Szczyt UE: cięcia w budżecie - pytanie: ile i gdzie

Szczyt UE: cięcia w budżecie - pytanie: ile i gdzie
(fot. sxc.hu)
PAP / psd

Na czwartkowo-piątkowym szczycie UE nie obejdzie się bez dalszych cięć budżetu na lata 2014-20. Będzie dylemat, gdzie ciąć wydatki, a płatnicy netto będą spierać się o rabaty. Czekają nas ciężkie rozmowy, trudno przewidzieć ich rezultat - mówią dyplomaci.

"Konstruktorem" zbliżających się negocjacji budżetowych jest przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy, który postanowił, że lutowy szczyt będzie kontynuacją listopadowego spotkania przywódców, które co prawda nie zakończyło się porozumieniem, ale przywódcy rozeszli się w dobrej atmosferze. Van Rompuy nie rozesłał przed szczytem nowej propozycji; ma zaproponować dalsze cięcia na początku szczytu w czwartek. Dalsze redukcje są konieczne, by uzyskać zgodę płatników netto do unijnej kasy.
Listopadowa propozycja Van Rompuya zakładała wydatki UE na poziomie prawie 972 mld euro (w tzw. zobowiązaniach) w ciągu siedmiu lat. Projekt ten i tak był okrojony o ok. 75 mld euro w stosunku do propozycji Komisji Europejskiej, ale Niemcy, Wielka Brytania, Holandia i Szwecja domagały się dalszych cięć w wys. 30 mld euro. Według nieoficjalnych informacji, szef RE zaproponuje dodatkowe cięcia w wys. 15-19 mld euro.
Wobec tego można spodziewać się długich negocjacji, jakich polityk cięcia mają dotyczyć, czyli kto będzie stratny. Polsce zależy na tym, by oszczędzono politykę spójności, której jest największym beneficjentem, oraz Wspólną Politykę Rolną, której broni też Francja. Chodzi zwłaszcza o środki na rozwój obszarów wiejskich, z którego teraz najwięcej przypada Polsce. W ramach budżetu na lata 2007-2013 Warszawie przyznano 13,9 proc. całej puli programu, czyli ok. 13,4 mld euro, tymczasem już listopadowa propozycja Van Rompuya przewidywała zmniejszenie tego przydziału o ok. 2,5-3 mld euro.
Polska była też niezadowolona z redukcji unijnych środków na politykę spójności, która pomaga nam doganiać bogatsze regiony UE. To efekt obniżenia w dokumencie Van Rompuya tzw. cappingu, czyli limitu dostępu do środków polityki spójności dla jej beneficjentów - z proponowanych przez KE 2,5 proc. do 2,35 proc. PKB. Zgodnie z propozycją KE Polsce przypadało ok. 77 mld euro, a listopadowe propozycje Van Rompuya oznaczały 72,4 mld euro z tej polityki dla Polski.
W czwartek rano premier Donald Tusk ma spotkać się z Van Rompuyem, a na lunchu - z przewodniczącym Komisji Europejskiej Jose Barroso. Ponadto tuż przed szczytem mają spotkać się premierzy krajów tzw. grupy przyjaciół polityki spójności, w której uczestniczy Polska.
Źródła unijne przekonują, że Van Rompuy nie będzie rozdawał dalszych "prezentów" krajom członkowskim z polityki spójności. Na poprzednim szczycie dodatkowe środki miały wstępnie obiecane kraje Południa trapione zadłużeniem i wysokim bezrobociem.
Van Rompuy w swoich priorytetach budżetowych wymienił przed szczytem badania i rozwój oraz edukację. Jego zdaniem mimo cięć wydatki w tych obszarach powinny realnie wzrosnąć. Dodatkowo zapowiedział "kilka miliardów euro" dla regionów najbardziej dotkniętych bezrobociem młodych. Nie wiadomo skąd pieniądze te miałyby pochodzić; źródła UE wskazują, że częściowo będą to "nowe pieniądze", a częściowo przesunięcia w budżecie. Ofiarą dalszych cięć - wbrew intencjom Van Rompuya - może  paść nowy fundusz na transgraniczne inwestycje w UE "Connecting Europe Facility", który już w listopadowej propozycji był obcięty o 10 mld euro w stosunku do propozycji KE - z 50 do 40 mld euro.
Źródła UE wskazują, że trudno przewidzieć wynik czwartkow-piątkowych rozmów. "To będą trudne negocjacje, ale teraz albo nigdy" - mówiło brukselskie źródło wskazując, że kalendarz polityczny (zbliżające się wybory w Niemczech, we Włoszech, ale też w przyszłym roku do PE) nie ułatwi rozmów. Umiarkowany optymizm przed szczytem wyrażali przywódcy Francji i Niemiec.
Inne źródła przekonują, że jeśli chodzi o stronę wydatkową to jest blisko porozumienia. Problemem może być jednak strona dochodowa budżetu, czyli składki państw członkowskich i rabaty. Te kwestie - podkreśla źródło - nie była dyskutowane na poprzednim spotkaniu szefów państw i rządów w listopadzie.
Z rabatu korzysta Wielka Brytania, zaś z tzw. korekt składek do budżetu korzystają Niemcy, Holandia, Austria i Szwecja; Van Rompuy proponował rezygnację z korekty Austrii. Zmniejszenie swojego rabatu wyklucza Londyn, a obniżki dla siebie w wys. 150 mln euro rocznie domaga się Dania. "Nie należy się spodziewać zasadniczych zmian w rabatach, a jedynie niewielkich korekt" - mówiło w środę źródło unijne.
Dyplomaci w Brukseli nie bagatelizują też roli PE, który wzmocniony traktatem lizbońskim ma możliwość zablokowania porozumienia ws. wieloletnich ram finansowych. PE sprzeciwia się głębokim cięciom i domaga się większej elastyczności w przyszłym budżecie, czyli możliwości przesuwania środków między poszczególnymi kategoriami wydatków oraz możliwości wykorzystania nadwyżek do łatania dziur w budżetach rocznych. Obecnie nadwyżki te wracają do państw członkowskich.
Ponadto przewodniczący PE Martin Schulz zapowiedział, że "nie podpisze" budżetu, który nie pokryje obecnego deficytu w wys. 16 mld euro. Przywódcy mogą bowiem próbować szukać oszczędności poprzez zmniejszenie płatności względem zobowiązań budżetowych. Zdaniem PE może to spowodować deficyt unijnej kasy.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Szczyt UE: cięcia w budżecie - pytanie: ile i gdzie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.