Projekt ustawy przeciw wyłudzaniu świadczeń
(fot. Medienmagazin pro / Foter / CC BY-SA 2.0)
PAP / kn
Rząd Niemiec przyjął w środę projekt ustawy mającej zapobiec wyłudzaniu przez imigrantów z innych krajów UE, przede wszystkim z Bułgarii i Rumunii, świadczeń socjalnych w RFN. Opozycja i związki zawodowe zarzucają władzom populizm.
Minister spraw wewnętrznych Thomas de Maiziere (CDU) oraz minister pracy Andrea Nahles z koalicyjnej SPD zapewnili przy tym dziennikarzy, że prawo do swobodnego przemieszczania się pozostaje "filarem europejskiej integracji", w pełni uznawanym przez Niemcy i korzystnym dla nich.
"Nie możemy jednak zamykać oczu na przypadki naruszania prawa" - podkreślił szef resortu spraw wewnętrznych.
"Tak dla swobody przemieszczania się; nie dla nadużywania tego prawa" - powiedział de Maiziere. Nahles wyjaśniła, że negatywne skutki napływu cudzoziemców naruszających przepisy nie są problemem ogólnoniemieckim, lecz stwarzają poważne trudności samorządom w niektórych regionach kraju.
Opozycja oraz związki zawodowe skrytykowały projekt, zarzucając koalicji rządowej, "stawianie cudzoziemców pod pręgierzem" i populizm.
Nowe przepisy pozwalają władzom na wydalenie obcokrajowców przyłapanych na oszustwie i nałożenie na nich czasowego zakazu wjazdu do Niemiec.
Osoby przyjeżdżające do Niemiec z zamiarem podjęcia pracy będą miały na jej poszukiwanie sześć miesięcy. Po upływie tego terminu pozwolenie na pobyt wygaśnie. Projekt ustawy przewiduje ponadto zaostrzenie kar za pracę na czarno i pozorowane samozatrudnienie. Służby celne ścigające tego rodzaju przestępstwa mają ulec wzmocnieniu.
Aby zapobiec nadużyciom, rodzice pobierający zasiłek na dzieci będą musieli podać numer identyfikacji podatkowej swój i dziecka. Władze podejrzewają, że rodziny imigrantów z krajów Europy Środkowej i Wschodniej występują o "kindergeld" w kilku różnych miejscach na terenie Niemiec i pobierają wielokrotnie świadczenie na to samo dziecko. Jak twierdzą media, zdarzały się też przypadki pobierania świadczeń na nieistniejące dzieci.
De Maiziere powiedział, że rząd zbada też wniosek bawarskiej CSU, domagającej się obniżenie dodatków na dzieci do poziomu świadczeń obowiązującego w kraju ich pochodzenia, bądź nawet całkowitego zawieszenia wypłat w przypadku, gdy dziecko nie mieszka z rodzicami w Niemczech lecz pozostało w rodzinnym kraju.
Obecnie nawet dzieci nie przebywające w Niemczech mają prawo do pełnego świadczenia, wynoszącego obecnie 184 euro miesięcznie na pierwsze dziecko. Od czwartego dziecka kwota wzrasta do 215 euro.
Wśród obcokrajowców z krajów UE najliczniejszą grupę osób pobierających świadczenia na dzieci stanowią Polacy. Niemiecki "kindergeld" otrzymuje ponad 144 tys. polskich dzieci; 28 proc. z nich nie mieszka z rodzicami w Niemczech, lecz w Polsce.
Z informacji niemieckich mediów wynika, że przypadki nieuprawnionego pobierania świadczeń zdarzają się szczególnie często wśród imigrantów z Rumunii i Bułgarii. Część z nich pobiera zasiłek dla bezrobotnych (Harz IV), chociaż nigdy nie pracowała w Niemczech.
Minister pracy Nahles przyznała, że rząd nie dysponuje dokładnymi danymi obrazującymi skalę nadużyć.
De Maiziere zapowiedział, że władze będą też bardziej zdecydowanie zwalczać osoby i firmy "wyzyskujące"
cudzoziemców. Jak zaznaczył, w wielu miastach istnieją "bazary" z tanią siłą roboczą z Europy Wschodniej. Właściciele domów zbijają kokosy wynajmując materace w zbiorowych kwaterach przyjezdnym, koczującym w urągających ludzkiej godności warunkach.
Projekt ustawy przewiduje też pomoc finansową dla gmin, w których napływ cudzoziemców doprowadził do poważnych problemów ekonomicznych i napięć socjalnych.
Rząd zapowiedział, że nowe prawo wejdzie w życie do końca tego roku.
Przedstawiciel opozycyjnej partii Zielonych Wolfgang Strengmann-Kuhn wezwał rząd, by "przestał wreszcie zajmować się problemami, których nie ma". Katina Schubert z Lewicy ostrzegła przed stawianiem imigrantów pod pręgierzem. Jej zdaniem nadużycie należą do wyjątków. Centrala Niemieckich Związków Zawodowych DGB wytknęła rządowi, że potraktował po macoszemu najważniejszy problem - wyzysk cudzoziemców przez niemieckich pracodawców.
Pod koniec 2013 roku w Niemczech mieszkało 3,1 mln obcokrajowców z krajów UE - 10 proc. więcej niż rok wcześniej. Liczba Rumunów i Bułgarów zwiększyła się w tym czasie o 27,9 proc. do ponad 400 tys. Szczególnie duży napływ imigrantów z tych krajów odnotowano w kilku miastach Zagłębia Ruhry w zachodniej części kraju, takich jak Offenbach czy Duisburg, co wywołało protesty mieszkańców.
Walka z obcokrajowcami wyłudzającymi świadczenia socjalne była ważnym tematem w kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Kanclerz Angela Merkel oświadczyła w jednym z wywiadów, że "UE nie jest unią socjalną".
Problem ten jest też ważnym tematem w kampanii przed wyborami w trzech wschodnioniemieckich krajach związkowych - Saksonii (w najbliższą niedzielę) oraz w Brandenburgii i Turyngii (14 września).
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł