Debata Clinton-Trump o wojnie syryjskiej i uchodźcach
W St. Louis w stanie Missouri rozpoczęła się w niedzielę wieczorem czasu lokalnego druga debata telewizyjna kandydatów na prezydenta USA - reprezentującej Demokratów Hillary Clinton i Republikanina Donalda Trumpa.
W bezprecedensową, obfitująca w obelgi i wzajemne oskarżenia, kłótnię przemieniała się chwilami niedzielna, druga debata telewizyjna kandydatów na prezydenta USA, Hillary Clinton i Donalda Trumpa, w St. Louis w stanie Missouri.
Wśród najważniejszych tematów pojawił się konflikt z tzw. Państwem Islamskim. Starcie obojga o wojnę domową w Syrii ukazało zasadniczą różnicę poglądów. Trump przekonywał, że priorytetem powinna być walka z dżihadystami i sugerował, że trzeba się w tym celu porozumieć się z reżimem prezydenta Syrii Baszara el-Asada - co wyklucza Clinton - i współpracować z Moskwą.
Clinton, zapytana czy dla ocalenia mieszkańców Aleppo, oblężonego przez wojska reżimu Asada, USA nie powinny "zagrozić interwencją wojskową", odpowiedziała, że jako prezydent "nigdy nie użyje wojsk lądowych" w Syrii. Dodała tylko, że wyśle tam siły specjalne i "rozważy uzbrojenie Kurdów" - co robi już administracja obecnego prezydenta Baracka Obamy bez większego skutku dla przebiegu wojny. Przypomniała też Trumpowi, że "Rosja wcale nie chce pokonania" Państwa Islamskiego (IS).
Trump sugerował, że Clinton bagatelizuje niebezpieczeństwo islamskiego terroryzmu i jest za przyjęciem większej liczby uchodźców z Bliskiego Wschodu do USA, chociaż "nie wiadomo, kim oni są".
Hillary replikowała, że jej oponent uprawia "demagogiczną retorykę antymuzułmańską", która tylko ułatwia islamistom werbunek bojowników pod pretekstem, że Ameryka "walczy z islamem".
- To, co on mówi na ten temat, jest skrajnie niemądre i niebezpieczne. Ja zamierzam pokonać ISIS (inny skrót dla IS - PAP), ale do tego potrzebna jest współpraca z krajami muzułmańskimi - argumentowała Clinton.
Cooper zapytał Trumpa, dlaczego jest za zakazem wjazdu muzułmanów do USA.
- To się nazywa ekstremalna kontrola imigrantów. Obama i Clinton chcą wpuścić ludzi, o których nic nie wiemy, kim są i skąd pochodzą. To może być koń trojański - odpowiedział.
Kandydat Republikanów, zagroził m.in., że jak zostanie prezydentem, powoła specjalnego prokuratora do zbadania sprawy używania przez Clinton, kandydatkę Demokratów, prywatnego serwera mejlowego, w czasie gdy była ona sekretarzem stanu USA. Z kolei Clinton podkreślała, że jej oponent "nie nadaje się na prezydenta". Trump powiedział, że Demokratka ma "w sercu ogromną nienawiść".
Przed debatą Clinton i Trump nie podali sobie rąk. Burzliwy przebieg miało szczególnie pierwsze 30 minut, kiedy prowadzący spotkanie dziennikarze zapytali o najnowszy skandal z nagraniami rozmów Trumpa, w których w wulgarny sposób chwali się swymi erotycznymi podbojami.
Kandydat Republikanów odparł, że "nie jest dumny" z tego, co powiedział, ale przekonywał, że jego kontrowersyjne wypowiedzi nie świadczą o jego charakterze i starał się sprawę bagatelizować. Zaprzeczał, jakoby nie miał szacunku dla kobiet i natychmiast zmieniał temat, mówiąc, że są "dużo ważniejsze rzeczy", jak np. zagrożenie islamskim terroryzmem.
