Były menadżer Trumpa: polski wkład finansowy może pomóc w zabiegach o bazę USA
Stany Zjednoczone mogą zbudować stałą bazę wojskową w Polsce, jeśli uznają, że to korzystne dla obu stron, ale gotowość polskich władz do wkładu finansowego będzie ważnym czynnikiem - uważa Corey Lewandowski, były menadżer kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa.
- Propozycja prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie bazy musi być uznana przez Pentagon za korzystną dla obu stron. To nie może być tylko sfinansowane przez USA. Dlatego to, że Polska zaoferowała przekazanie na ten cel 2 miliardów dolarów, będzie ważnym argumentem, szczególnie w oczach prezydenta, który jest biznesmenem - powiedział w środę w Warszawie Lewandowski podczas zorganizowanej przez Warszawski Instytut Inicjatyw Strategicznych debaty poświęconej relacjom USA z Polską i regionem Europy Środkowo-Wschodniej "Current political dynamic in the U.S. towards Poland and the CEE region".
Lewandowski zapewniał, że Polska jest bliskim sojusznikiem i przyjacielem Stanów Zjednoczonych, a dowodem tego jest np. fakt, że to Warszawę odwiedził podczas swojej pierwszej podróży zagranicznej, czy nominowanie na nową ambasador swojej bliskiej znajomej Georgette Mosbacher. Przy czym jak zaznaczył, Trump docenia Polskę nie tylko z powodu tego, że jako jeden z nielicznych członków NATO przeznacza na obronność wymagane 2 proc. PKB.
Zapytany o to, czy i w jakim czasie USA przyjdą Polsce z pomocą w przypadku hipotetycznej agresji rosyjskiej, wyraził opinię, że "NATO stało się powolną organizacją, która ze względu na biurokrację zbyt wolno podejmuje decyzję". - Miejmy nadzieję, że nigdy nie będzie takiej sytuacji. Ale Donald Trump wie, kto jest naszym sojusznikiem, a kto nie jest i myślę, że w przypadku zagrożenia telefon od polskiego prezydenta zostanie odebrany natychmiast - mówił Lewandowski, zastrzegając jednak, że nie jest członkiem amerykańskiej administracji, zatem wypowiada się jako osoba prywatna.
Corey Lewandowski był pierwszym menadżerem kampanii prezydenckiej Trumpa, od stycznia 2015 roku, czyli jeszcze zanim oficjalnie ogłosił on start w wyścigu do Białego Domu, do czerwca 2016 roku, gdy zakończyły się prawybory Partii Republikańskiej. Od tego czasu pracuje jako lobbysta polityczny i komentator polityczny. Jak zaznaczył, ma cały czas regularny kontakt z prezydentem.
Odnosząc się do relacji administracji z Rosją, Lewandowski powiedział, że Trump będzie rozmawiać z nią "w ten sposób, by uzyskać jak najlepsze rezultaty dla USA". - Jeśli się przyjrzeć temu, co Rosja zrobiła w ciągu ostatnich 10 lat, nie ma wątpliwości, że ma ona agresywne zamiary. Ale Stany Zjednoczone nie mogą być policjantem świata. Z drugiej strony Władimir Putin również zdaje sobie sprawę, że Trump nie jest Barackiem Obamą i może zareagować w sposób niekonwencjonalny - mówił, sugerując, że ta nieprzewidywalność prezydenta jest silnym czynnikiem odstraszającym.
Zapewnił, że w czasie, gdy on kierował kampanią, nie było ze strony sztabu Trumpa żadnych kontaktów z Rosjanami, a oskarżenia ze strony lewicy o rosyjskie wsparcie są próbą szukania wyjaśnienia porażki Hillary Clinton. - Prawda jest taka, że przegrała, bo była fatalną kandydatką - przekonywał.
"Trump jest pierwszym człowiekiem, który mówił ludziom to, co naprawdę uważa i rozumiał, że elity nie troszczą się o losy zwykłych ludzi" - tłumaczył sukces Trumpa, któremu w początkowym okresie mało kto dawał szansę nie tylko na prezydenturę, ale nawet na partyjną nominację. Lewandowski bronił też głoszonego przez prezydenta hasła America First, wyjaśniając, że nie jest ono izolacjonizmem, lecz stawianiem interesów własnego kraju na pierwszym miejscu, co jest zupełnie normalne. - Nie wybraliśmy Donalda Trumpa po to, by był kanclerzem Niemiec czy królem Arabii Saudyjskiej, lecz po to, by dbał o interesy USA - mówił.
Lewandowski przypomniał, że przed wyborami prezydenckimi waszyngtońskie elity przewidywały katastrofę na rynkach finansowych w przypadku zwycięstwa Trumpa, tymczasem rzeczywistość okazała się zupełnie inna, bo Stany Zjednoczone notują najniższe od dziesięcioleci bezrobocie, a od czasu zaprzysiężenia indeksy giełdowe wzrosty o 17 proc. - Elity są tak wściekłe, że nie potrafią go obiektywnie ocenić i uznać sukcesów. Gdyby Donald Trump miał inne nazwisko, uważałyby go za najlepszego prezydenta od jakichś stu lat - przekonywał. Wyraził też opinię, że ktokolwiek będzie przeciwnikiem Trumpa w wyborach w 2020 r., przegra.
Skomentuj artykuł