UE będzie miała korpus dyplomatyczny
Szefowie państw i rządów UE z determinacją powtórzyli na szczycie w Brukseli, że chcą, by Traktat z Lizbony wszedł w życie do końca roku. Nie wybrali "prezydenta", ale zaaprobowali już powołanie unijnego korpusu dyplomatycznego, zobowiązując przyszłego szefa unijnej dyplomacji, by od kwietnia 2010 korpus już realnie działał.
Jak wynika z projektu końcowych wniosków spotkania, szczyt "zatwierdza ramy dla Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych i zaprasza przyszłego Wysokiego Przedstawiciela do przedstawienia propozycji organizacji i funkcjonowania ESDZ jak najszybciej to możliwe po wejściu w życie Traktatu z Lizbony, tak by została ona przyjęta najpóźniej w kwietniu 2010 roku" - głosi dokument.
Przewidziana w Traktacie z Lizbony Europejska Służba Działań Zewnętrznych (ESDZ) ma być quasi-instytucją z własnym budżetem, podzieloną na departamenty według tematyki bądź klucza geograficznego (np. ds. regionu kaukaskiego). Celem jest uczynienie z Unii Europejskiej "skutecznego, spójnego i stategocznego gracza globalnego, m.in. w relacjach ze strategicznymi partnerami, a także w sąsiedztwie i obszarach dotkniętych konfliktami".
Dokładnie ile dyplomatów i ile unijnych przedstawicielstw na świecie będzie pracować w ramach ESDZ, ma ustalić dopiero wysoki przedstawiciel, ale już wiadomo, że przynajmniej kilka tysięcy.
Wbrew oczekiwaniom, przywódcy nie wybrali jeszcze ani nowego przewodniczącego Rady Europejskiej, ani nowego szefa unijnej dyplomacji, który ma zastąpić obecnego Javiera Solanę. Wśród kandydatów na to drugie stanowisko wymienia się ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Davida Milibanda, Szwecji - Carla Bildta czy byłego sekretarza generalnego NATO Jaapa de Hoop Scheffera i fińskiego komisarza ds. rozszerzenia Olli Rehna. Kadencja Solany została przedłużona do czasu wejścia w życie Traktatu z Lizbony i znalezienia następcy.
Na szczycie brytyjski premier Gordon Brown lobbował za swoim poprzednikiem Tonym Blairem na stanowisko przyszłego przewodniczącego Rady Europejskiej, ale częściej w kuluarach mówiło się o budzącym najmniej kontrowersji premierze Holandii Janie Peterze Balkenende, niespodziewanej kandydaturze belgijskiego premiera Hermana Van Rompuy, a także o premierze Luksemburga Jean-Claude Junckerze czy byłym premierze Finlandii Paavo Lipponenie.
W tym celu usunęli przeszkodę na drodze wejścia w życie nowego traktatu, a mianowicie zaakceptowali derogację dla Czech dotyczącą Karty Praw Podstawowych, która ma umożliwić prezydentowi Vaclavowi Klausowi podpisanie aktu ratyfikacyjnego Traktatu z Lizbony.
"Przywódcy państw i rządów zgodzili się, by w czasie przyjmowania następnego traktatu akcesyjnego (najdalej w negocjacjach zaangażowana jest Chorwacja) (...) dołączyć do niego zapisany w aneksie protokół" - brzmią wnioski końcowe. Chodzi o dopisanie Czech do polsko-brytyjskiego protokołu do Traktatu z Lizbony, który wyłącza te kraje z obowiązywania Karty Praw Podstawowych.
Trzymając w zawieszeniu całą UE, eurosceptyczny prezydent Klaus, ostatni przywódca UE, który nie podpisał ratyfikacji lizbońskiego traktatu, domagał się, by Czechy zostały objęte wyłączeniem z obowiązywania Karty Praw Podstawowych (tzw. opt-out). Argumentował, że wyeliminuje to istniejącą - jego zdaniem - groźbę zgłaszania w Trybunale Sprawiedliwości UE roszczeń majątkowych przez wysiedlonych w 1945 roku na podstawie dekretów Benesza Niemców sudeckich.
Ponadto przywódcy zatwierdzili nową unijna Strategię dla Morza Bałtyckiego (już wcześniej zaaprobowaną przez ministrów), a także zdecydowali o wzmocnieniu mającej siedzibę w Warszawie agencji Frontex ds. zarządzania granicami zewnętrznymi, proponując, by zajmowała się organizacją wspólnych czarterowych lotów z odsyłanymi do krajów pochodzenia nielegalnymi imigrantami.
Skomentuj artykuł