Clinton wróciła jednak do wypowiedzi Trumpa, podkreślając, że Republikanin nie obraża tylko kobiet.
- Widzieliśmy, jak Donald (Trump) napastuje (seksualnie) kobiety i poniża je. Taki właśnie jest. Bo te nagrania to nie wszystko. Słyszeliśmy, jak obraża Latynosów, muzułmanów, osoby niepełnosprawne - powiedziała.
Dodała, że nigdy przedtem nie kwestionowała kwalifikacji kandydatów na prezydenta z innej partii, ale - jak oświadczyła - "Trump jest inny" i na podstawie ujawnionych ostatnio nagrań jest przekonana, że na pewno nie nadaje się do pełnienia najwyższego urzędu.
Trump znowu usiłował zmienić temat, ale nie pozwolili na to dziennikarze, pytając go, "czy się zmieni", tak jak obiecywał, gdy przepraszał za swe wypowiedzi.
Wówczas kandydat Partii Republikańskiej (GOP) przeszedł do kontrofensywy. - To była taka gadanina w szatni. Tylko słowa. Nie jestem z tego dumny. Ale spójrzcie na (męża Hillary) Billa Clintona, co on zrobił kobietom. Hillary atakowała te kobiety. A Bill Clinton był oskarżony przez Kongres o przestępstwo i odebrano mu licencję prawnika - powiedział.
Trump nawiązywał do skandali seksualnych związanych z byłym prezydentem, mężem kandydatki Demokratów, który podczas debaty siedział wśród publiczności w studiu wraz z ich córką Chelsea. Na widowni przysłuchiwały się debacie także zaproszone przez sztab kampanii Trumpa cztery kobiety, które w przeszłości oskarżyły Clintona o gwałty i molestowanie seksualne, a na krótko przed debatą wystąpiły wraz z kandydatem GOP na konferencji prasowej.
- Tak wiele z tego, co on mówi, to nieprawda, ale coż... Jeśli chce o tym wszystkim mówić, to jego wybór. Gdyby chodziło tylko o te nagrania... Ale on nigdy nie przeprasza tych, których obraził - odpowiedziała Clinton z kamienną twarzą.
Trump ripostował, że Clinton obraziła jego wyborców, nazywając ich "godnymi pożałowania".
- Powiedziałam już, że przepraszam za to. Nie spieram się z jego (Trumpa) zwolennikami, tylko z nim. A on nie przeprasza - odpowiedziała Hillary.
Trump wytoczył następnie najcięższe argumenty przeciw swej przeciwniczce. "Powinna pani przeprosić Berniego Sandersa (rywala Clinton w prawyborach - PAP), z którym nie wygrała pani fair. Powinna pani przeprosić za usunięcie 33 tysięcy mejli z pani prywatnego serwera w Departamencie Stanu (z którego Clinton korzystała wbrew przepisom - PAP). Jeśli wygram wybory, nominuję specjalnego prokuratora do przeprowadzenia śledztwa tej sprawie. Nie można tolerować tylu kłamstw i oszustw. Ludzie są wściekli" - powiedział.
Trump przypomniał w ten sposób, że Clinton, tłumacząc się w sprawie mejli, wielokrotnie mijała się z prawdą. Ale kandydatka Demokratów nie zamierzała się do tego przyznać.
- Wszystko, co on mówi, to nieprawda - powiedziała.
Sala zareagowała na to głośnym buczeniem. Na widowni siedzieli przedstawiciele sztabów obu kampanii i zaproszeni przez nich goście oraz kilkudziesięciu niezdecydowanych wyborców wyselekcjonowanych przez Instytut Gallupa, którzy zadawali kandydatom pytania.
- Używanie prywatnego serwera było błędem i biorę za to odpowiedzialność. Ale nie ma dowodów na to, by ktokolwiek się do tych mejli włamał - oświadczyła Clinton.
Zaprzeczała też, by w jej mejlach były istotne tajne informacje.
Trump przerwał jej i debata przerodziła się w kłótnię, którą daremnie starali się załagodzić moderatorzy, dziennikarz CNN Anderson Cooper i Martha Raddatz z telewizji ABC. Kandydaci przekrzykiwali się i nie pozwalali sobie nawzajem dokończyć wywodu.
Pytanie o ujawnione ostatnio przemówienia Clinton na zamkniętych dla publiczności spotkaniach z przedstawicielami instytucji finansowych wywołały kolejną gwałtowną dyskusję. Clinton w tych przemówieniach wyrażała opinie inne niż w publicznych wystąpieniach, np. chwaląc układy o wolnym handlu i "otwarte granice". Ale podczas debaty tłumaczyła, że "trzeba czasem używać różnych argumentów" w zależności od tego, do kogo się przemawia.
Ponieważ przemówienia zostały opublikowane na podstawie przecieków demaskatorskiego portalu Wikileaks dzięki włamaniom do amerykańskich systemów komputerowych, Clinton zwróciła uwagę, że hakerzy działają na zlecenie Rosji, która chce w ten sposób wpłynąć na wynik wyborów w USA.
- A Rosja nie chce, żebym ja wygrała; chce, żeby wygrał Donald Trump" - powiedziała, przypominając jego komplementy pod adresem prezydenta Rosji Władimira Putina. "Może dlatego, że Donald ma interesy w Moskwie, ale nie wiemy tego, bo on nie chce ujawnić swych zeznań podatkowych - dodała.
- To śmieszne... Ja nic nie wiem o Rosji. Nie robiłem żadnych interesów z Rosją - odpowiedział Trump, dodając: - Ale byłoby wspaniale mieć dobre stosunki z Rosją, może wtedy razem walczylibyśmy z Państwem Islamskim.
Sporą część debaty zajął spór o podatki. Kandydatka Demokratów przypomniała Trumpowi, że przez 18 lat nie płacił podatków federalnych dzięki skorzystaniu z możliwości odpisania sobie strat w biznesie. Kandydat GOP ripostował, że z podobnych upustów korzystają wszyscy szefowie wielkich korporacji i miliarderzy, "w tym jej (Clinton) przyjaciele, Warren Bufffett i George Soros, sponsorzy jej kampanii".
Clinton w rewanżu skrytykowała program podatkowy Trumpa jako sprzyjający wyłącznie najzamożniejszym Amerykanom. Kandydat GOP obiecuje obniżyć podatki od korporacji i twierdzi, że przyspieszy to wzrost gospodarki, słaby za rządów administracji Obamy.
Inny wątek debaty dotyczył reformy ubezpieczeń zdrowotnych przeprowadzonej przez Obamę (tzw. Obamacare), która ma zapewnić wszystkim ubezpieczenia, ale jest coraz bardziej krytykowana, ponieważ doprowadziła do astronomicznego wzrostu kosztów polis ubezpieczeniowych. Clinton broniła reformy, Trump zapowiadał odwołanie "Obamacare".
Konfrontacyjną atmosferę debaty rozładowało nieco tylko ostatnie pytanie zadane przez jednego z wyborców: "Czy moglibyście wymienić choć jedną rzecz, którą każde z was szanuje w swoim przeciwniku?" Zebrani przyjęli je owacją.
Clinton odpowiedziała: "Szanuję jego dzieci. To mówi wiele o Donaldzie Trumpie". I zaznaczyła: "Ale nie zgadzam się z niczym, co mówi i robi on".
Trump, którego syn i córka siedzieli na widowni, był bardziej pojednawczy.
- Pochwałę moich dzieci uważam za ważny komplement. A Hillary nigdy się nie poddaje, nigdy nie rezygnuje. Jest fighterem (osobą waleczną) i to budzi respekt - oświadczył.
Po debacie oboje uścisnęli sobie ręce.
Skomentuj artykuł