"Europa Środkowa ma powody, by krytykować Niemcy"
Komentując niedawne wizyty kanclerz Angeli Merkel w krajach Europy Środkowej, niemiecki dziennik "Die Welt" pisze, że krytyka Niemiec ze strony władz tych krajów jest "szorstka lecz niestety uzasadniona". Nie wszyscy chcą być rządzeni na niemieckie kopyto.
"Celami Niemiec, jeśli odważymy się na sformułowanie ich w sposób uproszczony, są: dobrze zjeść, spokojnie się wyspać i nigdy nie być samemu" - pisze autor opublikowanego w niedzielę komentarza, niemiecki historyk Michael Stuermer.
Rozmowy przeprowadzone przez Merkel w Europie Środkowej w dobiegającym końca tygodniu wykazały, "jak trudno jest przewodzić Europie, unikając równocześnie wrażenia, że się dominuje" - pisze Stuermer.
"Dawne demony nie odeszły na zawsze, a ożywienie resentymentów wobec Niemiec nie jest trudne" - ocenia komentator. "Krytyka, która obecnie jest jeszcze przytłumiona i wyrażana nieoficjalnie, może mieć poważne następstwa, jeżeli empatia dla będących w tarapatach narodów będzie nadal tak mała" - ostrzega komentator "Die Welt".
Jego zdaniem tematem, w którym jak w soczewce skupiają się wszystkie aspekty kryzysu, jest problem uchodźców. "W Europie Wschodniej nie jest to bagatela, lecz problem państwowości i praw obywateli, a także cennej, 25 lat temu odzyskanej w ryzykownym manewrze państwowej suwerenności" - tłumaczy Stuermer. Kraje te nie chcą pozwolić na odebranie sobie tej suwerenności przez UE, "a już na pewno nie przez niemiecki dyktat" - zaznacza autor komentarza.
Różnorodne interesy, zdolności i wzory działań mogą "rozerwać Europę" - pisze Stuermer. "Nie wszyscy chcą być rządzeni według niemieckich wzorów i dowiadywać się z Berlina, co ma być dalej" - czytamy w "Die Welt".
"Gdy niemiecki rząd rezygnuje z kierowania, sytuacja staje się trudna, gdy przejmuje przewodnictwo, jest jeszcze trudniej" - stwierdza komentator. Jego zdaniem rozwiązanie tej sprzeczności jest "stałym niemieckim dylematem" wymagającym kunsztu i dyplomacji telefonicznej, jak za czasów kanclerza Helmuta Kohla.
Brexit - uważa Stuermer - może okazać się zaraźliwy. Nacjonalizm, obrona tożsamości i gniew płynący ze środka społeczeństwa mogą doprowadzić na skraj załamania struktur, które dotychczas się sprawdzały, lecz mogą być nadwyrężone kryzysem uchodźczym, "jeżeli z Berlina nadal pobrzmiewać będzie zagadkowe hasło +Damy radę+" - uważa komentator.
"Szefowie rządów w Europie Środkowej odbierają (to hasło) jako kontynuację niemieckiej kultury przyjmowania uchodźców z otwartymi ramionami (Willkommenskultur) i obawiają się najgorszego" - pisze Stuermer.
Jak zaznacza, podczas podróży po Europie Środkowej Merkel musiała wysłuchać wielu słów krytyki - "bardziej za zamkniętymi drzwiami niż przy otwartych mikrofonach". Należy tylko mieć nadzieję, że jej doradcy zrozumieli skierowane do niej przesłanie i nie upiększali jego dramatycznego wyrazu w celu zachowania dobrego nastroju - pisze Stuermer.
Kryzys migracyjny "ujawnił kryzys przywództwa" w UE - zauważa komentator. Jego zdaniem Niemcy znowu "weszły na scenę nieoczekiwanie i przez boczne drzwi", lecz obecnie jest to problem widoczny dla wszystkich. "Każdy niemiecki kanclerz musi znaleźć właściwy stosunek między równowagą i przywództwem. Było to możliwe dawniej, powinno być także możliwe w czasach wędrówki ludów" - konkluduje Stuermer w "Die Welt".
Skomentuj artykuł