Rozmawiać czy nie z reżimem Kim Dzong Ila?
Atak artyleryjski Korei Północnej na południowokoreańską wyspę Yeonpyeong jest zapewne wynikiem walki o władzę w kierownictwie reżimu w Phenianie lub próbą wymuszenia koncesji ze strony rządu amerykańskiego - to dominujące opinie w komentarzach w USA.
Czołowe dzienniki zalecają administracji prezydenta Baracka Obamy, aby trzymała się twardego kursu w polityce wobec Korei Północnej i skłoniła Chiny do wywarcia presji na stalinowski reżim na rzecz zmiany postępowania.
"Korea Północna uważa, że zostanie wynagrodzona za swoje ataki. Zachowanie to jest całkowicie racjonalne, zważywszy na to, jak była wynagradzana (pomocą międzynarodową) za swoje poprzednie wykroczenia. (...)Stany Zjednoczone nie powinny pozostawić wątpliwości, że będą bronić Korei Południowej. USA muszą natychmiast wzmocnić swoje siły morskie w regionie, w tym przeprowadzić manewry na Morzu Wschodniochińskim, które niepotrzebnie odłożono na później przez wzgląd na chińskie zastrzeżenia" - pisze w środę "Wall Street Journal".
Podobnie komentuje agresję reżimu Kim Dzong Ila środowy "Washington Post", przestrzegając przed wznowieniem pomocy i zniesieniem sankcji.
"Ten jawnie zbrodniczy czyn zmusi prawdopodobnie administrację Obamy, zgodnie z intencjami sprawców, do zwrócenia uwagi na reżim, który był przez nią na ogół ignorowany. Nie powinien jednak prowadzić do płacenia ekonomicznych i politycznych łapówek, które Kim Dzong Il wymuszał w ten sposób w przeszłości" - czytamy w artykule redakcyjnym dziennika.
Odradza on rozmowy z Koreą Północną, zalecając raczej zaostrzenie sankcji.
"Zamiast kierować wysłanników do Phenianu, administracja powinna starać się o naganę i, jeśli to możliwe, dalsze sankcje przeciw Korei Północnej, wymierzone przez Radę Bezpieczeństwa ONZ. Powinna też jasno dać do zrozumienia, że USA gotowe są pomóc Korei Południowej w obronie przed atakiem" - pisze "Washington Post".
Jeśli zaś miałoby dojść do rozmów - kontynuuje gazeta - "USA i ich sojusznicy powinni zobowiązać Chiny do powstrzymania niebezpiecznych zachowań Kim Dzong Ila".
Także "New York Times" podkreśla, że tylko Chiny mogą skłonić Phenian do zaprzestania prowokacyjnych działań.
"Administracja Obamy musi wywrzeć nacisk na Chiny, aby zaangażowały się w końcu (w sprawę Korei). Chiny przez długi czas pomagały Korei Północnej, wyraźnie sygnalizując, że ich jedyną troską jest stabilizacja na swojej granicy. Chiny powinny jednak zrozumieć, że ich nieobliczalny sąsiad uzbrojony w broń nuklearną jest receptą na wszystko, tylko nie na stabilność" - pisze "NYT" w komentarzu redakcyjnym.
Tymczasem w artykule w środowym "Washington Post" były prezydent Jimmy Carter wezwał rząd USA do podjęcia dwustronnych rozmów z Koreą Północną na temat jej programu atomowego i innych kwestii.
"Phenian wysyła konsekwentne przesłanie, że w toku bezpośrednich rozmów z USA jest gotowy do zawarcia porozumienia o zakończeniu swoich programów nuklearnych, poddania ich inspekcji MAEA i podpisania stałego traktatu pokojowego (z Koreą Południową), który zastąpiłby "tymczasowe" zawieszenie broni z 1953 r. Powinniśmy rozważyć odpowiedź na tę ofertę" - pisze Carter.
Dwustronne rozmowy oznaczałyby wyjście naprzeciw postulatom reżimu Kim Dzong Ila, który domaga się tego od dawna. USA odmawiają jednak, popierając tylko rozmowy wielostronne - toczyły się one z udziałem Korei Północnej, Korei Południowej, USA, Chin, Japonii i Rosji. W 2008 r. zostały przerwane.
Skomentuj artykuł