Zarzuty dla porywacza 11 - letniej Julii
Do 15 lat więzienia grozi 46-latkowi z okolic Andrespola, podejrzanemu o uprowadzenie w poniedziałek w Łodzi 11-letniej Julii. Mężczyzna usłyszał w czwartek zarzut pozbawienia wolności dziewczynki połączonego ze szczególnym udręczeniem.
46-letni Robert T. podczas przesłuchania przyznał się do zarzucanych mu czynów i złożył wyjaśnienia. W piątek prokuratura ma zdecydować czy skieruje do sądu wniosek o jego aresztowanie - powiedział PAP rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania.
Mężczyzna został w czwartek przesłuchany w Prokuraturze Rejonowej Łódź-Górna. - Usłyszał zarzuty dotyczące w szczególności pozbawienia wolności dziewczynki połączonego ze szczególnym udręczeniem, a więc zarzuty zbrodni zagrożonej karą od trzech do 15 lat więzienia - wyjaśnił Kopania. Podkreślił, że kierując się dobrem dziecka nie może ujawnić bliższych informacji dotyczących samego przebiegu zdarzenia.
Dodał, że zarzut uwzględnia działanie podejrzanego w warunkach wielokrotnej recydywy. 46-latek - z wykształcenia fryzjer - był wcześniej wielokrotnie karany m.in. za rozboje i odbywał długoletnie wyroki. Po raz ostatni opuścił więzienie w kwietniu ub. roku.
Prokurator zaznaczył, że zebrany w sprawie materiał dowodowy to zeznania świadków, wyniki okazań i wstępne dane z ekspertyz kryminalistycznych. Śledczy nie ujawniają szczegółów tych ekspertyz. Podejrzany nadal pozostaje do dyspozycji prokuratury.
46-letni Robert T., mieszkaniec gminy Andrespol, został zatrzymany w środę po południu w wyniku policyjnej obławy; ukrywał się w lesie k. Andrespola, gdzie wytropił go policyjny pies. Podczas zatrzymania zachowywał się spokojnie, ale - zdaniem funkcjonariuszy - nienaturalnie.
W miejscu jego zamieszkania znaleziono samochód, granatowego opla vectrę, którym miał przez kilka godzin wozić dziewczynkę. W aucie zabezpieczono ślady kryminalistyczne do badań porównawczych; także od mężczyzny pobrano próbki do badań, m.in. DNA.
Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP ze źródeł zbliżonych do sprawy, mężczyzna został rozpoznany przez świadków, którzy w poniedziałek pomagali wypchnąć samochód, w którym przetrzymywana była dziewczynka, i zgłosili się na policję. Także ekspertyza dotycząca śladów znalezionych w aucie ma potwierdzać, że była w nim uprowadzona dziewczynka.
Według policji 46-latek uciekł do lasu k. Andrespola już w nocy z wtorku na środę. Policjanci nie wykluczają, że ukrywał się tam, ponieważ zdawał sobie sprawę, że wokół niego "robiło się gorąco". Śledczy przyznają, że w sprawie pomogły liczne sygnały otrzymane od mieszkańców Łodzi i okolic. Dzień po uprowadzeniu dziewczynka została przesłuchana przez sąd w obecności psychologa i z udziałem prokuratora.
W czwartek rodzice Julii w liście do komendanta łódzkiej policji podziękowali wszystkim osobom, które uczestniczyły w poszukiwaniach ich córki. Szczególnie dziękują funkcjonariuszom policji wszystkich szczebli, psychologom, rodzinie, przyjaciołom, znajomym, sąsiadom, dyrekcji i gronu pedagogicznemu szkoły Julii, mediom oraz dzieciom i mieszkańcom osiedla, którzy "w tak spontaniczny sposób ruszyli z pomocą".
Rodzice dziewczynki dziękują także dwóm koleżankom Julii, które "nie zbagatelizowały sytuacji i bardzo szybko przyczyniły się do rozpoczęcia akcji poszukiwawczej". "Szczególne podziękowania kierujemy do pana, który był świadkiem i zechciał zgłosić się na policję, przyczyniając się tym samym do zatrzymania sprawcy. Wszystkim, których wymieniliśmy, jak i tym, których pominęliśmy, dziękujemy z całego serca" - napisali rodzice Julii.
Do uprowadzenia 11-latki doszło w poniedziałek po południu. Kiedy Julia wraz z koleżankami bawiła się w pobliżu swojego miejsca zamieszkania przy ul. Naruszewicza, podszedł do nich mężczyzna, który poprosił o pomoc w szukaniu psa. Julia odeszła z nieznajomym. Okazało się, że dziewczynka wsiadła z nim do samochodu. Porywacz woził ją przez kilka godzin. W rejonie Centrum Zdrowia Matki Polki samochód prawdopodobnie się zakopał; wtedy znalazły się osoby, który pomagały wypchnąć auto.
Po kilku godzinach, wieczorem, sprawca wypuścił dziewczynkę na osiedlu, na którym mieszka. Według prokuratury badania lekarskie wykazały, że 11-latka nie doznała obrażeń fizycznych. Szef miejskiej policji powołał specjalną grupę, której zadaniem było wyjaśnienie okoliczności tej sprawy, a komendant wojewódzki policji w Łodzi wyznaczył 3 tys. zł nagrody za wskazanie sprawcy uprowadzenia.
Skomentuj artykuł