Święto pracy na ulicach Europy
W całej Europie odbywały się dziś wiece demonstracje i pochody z okazji przypadającego dziś święta pracy.
Niemcy
Setki tysięcy ludzi zgromadziły się we wtorek na pierwszomajowych demonstracjach w kilkunastu miastach Niemiec na wezwanie centrali związkowej DGB. Hasło przewodnie manifestacji brzmiało: "Dobra praca w Europie - sprawiedliwa płaca, bezpieczeństwo socjalne".
Według organizatorów manifestacje - główna w Stuttgarcie, mniejsze m.in. w Berlinie, Hamburgu, Duesseldorfie, Augsburgu i Kolonii - zgromadziły ogółem 419 tysięcy uczestników; w zeszłym roku było ich 423 tysiące.
W Stuttgarcie szef DGB Michael Sommer domagał się podniesienia płacy minimalnej w Niemczech do 8,5 euro, a także zapowiedział walkę z chciwością banków, spekulacją na rynkach finansowych oraz z polityką oszczędności prowadzoną przez rządzącą koalicję chadecko-liberalną.
- To nie obywatele żyli ponad stan, lecz wąskie elity, które splądrowały państwowe kasy i chcą tak robić dalej - mówił Sommer wywołując aplauz. Dodał, że podwyższenie podatków dla najbogatszych to jedyny sposób, by "społecznie wykonalnym" uczynić rządowy plan oszczędności i ograniczenia zadłużenia.
Do krytyki polityki oszczędnościowej promowanej przez Niemcy i Francję przyłączyli się liderzy innych związków zawodowych, przemawiający do protestujących w różnych miastach. Obecna polityka prowadzi do "europejskiej unii konkurencyjności, (gdzie obowiązują) najniższe płace, najniższe opodatkowanie firm i najniższe standardy opieki socjalnej - podkreślił lider związkowców w Saarbruecken Frank Bsirske.
Sommer domagał się od rządu Angeli Merkel, by zamiast szukać oszczędności zadbał o pobudzenie wzrostu gospodarczego. Ponowił też apel o wprowadzenie podatku od transakcji finansowych, który przyczyniłby się do regulacji rynków. - Do kasy państwa pieniądze wpływałyby nie tylko wtedy, gdy kupujecie sobie bułki, ale także wtedy, gdy działają spekulanci. Z uzyskanych w ten sposób pieniędzy moglibyśmy finansować programy wspomagające koniunkturę lub zwalczające bezrobocie wśród młodych - powiedział.
W całych Niemczech przewidziane są na wieczór kolejne demonstracje. W Berlinie do strzeżenia porządku skierowano ok. 7 tys. policjantów. Zapowiedziana tam 15-tysięczna manifestacja ma przemaszerować z dzielnicy Kreuzberg do dzielnicy rządowej. W Hamburgu w stan gotowości postawiono kilkuset funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa.
Austria
Kilkadziesiąt tysięcy osób wzięło udział we wtorek w tradycyjnym pierwszomajowym wiecu przed wiedeńskim Ratuszem i w pochodzie przez centrum miasta. Motto tegorocznych obchodów Święta Pracy brzmiało: "Wiedeńska droga. Socjalna. Sprawiedliwa. Demokratyczna".
Kanclerz Austrii Werner Faymann i burmistrz Wiednia Michael Haupl obiecywali w swych wystąpieniach do zgromadzonych dodatkowe opodatkowanie najbogatszych i walkę z bezrobociem.
- Nie ma sprawiedliwego społeczeństwa bez sprawiedliwego systemu podatkowego - mówił burmistrz. - Jeśli 5 milionów młodych ludzi poszukuje pracy w Unii Europejskiej, to co można powiedzieć o naszym systemie społecznym? Jedynie to, że ten system jest niesprawiedliwy" - powiedział kanclerz. Obaj politycy należą do współrządzącej Socjaldemokratycznej Partii Austrii.
Opozycyjna partia Zielonych obchodziła w Święto Pracy "dzień bezrobotnych". Przewodnicząca ugrupowania Ewa Glawisching ostrzegała, że pogram oszczędnościowy rządu Faymanna doprowadzi do ograniczenia pomocy socjalnej i zmniejszenia dochodów ludności.
W bieżącym roku rząd Austrii zaplanował deficyt finansów publicznych w wysokości 3,2 proc. PKB, co oznacza oszczędności w wysokości 2,8 mld euro. Zostanie ograniczona możliwość przechodzenia na wcześniejsze emerytury, mniejsze będą nakłady na służbę zdrowia i koleje.
