USA: Obama popełni błąd, jeśli nie spotka się z Dudą
Barack Obama powinien spotkać się z prezydentem Andrzejem Dudą, gdy ten odwiedzi Waszyngton w tym tygodniu. Naród, który wysłał żołnierzy do Iraku i Afganistanu, zasłużył na to, by jego przywódca został przyjęty przez prezydenta USA - mówi PAP Wess Mitchell.
"Zwłaszcza teraz, gdy administracja Obamy prowadzi dialog z Moskwą w sprawie Syrii i Ukrainy, kluczowe jest utrzymanie osobistych kontaktów z naszymi najważniejszymi demokratycznymi sojusznikami" - podkreślił w rozmowie z PAP Mitchell, szef amerykańskiego think tanku Center for European Policy Analysis (CEPA), który współorganizuje wystąpienie, jakie Duda wygłosi w środę w Waszyngtonie na temat bezpieczeństwa.
Polski prezydent przyjeżdża do amerykańskiej stolicy, by wziąć udział w czwartkowo-piątkowym Szczycie Bezpieczeństwa Nuklearnego. Na razie program wizyty nie zakłada osobnego, dłuższego spotkania z prezydentem USA.
Mitchell uważa, że Obama powinien przyjąć Dudę, bo "to słuszne ze względów protokolarnych, ale przede wszystkim dlatego, że Polska to bliski, sprawdzony sojusznik USA w sprawach bezpieczeństwa". Przypomniał, że rząd Obamy publicznie skarżył się na sojuszników, którzy chcą "za darmo" korzystać z amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa, ale nigdy nie na Polskę, która w sprawie bezpieczeństwa robi więcej niż wiele państw NATO. "Naród, który wysłał swych synów do Afganistanu i Iraku, zyskał prawo, by jego lider został przyjęty przez prezydenta USA" - powiedział Mitchell.
Zdaniem eksperta wizyta będzie "ważną okazją dla prezydenta Dudy, by pokazać w USA twarz nowego Prawa i Sprawiedliwości". "Myślę, że będzie chciał się podczas tej wizyty odróżnić od premier Beaty Szydło i Jarosława Kaczyńskiego, pokazać jako odrębny lider" - dodał.
Jak przyznał, "nie jest tajemnicą", że stanowisko Polski w różnych sprawach, w tym w kwestii Trybunału Konstytucyjnego, "wywołuje kontrowersje i przyciąga pewną uwagę w USA", ale jego zdaniem wizyta Dudy będzie skoncentrowana na sprawach bezpieczeństwa, bo odbywa się na trzy miesiące przed szczytem NATO w Warszawie oraz tuż po zamachach terrorystycznych w Brukseli.
"Ataki w Belgii jasno pokazują, że mamy problem, którym rządy państw UE nie zajmują się odpowiednio. To problem wynikający w części z wielkiej fali imigrantów, którzy przybywają do Europy z bardzo różnych miejsc, z różnymi wartościami. Zamachy w Paryżu i Brukseli potwierdzają, że obawy, jakie wyrażane były z polskiej perspektywy, że wśród tych osób mogą być terroryści, są uzasadnione" - powiedział ekspert. Większość państw UE "wykonała dobrą robotę, jeśli chodzi o aspekt humanitarny" kryzysu uchodźców, ale są braki, jeśli chodzi o wymiar bezpieczeństwa - dodał.
Zdaniem eksperta krytyka rządu PiS nie odbije się na decyzjach szczytu NATO w lipcu. "To kompletnie inna dyskusja. Jakiekolwiek obawy istnieją w dwustronnych relacjach między USA a Polską jako państwa demokratycznego, trzeba zrozumieć, że USA mają długą tradycję oddzielania kwestii bezpieczeństwa od wewnętrznych, demokratycznych czy politycznych kwestii (danego kraju)" - powiedział.
W ocenie Mitchella spotkanie w Warszawie będzie "jednym z najważniejszych szczytów w powojennej historii NATO" i padną na nim zobowiązania o zwiększeniu obecności Sojuszu na jego wschodniej flance. Nie będzie jednak decyzji o stałych bazach NATO np. w Polsce lub krajach bałtyckich, bo nie ma do tego woli w obecnej administracji USA i wśród zachodnioeuropejskich członków NATO.
"Jeszcze zanim rozpoczęła się debata o demokratycznych standardach w Polsce, nie było woli do podjęcia prawdziwych kroków w sprawie długoterminowej, stałej, znaczącej obecności wojskowej USA. Także w NATO nie było konsensusu w tej sprawie. I nawet jeśli jutro mielibyśmy nowego prezydenta USA, który chce stałych baz NATO, to wciąż potrzebna byłaby długa kampania, by zbudować w tej sprawie konsensus w NATO, tak jak było to konieczne w sprawie rozszerzenia Sojuszu" - zaznaczył.
"To nie znaczy, że w USA nie ma prawdziwej debaty o sytuacji w Polsce. Nie ma to jednak absolutnie nic wspólnego z poziomem woli politycznej, by kwestie bezpieczeństwa (Europy Wschodniej) traktować poważniej" - dodał Mitchell, który od początku agresji Rosji na Ukrainie apeluje o większe zaangażowanie Sojuszu. "Od dwóch lat wszyscy wiedzą, że długoterminowe rozwiązanie problemu rosyjskiej agresji wymaga stałej obecności wojskowej NATO. Jednak od kilku szczytów NATO nie chce temu wyzwaniu sprostać" - wyjaśnił. Wyraził też obawę, że "brukselskie zamachy odwrócą uwagę (Sojuszu) od Wschodu i skierują ją na zagrożenie z Południa", podczas gdy "NATO powinno traktować problemy na Wschodzie jako priorytet".
Ekspert nie chciał wypowiadać się, który z obecnych kandydatów w wyborach prezydenckich USA byłby najlepszy z punktu widzenia Polski, zwłaszcza w kwestiach bezpieczeństwa. Ocenił jednak, że relacje polsko-amerykańskie "są tak silne zakorzenione", iż niezależnie od tego, kto będzie rządził USA, "pozostaną one stabilne i zdrowe".
"Ważne, by Polska pamiętała, że u nas też zachodzą zmiany polityczne, narasta flirt z izolacjonizmem. Zwolennicy silnych więzi atlantyckich muszą walczyć o to, by utrzymać wśród liderów zainteresowanie wspieraniem bezpieczeństwa Europy Środkowej i Wschodniej. Nie jest to więc przesądzone, że każda administracja USA będzie zaangażowana w politykę zagraniczną.
Administracja Obamy już działa jak dzwonek alarmowy dla sojuszników (USA), bo nie była specjalnie zaangażowana. Nie ma gwarancji, że następna będzie lepsza. Możemy mieć prezydenta, który jest bardziej izolacjonistyczny" - powiedział Mitchell, który był doradcą republikanina Mitta Romneya, gdy ten kandydował na prezydenta USA cztery lata temu.
Skomentuj artykuł