60. rocznica antychińskiej rewolty w Tybecie. Od jej zakończenia Dalajlama XIV, obecnie 83-letni, przebywa na uchodźstwie
(fot. EPA/SANJAY BAID)
PAP / pch
Na niedzielę przypada 60. rocznica wybuchu antychińskiego powstania w Tybecie, po fiasku którego duchowy przywódca Tybetańczyków Dalajlama XIV zbiegł do Indii. Przed rocznicą władze komunistycznych Chin zablokowały zagranicznym turystom dostęp do tego regionu.
Rewolta wybuchła 10 marca 1959 roku w głównym mieście Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, Lhasie. Od jej zakończenia Dalajlama XIV, który obecnie ma 83 lata, przebywa na uchodźstwie. Do antyrządowych zamieszek w Lhasie doszło również 14 marca 2008 roku.
Władze w Pekinie twierdzą, że Tybet należał do Chin przez wieki, a Dalajlamę XIV uważają za groźnego separatystę. Według oficjalnej propagandy w 1950 roku chińskie wojsko "pokojowo wyzwoliło" Tybet, uwalniając jego mieszkańców od systemu feudalnego i pańszczyzny oraz otwierając drogę do rozwoju gospodarczego i poprawy warunków bytu.
Według organizacji praw człowieka sytuacja Tybetańczyków w Tybetańskim Regionie Autonomicznym jest jednak obecnie bardzo trudna. W czerwcu 2018 roku ówczesny wysoki komisarz ONZ ds. praw człowieka Zeid Ra’ad al-Hussein zwracał uwagę na doniesienia o "szybko pogarszających się warunkach" związanych z prawami człowieka, jak również na brak dostępu do regionu.
"W Chinach pomimo wysiłków mojego biura, by stworzyć warunki potrzebne do efektywnego dialogu, moi pracownicy nie uzyskali nieskrępowanego dostępu do kraju, w tym do Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (…) gdzie według doniesień sytuacja praw człowieka szybko się pogarsza" - oświadczył wówczas wysoki komisarz.
Odwiedzający Tybet obcokrajowcy muszą najpierw uzyskać stosowne zezwolenie na wjazd od chińskich władz. Zezwolenia z reguły przyznawane są turystom, o ile są klientami zatwierdzonych przez rząd biur podróży, ale rzadko dostają je dziennikarze czy dyplomaci.
Utrudniony dostęp do Tybetu jest jednym z punktów zapalnych w napiętych relacjach na linii Pekin-Waszyngton. W grudniu 2018 roku prezydent USA Donald Trump podpisał ustawę grożącą ograniczeniem możliwości wjazdu do Stanów Zjednoczonych chińskim urzędnikom, którzy uznani zostaną za odpowiedzialnych za restrykcje w dostępie do Tybetu.
Szef Komunistycznej Partii Chin (KPCh) w Tybecie Wu Yingjie oświadczył w tym tygodniu w kuluarach dorocznej sesji parlamentu, że ograniczenia wprowadzono w trosce o obcokrajowców, ponieważ część z nich cierpi na chorobę wysokościową. Lhasa leży na wysokości ok. 3 650 metrów n.p.m., na jakiej u niektórych osób mogą pojawić się problemy zdrowotne.
"Biorąc pod uwagę szczególne warunki geograficzne i klimatyczne, przyjęliśmy szereg regulacji dotyczących obcokrajowców wjeżdżających do Tybetu zgodnie z prawem. Nie dotyczy to jedynie Amerykanów, inni obcokrajowcy też muszą dopełnić tych procedur" - powiedział Wu.
Według niego Dalajlama XIV nie jest w Tybecie popularny. "Odkąd zbiegł, Dalajlama nie zrobił ani jednej dobrej rzeczy dla Tybetańczyków (…). Ludzie w Tybecie dokonali oceny i naprawdę są wdzięczni partii komunistycznej za szczęśliwe życie, jakie im przyniosła" - powiedział sekretarz KPCh w Tybecie.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł