Białorusini uważają się za średnio zamożnych
(fot. PAP/EPA/TATYANA ZENKOVICH)
PAP / mh
57 procent mieszkańców Białorusi uważa się za średnio zamożnych - wynika z sondażu przeprowadzonego przez Instytut Socjologii Narodowej Akademii Nauk Białorusi, o którym informuje w piątek portal Karta’97.
Zdaniem dyrektora Instytutu Ihara Katlaroua, wyniki sondażu mogą wyjaśnić m.in., dlaczego Białorusini nie chodzą masowo na demonstracje.
"Ludzie, którzy uważają się za bogatych lub średnio zamożnych, nie pójdą na demonstracje i nie będą strajkować. Boją się stracić to, co mają. Są bardziej skłonni do przestrzegania prawa, szanują prawo i władze" - oznajmił Katlarou, prezentując wyniki sondażu.
Za biednych uważa się 35 proc. mieszkańców, zaś za bogatych - 0,1 proc.
Katlarou podkreślił, że badano czysto subiektywne poczucie zamożności, a więc "staruszka z zapadłej wioski w waciaku, z kozą i prosiakiem" mogła uznać, że jest średnio zamożna, zaś pracownicy banku - że są biedni.
Jak dodał, od początku badań, a więc od 1990 roku, stale rośnie liczba Białorusinów uważających się za średnio zamożnych; wyjątkami są lata kryzysowe. "Rodzi się pytanie: czy przyzwyczajamy się do tego, jak żyjemy, czy rzeczywiście żyje się nam lepiej" - zaznaczył Katlarou.
Niezależny analityk gospodarczy Siarhiej Czały uważa, że przyczyna takiego postrzegania stopnia własnej zamożności leży w stosunkowo niewielkim rozwarstwieniu społeczeństwa białoruskiego.
"Specyfika białoruskiego społeczeństwa polega wciąż na tym, że rozwarstwienie majątkowe jest niezbyt duże - powiedział PAP Czały. - Ludzie porównują swoją zamożność z sąsiadami i znajomymi. Widzą, że różnice nie są wielkie, toteż uznają to za średni stopień zamożności, chociaż według obiektywnych wskaźników jest on niski".
Sondaż Instytutu Socjologii wykazał, że 61,1 proc. mieszkańców niepokoi się cenami żywności i artykułów pierwszej potrzeby.
Według badania z początku 2013 roku, przeprowadzonego w 12 małych miastach, co trzecia rodzina wydaje na żywność 50-70 proc. swego budżetu, co piąta 70-90 proc., a tylko 5 proc. ankietowanych - mniej niż 30 proc.
Czały podkreśla, że przeciętnej rodzinie białoruskiej, jeśli doliczyć do tego inne stałe koszty - np. opłaty za prąd, usługi komunalne i transport - zostaje bardzo mało na uznaniowe wydatki. "Obiektywnie są to więc ludzie niebogaci" - zaznacza.
O ile ceny żywności i artykułów gospodarstwa domowego są na Białorusi często wyższe niż w Polsce, o tyle niektóre podstawowe opłaty są dotowane przez państwo, np. usługi komunalne, energia elektryczna, ogrzewanie i transport.
Przeciętna pensja na Białorusi wynosiła w grudniu 2012 roku - według danych głównego urzędu statystycznego Biełstat - około 4,74 mln rubli białoruskich, czyli równowartość ok. 553 dolarów.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł