UE: Sukces Polski na konferencji klimatycznej
Kraje UE potwierdziły w piątek cele redukcji emisji gazów cieplarnianych przed paryską konferencją klimatyczną. Polsce udało się przeforsować zapisy o "neutralności węglowej", które w długim terminie mogą się przełożyć na korzystniejsze dla nas rozwiązania.
"To, co udało się nam dziś osiągnąć, to ambitny mandat UE dla globalnego porozumienia klimatycznego" - powiedziała na konferencji prasowej w Brukseli minister środowiska sprawującego prezydencję Luksemburga Carole Dieschbourg.
Kraje unijne już wcześniej zgodziły się, że do 2030 roku dokonają redukcji emisji gazów cieplarnianych o 40 proc. w porównaniu do poziomu z 1990 roku.
W mandacie negocjacyjnym na konferencję klimatyczną ministrowie środowiska podkreślili też konieczność 50-procentowej redukcji emisji do 2050 roku oraz dążenia przez wszystkie strony do "neutralności węglowej" w drugiej połowie wieku.
Polsce szczególnie zależało na takim sfomułowaniu, które zresztą po raz pierwszy pojawia się w unijnych dokumentach, bo oznacza ono odejście od mówienia o "dekarbonizacji" na rzecz podejścia biorącego pod uwagę, że gazy cieplarniane mogą być neutralizowane np. przez lasy.
"Koncepcja neutralności węglowej jest o tyle ważna przed negocjacjami w Paryżu, że mówi o tym, w jaki sposób zachęcić do polityki klimatycznej państwa rozwijające się, które mogą absorbować CO2, nie wycinając albo uprawiając lasy równikowe.
Dla państw rozwiniętych to propozycja, by rozwijać nowe technologie wyłapywania i używania dwutlenku węgla. Już dziś możemy zamieniać CO2 w plastik, nawozy sztuczne, w paliwa" - mówił dziennikarzom w Brukseli pełnomocnik rządu ds. polityki klimatycznej Marcin Korolec.
Takie podejście przewiduje, że zamiast kupowania uprawnień do emisji przedsiębiorstwa - jeśli to byłoby dla nich tańsze - mogłyby, np. sadzić drzewa lub wychwytywać CO2.
To mogłoby z kolei pomóc energochłonnemu przemysłowi, szczególnie narażonemu na przeniesienie się poza UE z powodu restrykcyjnej unijnej polityki klimatycznej. Polska od miesięcy zabiegała o poparcie dla tej idei.
Wpisanie "neutralności węglowej" do mandatu jest pierwszym krokiem do zmiany nastawienia KE w tej sprawie, bo ostatecznie to Komisja przedstawia projekty aktów prawnych dotyczących realizacji polityki klimatycznej w UE.
"Są kraje, które są bardzo wrażliwe na niektóre określenia. Jeśli zmienimy sformułowania, ale będziemy utrzymywać ambicje, to nie mamy z tym problemu. Każdy z 28 krajów rozumie, że musimy walczyć ze zmianami klimatycznymi, że musimy redukować emisje" - powiedział komisarz UE ds. klimatu i energii Miguel Canete.
Polska starała się też, by do dokumentu na szczyt w Paryżu nie wpisano ambitniejszych niż ustalono wcześniej działań dotyczących redukcji emisji.
Zapisów dotyczących większej redukcji niż 40 proc. do 2030 roku chciały np. Niemcy, ale ostatecznie nie zostały one wprowadzone. "Był cały szereg głosów, które mówiły np. o wpisaniu (do mandatu - PAP) koncepcji dekarbonizacji i to już do roku 2050" - podkreślił Korolec.
W mandacie znalazł się jednak zapis o przeprowadzanych co pięć lat przeglądach wywiązywania się z realizacji redukcji gazów cieplarnianych, w ramach którego wszystkie strony porozumienia klimatycznego miałyby albo przedstawiać nowe, albo zaktualizowane zobowiązania.
Kształtem porozumienia wypracowanego w Brukseli zawiedzione są organizacje ekologiczne. "Unijna propozycja jest wciąż daleka od tego, co powinno znaleźć się na negocjacyjnym stole, by uzyskać porozumienie, które doprowadzi do wymiernych działań na rzecz ochrony klimatu" - ocenił dyrektor Greenpeace Polska Robert Cyglicki.
Do tej pory 62 kraje świata odpowiadające za prawie 70 proc. globalnych emisji złożyło swoje wkłady do porozumienia klimatycznego (intended nationally determined contribution - INDC), w których wskazują, w jaki sposób chcą zapobiegać globalnemu ociepleniu.
Jeśli światowe negocjacje zakończą się sukcesem, w stolicy Francji zostanie zawarte w grudniu najbardziej ambitne porozumienie klimatyczne, które miałoby zacząć obowiązywać po 2020 roku i zastąpić protokół z Kioto.
Społeczność międzynarodowa postawiła sobie za cel niedopuszczenie do tego, by średnia temperatura wzrosła o ponad 2 stopnie Celsjusza w stosunku do epoki przedindustrialnej. W obecnym tempie świat zmierza w kierunku wzrostu temperatury o 4 stopnie pod koniec XXI wieku, co według naukowców może mieć niebezpieczne skutki.
Skomentuj artykuł