Rumunia: W powtórzonych wyborach prezydenckich wyższa frekwencja, politycy mówią o decydującym dniu

Rumuni głosują w trwających wyborach prezydenckich aktywniej niż podczas unieważnionej elekcji w listopadzie ubiegłego roku – wynika z danych urzędu wyborczego. Kandydaci i politycy, oddając głosy, przekonują w niedzielę, że jest to „decydujący dzień dla Rumunii”.
Dane dotyczące frekwencji wyborczej w ciągu trzech pierwszych godzin głosowania pokazują, że jest ona o 38 proc. wyższa niż w listopadowych wyborach – podał portal Hotnews.ro, odnosząc się do głosowania na terenie kraju.
Poza granicami Rumunii, gdzie głosowanie trwa już od piątku, wzrost frekwencji jest jeszcze bardziej wyraźny. W piątek i sobotę zagłosowało ponad 400 tys. ludzi, prawie dwa razy więcej niż w listopadzie.
Według mediów, jeśli takie tempo głosowania zagranicą się utrzyma, to diaspora może oddać nawet ponad milion głosów i istotnie wpłynąć na wynik wyborów. W listopadowym głosowaniu zagranicą oddało głos 821 tys. ludzi, a w sumie – ponad 9,2 mln.
„Nie wiemy, jak zagłosuje diaspora, bo z powodów technicznych nie jest ona ujmowana w sondażach przedwyborczych. Jeśli jednak będzie to tendencja podobna jak w poprzednich wyborach, to zagranicą należy się spodziewać wyraźnej przewagi na rzecz kandydata antysystemowego” – powiedział PAP Remus Stefureac, szef ośrodka badań INSCOP.
W pierwszej turze wyborów w listopadzie 2024 r. przeważająca większość Rumunów przebywających poza granicami kraju (ponad 43 proc.) oddała głos na kandydata skrajnej prawicy, mało wcześniej znanego Calina Georgescu.
Na drugim miejscu była Elena Lasconi, liderka centroprawicowej partii USR (Związku Ocalenia Rumunii) z wynikiem ok. 27 proc., a na trzecim z 12 proc. faworyt obecnego, powtórzonego wyścigu prezydenckiego George Simion, szef radykalnie prawicowej partii AUR (Związku na rzecz Jedności Rumunów), który według prognoz zagospodaruje większość elektoratu Georgescu.
W niedzielę Simion, będący liderem sondaży, udał się do lokalu wyborczego właśnie w towarzystwie Georgescu, który stał się przyczyną anulowania poprzednich wyborów przez Sąd Konstytucyjny, a do obecnych nie został dopuszczony. Uzasadnieniem tej decyzji były zarzuty wobec Georgescu o nadużycia w kampanii i złamanie zasad uczciwej konkurencji wyborczej, a także wsparcie ze strony „aktora zewnętrznego” - Rosji.
"Głosowałem razem z panem Georgescu, jesteśmy tu razem z jedną misją: przywrócenia porządku konstytucyjnego, demokracji” - mówił Simion, a Georgescu oświadczył, że "nie jest tu po to, by uznać oszustwo takie jak te wybory, ale aby uznać siłę demokracji, siłę głosowania, które przeraża system”.
„Odwołanie wyborów to była trauma, ale rolą przyszłego prezydenta będzie sprawienie, by wszyscy Rumuni trzymali się razem” – powiedział w niedzielę, wrzucając głos do urny, popierany przez koalicję rządzącą Crin Antonescu, jeden z wyraźnych pretendentów do drugiego miejsca w pierwszej turze.
„To bardzo ważny dzień. Cieszę się, że według pierwszych sygnałów mamy ogromną frekwencję, być może rekordową, zarówno w diasporze, jak i na terytorium kraju. To niezwykle ważna rzecz dla prawomocności tych wyborów, dla siły moralnej przyszłego prezydenta” – dodał Antonescu.
Nicusor Dan, centroprawicowy burmistrz Bukaresztu, który w sondażach idzie „łeb w łeb” z Antonescu, powiedział, że oddał głos „na nadzieję, na nowy początek dla Rumunii - kraju, który ma zdolnych ludzi tutaj, w diasporze i w Republice Mołdawii, zdolnych uczynić ten kraj tym, na co zasługuje”. „Głosowałem na wielu cichych, uczciwych, pracowitych ludzi, których nikt nie reprezentował do dziś”- oświadczył.
Elena Lasconi, kandydatka centroprawicowej partii USR, mówiła, że „Rumuni mają szansę zresetować system”, a Kelemen Hunor, lider partii rumuńskich Węgrów, która jest częścią koalicji rządzącej, zachęcał do udziału w wyborach, by „nie dopuścić do powrotu do przeszłości”.
Tymczasowo pełniący obowiązki prezydenta Rumunii Ilie Bolojan, wzywając do głosowania, podkreślał, że „spokojne czasy się skończyły”. „Prezydent Rumunii odpowiada za najważniejsze kierunki naszej polityki zagranicznej i obronnej. Od tego będzie zależało bezpieczeństwo naszego kraju i to, czy pozostaniemy krajem godnym zaufania” – oświadczył Bolojan.
W obecnych, powtórzonych, wyborach startuje 11 kandydatów, a na czele stawki - według sondaży przedwyborczych - jest Simion, lider radykalnie prawicowego Związku na rzecz Jedności Rumunów (AUR) z wynikiem ok. 30 proc. Według badań opinii publicznej o szansach na prezydenturę można mówić jeszcze w przypadku trójki kandydatów. Są to: popierany przez koalicję rządzącą Antonescu (24 proc.), burmistrz Bukaresztu Dan (22 proc.) oraz były socjaldemokratyczny premier Victor Ponta (11 proc.). Lasconi, kierująca partią Związkiem Ocalenia Rumunii (USR) w ostatnim sondażu zdobyła ok. 6 proc.
„Intryga wyborcza wciąż pozostaje ta sama. O ile możemy zakładać, że George Simion jest pewniakiem do drugiej tury, to nie da się przewidzieć, kto stanie naprzeciw niego. Szanse mają na pewno Antonescu i Dan, a także Victor Ponta, który podobnie jak Simion, odwołuje się do elektoratu antysystemowego. Każdy z nich może wejść do tury” - uważa socjolog Remus Stefureac, zaznaczając, że dodatkową niewiadomą jest to, czy i jak zagłosuje ok. 9 proc. badanych, którzy w sondażach deklarowali, że nie wybrali jeszcze kandydata, ale zamierzają zagłosować.
Wybory odbywają się w cieniu kontrowersji i w atmosferze dużego rozczarowania po tym, jak w grudniu Sąd Konstytucyjny podjął bezprecedensową decyzję o unieważnieniu głosowania w pierwszej turze 24 listopada.
Niedzielne głosowanie zakończy się o godz. 21 (godz. 20 w Polsce), a zaraz potem opublikowane zostaną badania exit poll. Ewentualna druga tura odbędzie się 18 maja.
Z Bukaresztu Justyna Prus (PAP)
Skomentuj artykuł