Milicja rozbiła demonstrację w Mińsku
Białoruska milicja rozbiła w środę wieczorem demonstrację przeciwko prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence w centrum Mińska. Zatrzymano ponad sto osób, w tym dziennikarzy.
Akcje milczącego protestu zwoływane przez internet odbywały się też w innych miastach Białorusi, gdzie również były zatrzymania.
W Mińsku na demonstrację przyszło kilka tysięcy osób. Ludzie mieli zgromadzić się o godz. 19 czasu lokalnego (godz. 18 czasu polskiego) na centralnym Placu Październikowym, jednak godzinę wcześniej plac został ogrodzony i obstawiony milicją.
Milicjanci zatrzymywali ludzi w centralnych punktach miasta, najwięcej - w rejonie Niamiha. Samochody i autobusy milicyjne jeździły po centrum, ludzi łapano na ulicach. Z relacji z komisariatów wynika, że niektórzy zatrzymani mają porwaną odzież, komuś silnie rozbito twarz.
Przed rozpoczęciem demonstracji milicjanci schwycili dziennikarza opozycyjnego Radia Swaboda Aleha Hrudziłowicza. Radio podało, że gdy próbował się opierać, przewrócili go i uderzyli, potem zaciągnęli go do autobusu milicyjnego. Wykasowali nakręcone przez niego kamerą materiały i zniszczyli mikrofon. Zatrzymali też dziennikarzy: agencji Interfax Rusłana Ryndziewicza oraz opozycyjnej gazety "Nasza Niwa" Alesia Pileckiego, a także operatora niezależnej agencji BiełaPAN Pawła Padabieda.
Hrudziłowicz wielokrotnie relacjonował dla radia demonstracje opozycji. Na niedawnym procesie jednego z polityków opozycji Andreja Sannikaua zeznawał jako świadek obrony, opisując przebieg rozbitej przez milicję demonstracji w Mińsku po wyborach prezydenckich 19 grudnia zeszłego roku.
Akcja pod nazwą "Rewolucja za pośrednictwem sieci społecznej" odbyła się w środę po raz trzeci. Jej organizatorzy przez internet zapraszają ludzi, by przyszli na centralne place w swoich miastach, aby razem wziąć udział w milczącym proteście. Uczestnicy nie wykrzykują żadnych haseł ani nie wykorzystują zabronionej opozycyjnej symboliki narodowej. Władze starają się zapobiec akcjom i organizują na placach oficjalne imprezy.
Jak podaje niezależna gazeta internetowa "Biełorusskije Nowosti", w środę akcje protestu odbyły się we wszystkich sześciu miastach obwodowych Białorusi i w dziesiątkach mniejszych miast.
W Grodnie na centralnym Placu Radzieckim zebrało się ponad 100 osób. Uczestników akcji protestu trudno było odróżnić na pierwszy rzut oka od tych mieszkańców, którzy przyszli na oficjalny koncert. Widać jednak było, że ignorują muzykę, stoją w grupach odwróceni tyłem do estrady; niektórzy stojąc czytali książki, inni jeździli na rowerach.
Para młodych ludzi powiedziała, że przyszła na plac z powodu sytuacji politycznej w kraju. - Nie wiem, czy protest może wpłynąć na sytuację, ale myślę, że takich jak my jest tu większość, z wyjątkiem współpracowników milicji - powiedział mężczyzna.
Kiedy milicjanci próbowali zatrzymać młodego mężczyznę z kamerą, tłum otoczył go i zaczął głośno klaskać do momentu, aż go wypuścili. - Bez powodu zaczęli mnie prosić o okazanie dokumentów (...), potem schwycili mnie za ręce i zaczęli ciągnąć nie wiadomo gdzie, ale ludzie okrążyli mnie i zaczęli głośno klaskać, udało się mnie odbić - powiedział mężczyzna.
Po demonstracji zatrzymano jednak co najmniej jedną osobę.
W Wołkowysku według Radia Swaboda zatrzymano ponad 40 osób.
Skomentuj artykuł