Premier Szydło na szczycie klimatycznym w Paryżu
Premier Beata Szydło przybyła w poniedziałek na szczyt w Paryżu, gdzie blisko 200 państw ma się porozumieć, jak chronić klimat globu. Szydło spotka się z szefem RE Donaldem Tuskiem, szefem KE Jean-Claude'em Junckerem i premierem Izraela Benjaminem Netanjahu.
Premier przyleciała do Paryża w niedzielę wieczorem bezpośrednio po szczycie UE-Turcja, który odbył się w Brukseli.
Beatę Szydło powitali gospodarze konferencji COP21 prezydent Francji Francois Hollande oraz sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun. Następnie premier weźmie udział w ceremonii otwarcia szczytu.
W inauguracji uczestniczyć będzie ponad 150 szefów państw i rządów, w tym prezydent USA Barack Obama, prezydent Rosji Władimir Putin, przywódca Chin Xi Jinping i premier Indii Narendra Modi. Maraton negocjacyjny, już bez przywódców, ma trwać do 11 grudnia.
Konferencja rozpocznie się od minuty ciszy upamiętniającej ofiary paryskich zamachów z 13 listopada. Następnie głos zabiorą Hollande i Ban oraz szef francuskiego MSZ Laurent Fabius, przewodniczący obradom.
W południe rozpocznie się pierwsza sesja robocza, na której głos zabiorą liderzy USA, Rosji, Chin i Indii. Po niej przywódcy wezmą udział w śniadaniu wydanym przez prezydenta Francji. Szydło zabierze głos podczas sesji roboczej rozpoczynającej się ok. godz. 15; wystąpienie polskiej premier jest zaplanowane około godz. 17.
Następnie Szydło będzie miała spotkania bilateralne z Tuskiem, Netanjahu oraz Junckerem.
Minister środowiska Jan Szyszko zapowiedział, że Polska będzie dążyć do osiągnięcia nowego, sprawiedliwego dla wszystkich państw globalnego porozumienia klimatycznego. Jak mówił, głównym celem Polski jest zrównoważony rozwój, a nie ambicje poszczególnych gospodarek.
Zdaniem polityków PiS UE bierze na siebie zbyt duże i kosztowne zobowiązania klimatyczne, które nie współgrają z postawą pozostałych gospodarek, stąd krytykują oni często unijny pakiet klimatyczny.
Prezydent Andrzej Duda uważa, że ciężar ograniczeń emisji powinny wziąć na siebie też pozaeuropejskie wielkie gospodarki - inaczej unijne zobowiązania powinny zostać zrewidowane. Ponadto - jak podkreślał - Polska w ramach dotychczasowych zobowiązań na poziomie ONZ obniżyła emisje o 30 proc., zamiast przypisanych jej 6 proc.
UE ma złożyć w Paryżu swoją ofertę, a mianowicie co najmniej 40-proc. redukcję emisji CO2 do 2030 r. Europa przekonuje, że aby nie dopuścić do katastrofalnych skutków zmian klimatu, należy utrzymać wzrost średniej temperatury na świecie poniżej 2 st. C w porównaniu do poziomu sprzed rewolucji przemysłowej.
Unijny komisarz ds. działań klimatycznych i energii Miguel Canete powiedział w środę, że nie ma wątpliwości co do porozumienia w Paryżu, a jego obawy dotyczą tego, że może ono być minimalistyczne. "UE chce dobrego, ambitnego porozumienia, a nie jakiegokolwiek" - zaznaczył.
"Rozumiem, że Polska będzie wywiązywała się ze swoich wcześniejszych zobowiązań. Mamy porozumienie Rady Europejskiej z października 2014 r., w którym ustaliliśmy nasze cele klimatyczne. Polska była częścią tego porozumienia" - przypomniał. Podkreślił, że Polska bardzo aktywnie kształtowała mandat negocjacyjny dla UE na konferencję w Paryżu i że został on przyjęty jednomyślnie.
"Rozumiem, że będziemy w stanie negocjować w Paryżu na podstawie naszego mandatu i Polska będzie z nami na pokładzie" - dodał.
W konferencji bierze udział 195 krajów. Główną osią sporu będzie batalia o finanse na walkę ze zmianami klimatycznymi między bogatymi a biednymi państwami.
Na kilka dni przed startem rozmów propozycje wkładu do porozumienia klimatycznego (ang. intended nationally determined contribution - INDC) złożyły 183 państwa. W dokumentach tych deklarują, jakie kroki podejmą, aby zredukować emisję gazów cieplarnianych na poziomie krajowym.
Choć liczba deklaracji jest bezprecedensowo wysoka, to ich analiza pokazuje, że o kompromis będzie niezwykle trudno.
Kraje rozwijające się uzależniają bowiem swoje działania od pomocy, jaką mają im przekazać na walkę ze zmianami klimatu kraje rozwinięte. Zgodnie z przyjętymi wcześniej zobowiązaniami od 2020 r. transfer ten ma wynosić 100 mld dol. rocznie. Chodzi o wartość przekazywanych technologii, inwestycji prywatnych, ale też środków publicznych. 134 kraje rozwijające się, zrzeszone w "Grupie 77", domagają się konkretnych zapisów dotyczących mechanizmów finansowania, by deklaracje dotyczące przekazywania środków nie pozostały puste.
Skomentuj artykuł