Jeb Bush ma ogłosić start w wyborach prezydenckich
(fot. Gage Skidmore / Foter / CC BY-SA)
PAP / kn
Po miesiącach nieoficjalnej kampanii Jeb Bush, syn i brat dwóch byłych prezydentów USA, ma wreszcie, 15 czerwca, ogłosić start w wyścigu o nominację Republikanów w wyborach prezydenckich w 2016 roku, dołączając do kilkunastu innych kandydatów z tej partii.
Jak potwierdziły w piątek zródła z otoczenia Busha, młodszy syn 41. prezydenta USA George'a Busha ogłosi start w wyborach 15 czerwca na mitingu w Miami Dade College na Florydzie.
Wcześniej jednak Bush wyruszy w przyszłym tygodniu w swą pierwszą międzynarodową podróż od czasu, kiedy w styczniu ogłosił, że "poważnie rozważa" start w wyborach. Odwiedzi Niemcy, Polskę i Estonię.
Celem podroży, jak zapowiadała wcześniej rzeczniczka Busha, Kristy Campbell, jest przeanalizowanie sytuacji gospodarczej w tej części Europy, a także rozmowy o "rosnących wyzwaniach dotyczących bezpieczeństwa" w odwiedzanym regionie. W Niemczech Bush ma wziąć udział w konferencji poświęconej gospodarce, w Polsce ma spotkać się m.in. z prezydentem elektem Andrzejem Dudą, a w Estonii w piątek z prezydentem Toomasem Hendrikiem Ilvesem, premierem Taavim Roivasem i szefową MSZ Keit Pentus-Rosimannus.
Jeśli Bush zdobędzie nominację Republikanów, w wyborach w listopadzie 2016 roku może dojść do starcia dwóch znanych politycznych rodzin. Zdecydowaną faworytką Demokratów w wyścigu do Białego Domu jest bowiem była pierwsza dama i była sekretarz stanu Hillary Clinton.
Ale na osiem miesięcy przed pierwszymi prawyborami niemożliwe jest wskazanie zdecydowanego faworyta spośród 16 Republikanów, którzy - jak się oczekuje - ostatecznie zgłoszą się do wyścigu.
Według środowego badania opinii publicznej Washington Post-ABC największym poparciem wśród wyborców Republikanów cieszy się obecnie gubernator Wisconsin Scott Walker oraz senator Rand Paul z Kentucky, na których chciałoby w republikańskich prawyborach głosować po 11 proc. wyborców. Jeb Bush zajmuje trzecie miejsce ex aequo z senatorem Marco Rubio z Florydy (po 10 proc.). W przypadku Busha to znaczny spadek, bo jeszcze pod koniec marca w takim sondażu Washington Post-ABC był na pierwszym miejscu. Wolę głosowania na byłego gubernatora Florydy deklarowało wówczas 21 proc. republikańskich wyborców.
61-letni Jeb Bush, który od 1999 do 2007 roku był gubernatorem Florydy, mówi płynnie po hiszpańsku (jego żoną jest pochodząca z Meksyku Columba Garnica Gallo) i angażuje się w kampanię na rzecz reformy prawa imigracyjnego w USA, czym może przyciągnąć latynoskich wyborców, dotychczas masowo głosujących na Demokratów.
Uważany jest za ulubieńca establishmentu Partii Republikańskiej, ale - jak oceniają komentatorzy - przeszkodą Busha na drodze do Białego Domu może okazać się jego rodzina. W jednym z sondaży z początku roku aż 50 proc. respondentów deklarowało, że jest mniej skłonnych, by zagłosować na Jeba w 2016 r., bo jego brat i ojciec już byli prezydentami USA.
Zdaniem komentatorów na pogorszenie notowań Busha wpłynęły rosnące kontrowersje związane w tym, że wciąż nie ogłosił swej kandydatury, mimo że od kilku miesięcy jeździ po kraju i zbiera fundusze. W ubiegłym tygodniu dwie organizacje non profit zajmujące się kontrolą wydatków na kampanię oskarżyły Busha o łamanie federalnego prawa wyborczego. Utrzymują, że opóźnianie oficjalnego startu jest celowe, gdyż Bush - póki nie jest formalnym kandydatem - nie podlega przepisom o finansowaniu i przejrzystości kampanii.
Z czwórki czołowych kandydatów republikańskich to Bush postrzegany jest jako kandydat najbardziej umiarkowany, który miałby największe szanse w ostatecznym starciu z byłą sekretarz stanu Hillary Clinton, zdecydowaną faworytką w wyścigu o nominację Demokratów. Według sondażu Washington Post-ABC Clinton wygrałaby z Bushem stosunkiem 47 do 44 proc.
Część politologów uważa, że większe szanse w ostatecznej rywalizacji z Clinton miałby jakiś "świeży" kandydat. Jeśli bowiem dojdzie do starcia Busha z Clinton, w kampanii nieuniknione będą porównania prezydentury Billa Clintona z prezydenturami obu Bushów.
"Dla Demokratów takie porównania będą bardzo wygodne, bo ludzie lepiej wspominają prezydenturę Clintona; żyło im się lepiej" - powiedział PAP w maju politolog z Uniwersytetu Wirginii Kyle Kondik. Ocenił, że generalnie w amerykańskim społeczeństwie nastąpiło "zmęczenie" obydwiema dynastiami - zarówno Bushów jak i Clintonów, "ale na pewno większe jest zmęczenie Bushami po stronie Republikanów, niż Clintonów po stronie Demokratów".
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł