Rewolucja w niemieckiej polityce prorodzinnej
Rewolucja w niemieckiej polityce prorodzinnej: od 1 sierpnia br. w Niemczech każdy dwu- i trzylatek będzie miał prawnie zagwarantowane miejsce w żłobku. Rodzice, którzy chcą opiekować się swoimi dziećmi w domu, otrzymają od państwa finansowe wsparcie.
Pakiet ustaw rozszerzających prawo do opieki nad najmłodszymi dziećmi w placówkach publicznych pięć lat temu przeforsowali wspólnie socjaldemokraci (SPD) i chrześcijańscy demokraci (CDU i CSU), którzy tworzyli wówczas (2005-2009) rząd koalicyjny. Dotychczas prawo do opieki przedszkolnej miały dzieci od ukończenia trzeciego roku do chwili rozpoczęcia nauki w szkole.
Minister do spraw rodziny Kristina Schroeder krótko przed wejściem ustawy w życie powiedziała, że dobrze działające przedszkola mają fundamentalne znaczenie dla pracujących rodziców, pozwalając matkom po urodzeniu dziecka na szybki powrót do zawodu.
Zapewniła, że żadne dziecko, którego rodzice wystąpią o przyznanie miejsca, "nie odejdzie z kwitkiem". Jak poinformowała, w tym roku dla dzieci w wieku dwóch i trzech lat przygotowano 813 tys. miejsc w przedszkolach lub innych placówkach opiekuńczych. W Niemczech popularnością cieszą się tzw. dzienne matki (Tagesmuetter) - opiekunki, które przychodzą do domu dziecka na określony czas. Władze centralne przeznaczyły na wdrożenie reformy 5,4 mld euro.
Ze wstępnych szacunków władz samorządowych wynikało, że około jednej trzeciej wszystkich dwu- i trzylatków, to jest 750 tys. maluchów, skorzysta z oferowanych form opieki. Najnowsze dane wskazują na dużo większe, dochodzące do 50 proc. zainteresowanie ofertą.
Schroeder zaapelowała do rodziców, by w przypadku wystąpienia problemów dochodziły swoich praw na drodze prawnej. "Celowo wpisaliśmy do ustawy możliwość skargi sądowej, by móc wywierać na samorządy skuteczną presję" - wyjaśniła minister.
O ile program objęcia najmłodszych dzieci opieką przedszkolną nie wzbudza kontrowersji i jest akceptowany przez wszystkie siły polityczne, to propozycja świadczeń finansowych dla rodziców wychowujących dzieci w domu doprowadziła do wybuchu ideologicznej wojny między chadekami a centrolewicą - socjaldemokratami i Zielonymi.
Ustawa przewiduje, że rodzice decydujący się na pozostawienie dziecka w domu, otrzymają 100 euro miesięcznie; od sierpnia 2014 r. zasiłek ma wzrosnąć do 150 euro. Zwolennikiem tego rozwiązania była przede wszystkim bawarska CSU. W Bawarii ciągle jeszcze obowiązuje tradycyjny podział ról w rodzinie, a większość kobiet nie pracuje zawodowo i zajmuje się dziećmi.
Nie tylko w Bawarii dominuje opinia, że dziecko do co najmniej trzeciego roku życia powinno być wychowywane w domu. Kobieta, która oddaje dziecko do żłobka, uważana jest za "wyrodną matkę".
Kandydat SPD na kanclerza Niemiec Peer Steinbrueck oświadczył, że w przypadku zwycięstwa w wyborach do Bundestagu 22 września br. likwidacja zasiłku będzie jedną z jego pierwszych decyzji jako szefa rządu.
Zdaniem SPD zasiłek zniechęca kobiety do podjęcia pracy. Socjaldemokraci określają to świadczenie "premią za stanie przy garach". Opozycja zapowiada likwidację zasiłku i przeznaczenie wygospodarowanych pieniędzy na dalszą rozbudowę sieci przedszkoli.
- Kto uważa, że kobiety zrezygnują z zawodowych ambicji tylko dlatego, że pokaże im się 150 euro, ten myśli kategoriami lat 50. i ma wypaczony obraz kobiet" - ripostowała Schroeder.
Przewodniczący Stowarzyszenia do spraw Rodzin Klaus Zeh podkreślił w rozmowie z PAP, że władze nie powinny narzucać rodzicom jednego rozwiązania. - Rodzice wiedzą najlepiej, co jest dobre dla ich dziecka, i to oni powinni mieć swobodę decyzji - powiedział Zeh.
Polityk samorządowy wyraził ponadto obawę, że szybka rozbudowa sieci przedszkoli wpłynie negatywnie na jakość świadczonych przez przedszkola usług. By zapewnić odpowiednią liczbę wychowawców, w minionych miesiącach organizowane były przyspieszone kursy pedagogiczne dla osób pragnących się przekwalifikować.
Z ekspertyz naukowych wynika, że pomimo ogromnych inwestycji prorodzinnych, sięgających 200 mld euro rocznie, fatalna sytuacja demograficzna Niemiec nie poprawia się. - Podczas gdy we Francji wielodzietność jest symbolem wysokiego statusu społecznego, w Niemczech jest ona uznawana raczej za okoliczność społecznie niekorzystną - powiedział Zeh. Wskaźnik urodzin w Niemczech wyniósł w 2010 r. 1,39 i należy do najniższych w Europie. Liderem jest Islandia (2,20) przed Irlandią (2,07), Turcją (2,04) i Francją (2,01).
Niemcy mają najwyższy na świecie odsetek bezdzietnych kobiet - alarmuje Federalny Instytut Badania Ludności (BiB). Jak twierdzą naukowcy, wielu Niemców nie chce mieć dzieci, ponieważ nie uważają ich za wartość w życiu. Bardziej cenią sobie karierę, przyjaźń i swoje hobby - wynika z najnowszego opracowania BiB. Tylko 45 proc. Niemców nie posiadających dzieci uważa, że dziecko odmieniłoby ich życie na lepsze.
Skomentuj artykuł