"Referendum to sposób ukrycia przestępstw"
Władze Ukrainy nie uznają tzw. referendum, odbywającego się w niedzielę w obwodach donieckim i ługańskim na wschodzie kraju - oświadczył szef administracji prezydenckiej w Kijowie Serhij Paszynski.
"Żadne referendum nie jest tam faktycznie przeprowadzane. Nie jest to nic więcej, jak tylko kampania informacyjna dla ukrycia swoich przestępstw" - powiedział o działaniach separatystów prorosyjskich, którzy organizują plebiscyt.
Urzędnik wyjaśnił, że referendum potrzebuje otwarcia tysięcy dzielnic wyborczych i powołania komisji, czego w regionie donieckim i ługańskim nie uczyniono.
"W dwóch trzecich terytorium tych obwodów nie ma mowy o niczym, co choć trochę przypominałoby referendum. Są to takie mini-demonstracje, w których ludzie głosują wydrukowanymi na zwykłej drukarce kartach" - podkreślił.
Urzędnik ocenił, że frekwencja na referendum "jest bliska zera". Uprzedził, że wszędzie tam, gdzie się ono odbywa, działają ekipy ukraińskich władz, które nagrywają to wszystko na kamery wideo. Ostrzegł, że przedstawiciele władz lokalnych, którzy "wspierają terrorystów", poniosą za to odpowiedzialność.
Paszyński wyraził jednocześnie przekonanie, że mimo wysiłków separatystów zaplanowane na 25 maja wybory prezydenta Ukrainy odbędą się, choć - jak przyznał - w niektórych regionach ich przeprowadzenie będzie problematyczne.
"Widzimy już, że mniej więcej w połowie obwodu donieckiego i ługańskiego wybory odbędą się w zwykłym trybie, jednak będą i tereny, gdzie praca komisji wyborczych będzie utrudniona" - podkreślił.
Paszyński nie wykluczył, że jeśli Rosja nadal będzie wspierała ekstremistów, Ukraina będzie zmuszona wprowadzić dla niej ruch wizowy.
"Nie wykluczam, że jeśli nie dojdzie do obniżenia poziomu eskalacji między naszymi krajami, to na jakimś etapie będziemy musieli ograniczyć nasze kontakty do minimum, w tym także wykorzystać taki właśnie instrument" - powiedział szef administracji prezydenckiej na konferencji prasowej.
Skomentuj artykuł