USA: Clinton i Trump przyjęli miliony dolarów od lobbystów
Kandydatka Demokratów na prezydenta USA Hillary Clinton obiecuje, że jeśli wygra, to ograniczy wpływ wielkich pieniędzy na amerykańską politykę. Ale w tych wyborach to jej kampania otrzymała największe sumy od miliarderów i różnych wielkich grup interesu.
W sumie kampania Clinton zgromadziła już aż 1,14 mld dolarów, co obejmuje zarówno środki, które wpłynęły bezpośrednio do jej komitetu, jak też do wspierających Demokratkę różnych zewnętrznych grup, tzw. PAC (Political Action Committee). Jej rywal nominowany przez Partię Republikańską Donald Trump zgromadził jak dotąd 712 mln, w tym 56 mln to jego własne pieniądze.
Jak ustaliły niezależnie od siebie dzienniki "Washington Post" i "New York Times", aż ok. 10 proc. zebranej kwoty na prezydencką kampanię Clinton to środki przekazane przez kilkudziesięciu indywidualnych bogaczy (lub ich rodzin).
Najwięcej, bo około 20 mln, przekazał na największy wspierający Clinton PAC - Priorities USA - inwestor na rynku funduszy hedgingowych Donald Sussman. Nieco mniej przekazała rodzina Pritzkerów, właścicieli sieci hoteli Hyatt. Natomiast liberalny finansista George Soros przekazał na tegoroczną kampanię Clinton według "WP" 9,9 mln, a według "NYT" 13,5 mln, znacznie więcej niż otrzymał od niego walczący o reelekcję Barack Obama 4 lata temu.
Pieniądze w amerykańskich kampaniach wyborczych znacząco wzrosły od 2010 roku, gdy Sąd Najwyższy w głośnej sprawie Citizens United v. Federalna Komisja Wyborcza (FEC) orzekł, że nie można nikomu zakazywać finansowania wyborów, ponieważ taki zakaz byłby sprzeczny z literą i duchem konstytucyjnego prawa do wolności słowa. Zgodnie z argumentami podnoszonymi przez Republikanów, SN zniósł istniejący zakaz finansowania PAC przez amerykańskie koncerny, związki zawodowe i inne organizacje.
Krytycy wyroku utrzymują, że nowe zasady dają lobbystom i grupom interesu ogromny instrument nacisku, zwiększając wpływy wielkiego kapitału kosztem wyborców na proces wyborczy. Kandydaci nie muszą już zabiegać o datki od wielu indywidualnych wyborców, o ile mają poparcie kilku superbogatych Amerykanów.
Jak dotąd w zbieraniu dotacji od najbogatszych Amerykanów i biznesu przodowali Republikanie. W prawyborach zdecydowanym liderem był były gubernator Florydy Jeb Bush. Związany z nim PAC "Right to Rise" tylko w ciągu 100 pierwszych dni kampanii otrzymał ponad 100 mln USD (rekord w historii republikańskich kampanii).
Wśród najhojniejszych sponsorów Republikanów byli od lat bracia Charles i David Koch, miliarderzy, którzy zbili majątek na ropie. Planowali także w tych wyborach prezydenckich hojnie wesprzeć kandydata GOP. Ale nominacja kontrowersyjnego nowojorskiego biznesmena sprawiła, że wielu tradycyjnych sponsorów tej partii zamiast na wyborach prezydenckich woli skoncentrować się w tym roku na kampanii do Kongresu.
Np. inwestor Robert Mercer, który od lat hojnie wspierał konserwatywnych kandydatów przekazał na PAC Trumpa tylko 2 mln dolarów. Aż 20 mln na ten PAC przekazało co prawda stowarzyszenie National Rifle Association, które silnie lobbuje za utrzymaniem nieograniczonego prawa do posiadania broni w USA. Trump ma też kilku nowych sponsorów, ale w przeciwieństwie do donatorów Clinton, bardzo późno zaangażowali się w kampanię, gdy ceny emisji spotów telewizyjnych poszybowały w górę.
W przeciwieństwie do prezydenta Baracka Obamy, który w wyborach w 2008 roku stronił od pieniędzy biznesu i szczycił się, że wspierają go wpłacający małe kwoty indywidualni wyborcy, kampania Clinton od początku postawiła na PAC, gdzie miliarderów nie obowiązują żadne ograniczenia. Ludzie Clinton tłumaczą, że takie obowiązują obecnie zasady gry i błędem byłoby z nich nie korzystać, skoro robią to Republikanie. Poza tym podkreślają, że aż 2,6 mln zwykłych Amerykanów wpłaciło na komitet Demokratki.
Sama Clinton obiecuje, że jeśli zostanie prezydentem USA, to zrobi co w jej mocy, by znieść wyrok SN z 2010 roku i przywrócić ograniczenia w finansowaniu kampanii. Ale będzie to bardzo trudne, bo wymagałoby zmiany konstytucji.
Skomentuj artykuł