Zieloni domagają się opodatkowania grupy najlepiej zarabiających Austriaków, których dochody przekraczają milion euro rocznie. Tę inicjatywę popierają socjaldemokraci, natomiast odrzucają ją współrządzący konserwatyści z Austriackiej Partii Ludowej.
Po południu wielu Austriaków, korzystając z upalnej pogody, wzięło udział w tradycyjnych koncertach i festynach na Praterze. W całym kraju, w pierwszomajowych wiecach i manifestacjach uczestniczyło ponad pół miliona osób.
Hiszpania
Dziesiątki tysięcy ludzi przeszły we wtorek w pochodach pierwszomajowych w 80 miastach Hiszpanii, protestując przeciw reformie rynku pracy i oszczędnościom. W Madrycie na transparencie można było przeczytać: "Pracy, godności, praw. Oni chcą wszystko zniweczyć".
- Przez reformę rynku pracy coraz więcej miejsc pracy ma być likwidowanych, tworzone są tylko miejsca na 'umowy śmieciowe' - mówiła w Madrycie 28-letnia Sonia Calles, bezrobotna od roku graficzka. W stolicy w demonstracji wzięły udział dziesiątki tysięcy ludzi protestujących przeciwko wprowadzonej przez konserwatywny rząd w lutym reformie.
Reforma nie uchroniła jednak kraju przez wzrostem bezrobocia. Zgodnie z piątkowymi danymi sięgnęło ono rekordowego poziomu 24,4 proc.; wśród ludzi młodych przekroczyło 50 proc.
Według dwóch głównych związków zawodowych UGT i CCOO w całej Hiszpanii demonstrował w sumie blisko milion ludzi. - 1 Maja to nie koniec: będziemy wychodzić na ulice, dopóki nie zmieni się sytuacja w naszym kraju - zapowiedział na zakończenie stołecznej demonstracji sekretarz generalny CCOO Ignacio Fernandez Toxo.
Celem atakowanej przez związkowców reformy było wprowadzenie bardziej elastycznych regulacji na rynku pracy, w tym obniżenie wysokości odpraw dla zwalnianych pracowników. Stworzono też zachęty dla pracodawców zatrudniających osoby młode i pracowników po 45. roku życia.
Oba związki szacują, że w Madrycie demonstrowało ok. 110 tys. ludzi, a w Barcelonie - 100 tys. Jednak według policji w stolicy Katalonii zebrało się 15 tys. ludzi. W Walencji liczebność demonstracji związkowcy oszacowali na 60 tys., a dziennik "El Pais" na ok. 25 tys.
Choć demonstracje były mniej liczne niż niedawne protesty przeciwko programowi rządowych oszczędności, to i tak we wtorek zmobilizowało się więcej Hiszpanów niż zwykle przy okazji pierwszomajowych pochodów.
Pod koniec kwietnia parlament zatwierdził rządowy projekt budżetu na rok 2012, przewidujący 27 mld euro oszczędności. Dalszych 10 mld oszczędności ma przynieść redukcja wydatków na oświatę i służbę zdrowia.
Ukraina
Około pięciu tysięcy osób przeszło we wtorek pod czerwonymi flagami przez centrum Kijowa w pochodzie Komunistycznej Partii Ukrainy (KPU), zorganizowanym z okazji Święta Pracy. Demonstracje pierwszomajowe odbyły się też w innych miastach na Ukrainie.
Kijowska manifestacja wyglądała jak wstęp do kampanii przed październikowymi wyborami parlamentarnymi. Podczas pochodu, a następnie wiecu, komuniści obiecywali, że po wyborach zwrócą władzę narodowi i ostro krytykowali rządzących, do których jako koalicjanci Partii Regionów prezydenta Wiktora Janukowycza sami należą.
Przywódca KPU Petro Symonenko oświadczył na wiecu, że winę za obecną sytuację na Ukrainie ponoszą oligarchowie i przedstawił sposoby walki z nękającym państwo kryzysem. Zaproponował m.in. nacjonalizację fabryk, wzmocnienie kontroli państwa nad kluczowymi sektorami, oraz przywrócenie kary śmierci.
Podobne marsze i wiece odbyły się prócz Kijowa w innych miastach Ukrainy. Do jednej z największych manifestacji doszło w Charkowie na wschodzie kraju, gdzie w pochodzie wzięło udział około 15 tys. osób.
Najmniejszy, około 100-osobowy pochód uformował się we Lwowie, na zachodniej Ukrainie. W związku z tym, że niedawno lwowska rada miejska wydała zakaz używania symboliki nazistowskiej i komunistycznej, podczas marszu miejscowi komuniści zrezygnowali z niesienia czerwonych flag.
Skomentuj artykuł