Spory i przepychanki wokół operacji w Libii
Sojusz, w którym każdy robi swoje - tak włoska prasa podsumowuje we wtorek spory wokół operacji w Libii. Według gazet jej główny cel - obrona ludności libijskiej został zepchnięty na dalszy plan przez polemiki na temat dowodzenia działaniami zbrojnymi.
Włochy domagają się, aby dowództwo przejęło NATO, ale na razie - podkreślają komentatorzy - nikt ich nie słucha, a jedynym rezultatem jest zaostrzający się spór z Francją, która odgrywa czołową rolę.
"La Repubblica" pisze, że Włochy otwarcie wystąpiły przeciwko Francji domagając się, aby to NATO objęło dowództwo nad działaniami zbrojnymi.
"Unia Europejska rozdziera się, NATO nie jest w stanie ukryć swych wewnętrznych pęknięć. 48 godzin po rozpoczęciu bombardowań w Libii sojusznicy pokazują głębokie podziały" - tak sytuację podsumowuje rzymski dziennik. Podkreśla, że na pierwszy plan wysuwa się właśnie spór Włoch z Francją.
"Minister spraw zagranicznych Franco Frattini prosi, aby dowództwo nad operacją przejęło NATO. Francja odpowiada: figę" - sarkastycznie relacjonuje spór gazeta. Wyraża następnie przekonanie, że "opór Francuzów - będących już w izolacji - zagraża kruchej konstrukcji koalicji przeciwko Kadafiemu".
"Wojna libijska dzieli Włochy i Francję" - taki wielki nagłówek widnieje na czołówce "Corriere della Sera". W opinii tej największej gazety włosko-francuskie podziały świadczą o tym, że rezolucja ONZ, która dała zielone światło operacji, jest różnie interpretowana. Według publicysty powodem tego jest brak zdecydowania Stanów Zjednoczonych. "Oto, do czego dochodzi między Europejczykami, kiedy Amerykanie są powściągliwi (a są coraz bardziej)" - wskazuje.
"Ale kiedy się strzela (bo inni to robią), a stawką w grze jest życie ludzkie, powinno się chociaż zrozumieć, że to nie jest moment na podziały" - przypomina "Corriere della Sera".
"La Stampa" zwraca uwagę na to, że cele operacji "Świt Odysei" zostały zdominowane przez różne, także wynikające z wewnętrznej polityki, pobudki biorących w niej udział koalicjantów.
"To, co widzimy w Libii, ten niepokojący wir, w którym megalomania Kadafiego wciągnęła tak zwanych "chętnych" i nas z nimi, nie wydaje się drogą prowadzącą do ideowych celów nawet w zamysłach państw, które nią podążają" - ocenia publicysta turyńskiego dziennika. Zwraca uwagę na czołową rolę, jaką odegrała Francja w przygotowaniu operacji. "Motywem tego protagonizmu jest to, że Sarkozy musi zrehabilitować swój wizerunek w oczach tradycyjnej prawicy, którą Marine Le Pen może odebrać mu w najbliższych wyborach" - dodaje. "Tu chodzi o przywrócenie Francji przywódczej roli nad Morzem Śródziemnym" - podkreśla gazeta.
"La Stampa" zaznacza zarazem: "W Libii Francja nie ma wielkich interesów , a zatem niewiele ryzykuje. Ma natomiast historyczne interesy w Tunezji, Algierii, Maroku i w czarnej Afryce i to tam francuskie wpływy muszą odzyskać żywotność. Operacja w Libii służy także temu".
Włoski komentator odnotowuje następnie "niepewność amerykańskiej dyplomacji", dostrzegającej zagrożenia operacji libijskiej, a także dystans Niemiec, które - dodaje - nie musiały udawać, że "podążają za ideałami wolności i postępu".
Skomentuj artykuł