Górnicy z kopalni San Jose tracili już nadzieję
Chilijscy górnicy uwięzieni w kopalni San Jose na pustyni Atakama, zanim zostali odnalezieni, stracili nadzieję, że przeżyją i przygotowywali się na powolną śmierć głodową - powiedział jeden z nich, 50-letni Yonni Barrios, agencji Reutera.
- Zastanawialiśmy się cały czas, dlaczego nie zginęliśmy, dlaczego jeszcze żyliśmy - relacjonuje Barrios w wywiadzie, którego udzielił w poniedziałek wieczorem.
Barrios wraz z 32 kolegami został wydobyty w środę, po 69 dniach pod ziemią, z głębokości 625 metrów z zawalonej kopalni złota i miedzi. Ujawnił, że górnicy spierali się, jak długo potrwa czekanie na pomoc, ale nawet kiedy napięcie rosło, nigdy nie doszło do rękoczynów.
Uratowany mężczyzna, który nawet w domu wciąż nosi okulary przeciwsłoneczne, mówi, że ciągle próbuje przystosować się do światła słonecznego. Opisuje, że działa ono na niego, jakby ktoś wbijał mu igły w oczy.
Górnicy zostali uwięzieni pod ziemią 5 sierpnia. Przez 17 dni nie było z nimi kontaktu. Przetrwali je, racjonując jedzenie i wodę.
- Wydawało się to okrutne, że byliśmy tam na dole żywi i będziemy musieli powoli umrzeć z głodu - mówi Barrios. - Straciliśmy nadzieję. Kiedy się do nas dowiercono, naprawdę czekaliśmy już na śmierć.
Przez pierwszy szyb, który miał szerokość mniej więcej grejpfruta, uwięzionym górnikom dostarczano wodę i żywność w czasie gdy ekipy ratunkowe wierciły szerszy otwór.
Na dnie kopalni emocje były bardzo silne. Górnicy spierali się, jak długo potrwa, zanim ratownicy do nich dotrą.
- Dochodziło do sporów, co jest normalne, jednak nigdy nie doszło do rękoczynów, ponieważ bardzo tego pilnowaliśmy, ponieważ gdyby do tego doszło, zaszkodziłoby to dynamice grupy - przekonywał. Dodał, że nie poczuł ulgi, dopóki nie wyszedł na powierzchnię.
- Tam na dole nie było wesołych chwil, ponieważ jeśli się o tym pomyślało, nawet mimo że zaczęto kopać i przewiercono do nas szyb, wciąż nie byliśmy jeszcze uratowani. Jestem realistą i uważam, że jedyny szczęśliwy moment, to kiedy dotarliśmy na powierzchnię - przekonuje.
- Ostatecznie zostałem uratowany, ale w czasie, gdy byłem pod ziemią, a nawet w czasie, gdy byłem wyciągany w kapsule, wciąż jeszcze nie byłem uratowany - dodał.
Barrios, który pracuje jako górnik od 17 lat, podkreśla, że ani on, ani żaden z jego kolegów nie myślał o samobójstwie, które skróciłoby agonię.
- Każdy zaakceptował, że jeśli nie zostalibyśmy uratowani, umrzemy. I jeśli musimy umrzeć to musimy umrzeć, i to wszystko co nam zostało - powiedział.
Pod ziemią Barrios został wybrany na medyka. Do jego obowiązków należało robienie zastrzyków i pobieranie krwi do badań. Stał się też obiektem żartów, ponieważ wiadomo było, że ma żonę, z którą żyje w separacji, i przyjaciółkę, z którą mieszka na biednych przedmieściach górniczego miasta Copiapo od ponad 10 lat. Podczas oczekiwania na ratunek obie kobiety przychodziły pod bramę kopani.
Skomentuj artykuł