Obama i starcia z Kongresem o pieniądze
(fot. PAP/EPA/Brendan Hoffman / POOL)
PAP / mh
Wiele wskazuje na to, że prezydent USA Barack Obama może nie być w stanie zrealizować ambitnego programu, jaki sobie wyznaczył na drugą kadencję z prostego powodu: powtarzających się batalii z Kongresem o budżet rządu federalnego.
Zakończony pomyślnie w ostatniej chwili (a właściwie już po krytycznej dacie 1 stycznia) spór z opozycją republikańską w Kongresie o tzw. klif fiskalny, jedynie odroczył na 3 miesiące rozwiązanie palących problemów budżetowych Ameryki. Zawarty kompromis nie zadowala jednak właściwie nikogo, a jego jedynym konstruktywnym rozwiązaniem jest podwyżka podatków dla osób zarabiających powyżej 400 tys. dol. rocznie.
Republikanie mający większość w Izbie Reprezentantów (izbie niższej Kongresu) zgodzili się na tę podwyżkę po trudnych negocjacjach; prezydent proponował początkowo podniesienie podatków osobom zarabiającym powyżej 250 tys. dolarów.
Mimo to - jak uważają analitycy - Republikanie chcą się "odegrać" za to ustępstwo. Ponadto kompromis zaowocował dalszym pogorszeniem się stosunków między prezydentem i republikańskim przewodniczącym Izby Reprezentantów Johnem Boehnerem.
Prezydent i Kongres muszą przed końcem marca porozumieć się w kwestii podniesienia wyczerpanego już limitu zadłużenia państwa wynoszącego obecnie 16,4 biliona dolarów. W razie braku porozumienia rząd stanie ponownie przed widmem braku pieniędzy na bieżącą działalność i na finansowanie rozlicznych programów federalnych.
Ale do uzgodnienia pozostaje jeszcze wiele innych spornych kwestii, w tym los odroczonych cięć w wydatkach budżetu na sumę 85 mld dolarów i uchwalenie ustawy o wydatkach rządowych po wygaśnięciu obecnego prowizorium. Zdaniem analityków można oczekiwać jeszcze ostrzejszych starć niż te, które towarzyszyły negocjacjom w sprawie klifu fiskalnego.
Tymczasem Obama zapowiadał, że w czasie swej drugiej kadencji prezydenckiej zamierza zająć się przede wszystkim wszechstronną reformą ustawodawstwa imigracyjnego, zaostrzeniem przepisów dotyczących posiadania broni przez obywateli, a także opracować program rozwoju krajowej produkcji energii (w tym ze źródeł odnawialnych) i wiążącej się z tym walki ze zmianami klimatu.
Dla Republikanów walka o budżet to doskonały sposób na "przetrzymanie" prezydenta i uniemożliwienie mu zajęcia się tymi problemami. Przyznał to otwarcie republikański strateg John Feehery: "Jeżeli nie chce się, aby Obama złapał trochę oddechu i miał czas na inne sprawy, to klif fiskalny i inne zagadnienia budżetowe są (na to) bardzo dobrym sposobem".
Jak skuteczna jest ta taktyka pokazuje właśnie przykład walki o uniknięcie klifu fiskalnego, czyli automatycznych podwyżek podatków i cięć w wydatkach federalnych na sumę ok. 600 mld dolarów, jakie miały wejść w życie z początkiem tego roku. Przez ostatnie dwa miesiące Biały Dom zajmował się praktycznie tylko tym problemem.
Gdyby w przyszłości miało dochodzić do takich sytuacji co pewien czas, to mogłyby one drastycznie skrócić okres, w którym prezydent sprawujący urząd przez drugą kadencję jest jeszcze w stanie przeforsowywać swoje projekty legislacyjne w Kongresie.
Zazwyczaj okres ten wynosi 1 - 1,5 roku od inauguracji. Później szef administracji określany jest jako "lame duck president", czyli - w wolnym tłumaczeniu - "chromy prezydent", którego znaczenie i siła polityczna powoli słabną.
Obama zdaje sobie sprawę z tego zagrożenia i bezpośrednio po zakończeniu walki o uniknięcie klifu fiskalnego zapowiedział, że nie ma zamiaru ograniczyć swojego programu ze względu na przyszłe potyczki budżetowe.
"Możemy zakończyć te spory, a przynajmniej nie dopuścić do tego, by pochłaniały tyle czasu i uniemożliwiały nam zajęcie się tyloma innymi wyzwaniami, przed którymi stoimy" - powiedział Obama. "Po prostu nie możemy sobie na to pozwolić; to jest obowiązek wobec nas samych i przyszłych pokoleń" - dodał.
Tymczasem Republikanie uważają, że podczas kolejnych starć budżetowych ich pozycja będzie jeszcze silniejsza niż w przypadku klifu fiskalnego, a środki nacisku na prezydenta - skuteczniejsze.
Nieuzgodnienie podniesienia pułapu zadłużenia mogłoby skutkować niewypłacalnością państwa lub obniżeniem ratingu kredytowego USA (do czego doszło już w 2011 r.) Natomiast nieuchwalenie ustawy o wydatkach rządowych mogłoby spowodować wstrzymanie działalności instytucji i agend federalnych. Do takich sytuacji doszło już dwukrotnie w latach 1995 i 1996, kiedy - na krótko - aparat federalny wstrzymał działalność.
Amerykańskie i światowe rynki finansowe reagują na takie wydarzenia bardzo nerwowo. Dochodzi wówczas zazwyczaj do załamań kursów akcji i walut oraz innych negatywnych zjawisk. Z drugiej strony, jak podkreśla Stephanie Flanders, komentatorka BBC specjalizująca się w sprawach gospodarczych, rynki często reagują z przesadnym optymizmem na takie wydarzenia jak ostatni kompromis w sprawie klifu fiskalnego, który w istocie nie rozwiązuje niczego.
Republikanie już zapowiadają, że nie poprą żadnego podniesienia limitu zadłużenia bez znaczących cięć w wydatkach, którym sprzeciwiają się Demokraci. Chodzi zwłaszcza o programy socjalne, takie jak ubezpieczenia zdrowotne dla osób powyżej 65 lat i ubogich - Medicare i Medicaid.
"Kiedy patrzy się na to, co nadchodzi, to walka wokół klifu fiskalnego będzie wyglądała jak szkółka niedzielna" - ocenia strateg Demokratów Chris Kofinis. "To będą boje ciągnące się tygodniami, lub miesiącami, a jeśli będzie porozumienie to będzie ono ostre, brutalne. Gdzie znaleźć wolę zajęcia się innymi sprawami po czymś takim?" - dodał.
Przewidując takie trudności administracja Obamy zamierza jeszcze w styczniu przesłać do Kongresu projekty ustaw o reformie prawa imigracyjnego i kontroli broni palnej. Jednak przywódcy Republikanów w Kongresie nie ukrywają, że dla nich najważniejszy przez najbliższe miesiące będzie stan gospodarki oraz budżet, a inne sprawy muszą poczekać.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł