zaznaczył szef zespołu.
- Wiemy, że powodem katastrofy nie było zahaczenie o brzozę" - podkreślił Macierewicz. - Samolot nie zmienił kursu po minięciu tej brzozy, zmienił kurs dopiero (...) dużo dalej - powiedział.
Macierewicz zaznaczył, że analizie amerykańskiego zespołu poddano dane zawarte w mechanizmach samolotu. - Mieliśmy do czynienia z chłodną analizą profesjonalisty, fizyka, profesora Uniwersytetu Maryland, który od wielu, wielu miesięcy pracuje nad danymi amerykańskimi pochodzącymi z przyrządów tego samolotu, które zostały zbadane w Redmond w USA i (...) stały się bazą do analizy całego zespołu, w imieniu którego dzisiaj prezentował jego wyniki pan profesor Nowaczyk - powiedział Macierewicz.
Jak dodał, wnioski są następujące: samolot nie zmienił kursu po minięciu brzozy, tej - mówił poseł PiS - "której MAK przypisuje złamanie skrzydła i obrót (samolotu-PAP) wokół własnej osi i przebieg katastrofy". - Tak nie było, samolot nie zmienił tego kursu, nie ma co do tego cienia wątpliwości. To stało się dużo dalej, po minięciu punktu wyznaczonego przez aparaturę TAWS, a między punktem zamrożenia wszystkich funkcji, zamrożenia pamięci centralnego komputera. Wtedy, kiedy doszło - na skutek dwóch wielkich wstrząsów - do awarii systemu zasilania, systemu elektrycznego - powiedział Macierewicz. Jak dodał, stało się to 15 metrów nad poziomem pasa.
Macierewicz pytany był także o raport polskiej komisji pod przewodnictwem ministra SWiA Jerzego Millera, wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej. Raport ma zostać upubliczniony w piątek podczas specjalnej konferencji prasowej. Eksperci spotkają się też z bliskimi ofiar.
- Nie sposób się wypowiedzieć, zanim go (raportu) nie przeczytam. Wtedy będę mógł cokolwiek na ten temat powiedzieć - stwierdził poseł PiS. Jednocześnie zaznaczył, iż "Miller już ponad pół roku temu zapowiedział, że po publikacji tego raportu Polaków będzie bardziej bolało" i że "większą część odpowiedzialności, winy ponoszą Polacy". - Więc on niejako przystąpił do tego badania już (...) z pewną założoną tezą. Czy ją przeprowadził, czy wymusił ją na ekspertach, czy też nie - tego nie wiem, to zobaczymy - powiedział Macierewicz.
- Przede wszystkim zobaczymy, jak opisał własne działania, jak wskazał własną odpowiedzialność. Państwo sobie zdajecie sprawę przecież z tego, że gdyby dopełnił swoich obowiązków, gdyby na tym lotnisku (w Smoleńsku-PAP) byli funkcjonariusze BOR (...), gdyby był ich raport sporządzony na temat tego, jak wygląda to lotnisko, jak jest ono przygotowane, jacy ludzie będą przyjmowali polskiego prezydenta - to ten samolot nigdy by tam nie lądował - uważa.
Dodał, że takiego raportu nie było, ponieważ Miller "nie dopełnił obowiązków i nie wysłał tam swoich funkcjonariuszy, nie dopilnował, by oni taki raport sporządzili". - Czy to będzie opisane? Zobaczymy - mówił.
Według niego, w związku z katastrofą do dymisji powinien podać się premier Donald Tusk, który - jak powiedział poseł PiS - "przyczynił się" do niej.
Macierewicz był także proszony o ocenę tego, że rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej zostały zaproszone na prezentację raportu. - Dzisiaj na posiedzeniu zespołu czytany był list części rodzin, które były wstrząśnięte tym, że zaproszono ich na dzień wcześniej, że dano im 15 minut - relacjonował polityk PiS.
Macierewicz powiedział też, że podczas swej wizyty w Waszyngtonie rozmawiał z członkami National Transportation Safety Board, organizacji zajmującej się badaniem katastrof. - Przewodnicząca powiedziała mi - jest regułą, że rodziny co najmniej tydzień wcześniej są zapraszane i przedstawia im się, po to by nie zetknęły się chociażby z ciekawością mediów, jeszcze nie otrząsnąwszy się po takiej prezentacji. Tak oceniam to, co robi pan Miller w tej sprawie - powiedział Macierewicz.
W piątek podczas specjalnej konferencji prasowej upubliczniony zostanie raport polskiej komisji pod przewodnictwem ministra SWiA Jerzego Millera, wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej.
Skomentuj artykuł