Tragedia na szlaku uznawanym za bezpieczny

Tragedia na szlaku uznawanym za bezpieczny
(fot. EPA/HIMALAYAN HEART)
PAP / kn

Popularny wśród amatorów trekkingu szlak w rejonie Annapurny, gdzie zginęły 32 osoby, uznawany był dotąd za wyjątkowo bezpieczny. Jedyną wymagającą częścią trasy jest przełęcz Thorung La. Tam znaleziono najwięcej ofiar. Powodem tragedii jest cyklon Hudhud.

"Pętla wokół Annapurny jest bezpieczna i łatwa, biorąc pod uwagę, że prowadzi przez przełęcz na wysokości blisko 5,5 tys. metrów" - mówi PAP Yarda Volsicky, który niemal co roku wybiera się w nepalskie Himalaje. Pierwszy raz odwiedził region Annapurny w 2001 roku. "Nie ma tam stromych podejść, doliny są szerokie, szlak dobrze oznaczony. Nie ma ostrych grani, z których można zlecieć. Podczas ładnych dni można przejść tam w klapkach" - dodaje.
Według nepalskiej policji w sumie 385 osób, w tym 180 cudzoziemców, zostało od środy bezpiecznie sprawdzonych z miejsc, gdzie 14 października zaskoczyła ich gwałtowna zmiana pogody wywołana przez cyklon znad Zatoki Bengalskiej.
"Prawdopodobnie śnieżyca przyszła tam we wtorek rano" - ocenia w Kathmandu Post Baburam Bhandar, naczelnik dystryktu Mustang, przez który przebiega szlak. "Ludzie jednak wyszli na trasę. Uratowani turyści i przewodnicy opowiadają, że wczesnym rankiem była ładna pogoda i nikt nie spodziewał się burzy" - mówi PAP Rabin Pant z nepalskiej agencji trekkingowej Happy Trail Adventure.
"Bardzo dziwna sprawa z tą burzą. Wrzesień i październik są przecież najlepszym okresem do trekkingu, niebo jest wtedy bezchmurne" - mówi Volsicky, który wielokrotnie odwiedzał ten region, ostatnio w ubiegłym sezonie. "Ale to są góry. Kiedy robi się ślisko, idzie burza i pada śnieg, jest niebezpiecznie, gdziekolwiek będziesz na trasie" - zastrzega.
"Generalnie jest to trekking o średniej trudności. Łatwy w pierwszych partiach, dość wysiłkowy w szczytowych" - ocenia dla PAP Natasza Bednarska, pilotka z wieloletnim doświadczeniem w prowadzeniu grup w Nepalu. Zazwyczaj pętlę wokół Annapurny turyści pokonują w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Kilka dni trekkingu i stopniowe pokonywanie wysokości daje lepszą aklimatyzację przed najtrudniejszym odcinkiem - przełęczą Thorung La.
"Samo przejście przez przełęcz Thorung La na wysokości 5400 m. n.p.m. jest naprawdę wysiłkowe. Jest się w trasie ponad 12 godzin i trzeba najpierw wejść na przełęcz, wychodząc z super zimnego schroniska o trzeciej lub czwartej rano" - Natasza opisuje odcinek trasy, gdzie ratownicy odnaleźli kilkanaście ciał, w tym dwójkę Polaków.
"Nie dość, że to podejście jest dość strome w pierwszej fazie, to jeszcze potem trzeba zejść z przełęczy 1800 metrów, wąskim, stromym żlebem na drugą stronę do Muktinath" - Bednarska opowiada swój pierwszy, indywidualny wypad w okolice Annapurny. Wtedy jako jedna z nielicznych przechodziła przełęcz kilka dni po opadach śniegu. Większość turystów uznała to za zbyt trudne, ale dzień później pogoda jeszcze bardziej się zepsuła i grupa 17 osób z przewodnikami i tragarzami poodmrażała sobie palce u nóg i rąk. "Mordowali się tam całe 17 godzin" - dodaje.
"Trudno mi wyobrazić sobie ludzi idących tam podczas śnieżnej burzy. Zazwyczaj zostają w schroniskach i czekają na słońce" - mówi Volsicky. "Dla mnie przejście Thorung La skończyło się wtedy pozrywanymi ścięgnami w kolanie. Wpadłam do szczeliny w śniegu. Musiałam się z niej sama wygrzebać, bo inni trekkerzy bali się o własny los. Na dodatek zgubiliśmy się ze znajomym, bo jak tam spadnie śnieg nie widać w ogóle szlaku" - opowiada Bednarska.
Zdaniem Bhanu Dhakala, dyrektora agencji trekkingowej Ana z Katmandu, wypadki podczas trekkingów wokół Annapurny zdarzają się bardzo rzadko. "Skręcenia i złamania tak, ale nie pamiętam, żeby coś takiego, w takiej skali, zdarzyło się wcześniej. Giną alpiniści, ale nie amatorzy trekkingu. To jest zupełnie inna skala ryzyka, inne góry" - zapewnia.
"Ten szlak zawsze był świetnie przygotowany, przecież otwarto go ponad 30 lat temu. Schroniska oddalone są od siebie maksymalnie o godzinę drogi, oczywiście z wyjątkiem przełęczy Thorung La" - opowiada Rabint Pant. "Nawet w 2001 roku, kiedy byłem tam pierwszy raz, schroniska miały panele słoneczne i ciepłą wodę" - potwierdza Volsicky. "Tak naprawdę nie potrzeba tam ani przewodników, ani tragarzy" - zapewnia.
Bhanu Dhakal dodaje, że obecnie niemal cała pętla Annapurny biegnie wzdłuż drogi. "Teraz można dojechać dżipem już do Chame (2670 m.n.p.m), a z drugiej strony przełęczy do Muktinath. Kiedyś ten trekking zajmował trzy tygodnie, obecnie można skrócić go do tygodnia pieszej wędrówki" - zapewnia.
Natasza Bednarska uważa, że takie udogodnienia niszczą ten region i nie pozwalają na aklimatyzację w wysokich górach. "Wymiotowałam kiedyś przez całą noc śpiąc na wysokości 4200 metrów, w ostatnim schronisku przed Thorung La. A wierz mi, iść potem dwanaście godzin, nie jest takie proste. Wysokość może dać popalić" - przestrzega dodając, że trekking w grupie zawsze uzależniony jest od najsłabszych.
"To wszystko prawda, ale nie każdy ma aż trzy tygodnie urlopu. My musimy dostosować się do klientów - uważa Dhakal. - Teraz boimy się, że przez ten wypadek, anomalię pogodową, turyści przestraszą się tego szlaku i przestaną przyjeżdżać do Nepalu".

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Tragedia na szlaku uznawanym za bezpieczny
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.