Rewolty w północnej Afryce to wynik głodu
Rewolty w północnej Afryce są też wynikiem głodu - taką tezę przedstawiła szefowa Światowego Programu Żywnościowego (WFP) Josette Sheeran, cytowana w sobotę przez watykański dziennik "L'Osservatore Romano". W środę była ona na audiencji u Benedykta XVI.
"Kiedy ludzie nie mają co jeść, mają do wyboru tylko trzy rzeczy: zbuntować się, emigrować albo umrzeć" - powiedziała szefowa oenzetowskiego organu pomocniczego po zwizytowaniu obozów dla dziesiątek tysięcy uchodźców na pograniczu Tunezji i Libii.
Sheeran podkreśliła, że gwarantując tym ludziom żywność, Zachód pomoże w procesie demokratyzacji i zapobiegnie fali imigracji.
"Jest absolutnie ważne, aby świat zagwarantował nam dostęp humanitarny do Libii, żeby najbardziej narażone wspólnoty mogły otrzymać żywność" - oświadczyła.
Odnosząc się do wydarzeń w północnej Afryce, dyrektor WFP zauważyła: "Te rewolucje pokazują dobitnie, że nie można ignorować głosu ludu, jego potrzeb i zaniepokojenia".
"Ceny artykułów żywnościowych osiągnęły maksimum, a to może mieć niszczycielski wpływ na osoby najsłabsze na świecie" - oświadczyła.
"Oczywiste jest, że podniesienie cen żywności przyczyniło się do konfliktów, które szaleją na Bliskim Wschodzie i w Afryce północnej, biorąc pod uwagę, że w 2008 roku wywołało to zamieszki w ponad 35 krajach" - oceniła.
Szefowa WFP przypomniała, że ponad 80 proc. ludności świata nie ma "sieci bezpieczeństwa żywnościowego, by stawić czoło takim podwyżkom". A zatem ludzie ci - ostrzegła - "mogą stanąć w obliczu groźby niedożywienia czy wręcz śmierci, kiedy ceny rosną i kiedy nie mają dostępu do jedzenia".
Skomentuj artykuł