W Chicago najwięcej zabójstw od 2008 r.
W Chicago w 2012 r. zamordowano 500 osób - podała policja tego trzeciego z największych amerykańskich miast. To najwyższa liczba zabójstw od 2008 r. Burmistrz Rahm Emanuel i komendant policji Gary McCarthy zapewniają, że jednoczą siły, lecz na rezultaty trzeba poczekać.
Pięćsetną śmiertelną ofiarą przemocy w tym roku był 40-letni Nathaniel T. Jackson, członek gangu ulicznego, wielokrotnie aresztowany w przeszłości. Zastrzelono go w czwartek wieczorem na ulicy przed sklepem. Policja nie ujęła jeszcze sprawcy.
- W mieście dokonano 500. zabójstwa w tym roku; ta tragiczna liczba jest odzwierciedleniem przemocy ze strony gangów i rozprzestrzeniania się nielegalnej broni w niektórych dzielnicach - powiedział McCarthy.
W 2008 roku w Chicago zamordowano 512 osób. W mijającym roku liczba zabójstw wzrosła o 17 proc. w porównaniu z poprzednim, gdy było 435 ofiar. Już na początku tego roku nastąpiła eskalacja przemocy z użyciem broni palnej, i to nie tylko w uznawanych za niebezpieczne biednych dzielnicach, zamieszkiwanych głównie przez czarnoskórych, lecz także w innych rejonach miasta. Do 21 grudnia odnotowano 2400 strzelanin - o 11 proc. więcej niż w poprzednim roku.
- Zdecydowana większość morderstw w Chicago popełniana jest z użyciem nielegalnej broni - podała Roseanna Ander, dyrektor wydziału kryminalistyki Uniwersytetu w Chicago.
Wielu zastrzelonych to przypadkowe ofiary porachunków gangów, nawet kilkuletnie dzieci. Na początku sierpnia tylko w jeden weekend w strzelaninach rannych zostało 19 osób. Do użycia broni na ulicach dochodziło zaledwie w półgodzinnych odstępach. "Żyjemy w mieście terroru" - napisał wówczas dziennik "Chicago Sun-Times".
Ponad 80 proc. morderstw i strzelanin w Chicago miało związek z działalnością ulicznych gangów. Komendant policji McCarthy poinformował, że zidentyfikowano 59 gangów i 626 ich odłamów, głównie w południowych i zachodnich dzielnicach. Policja podkreśla, że wzrasta zainteresowanie przynależnością do gangów wśród młodych ludzi, werbowanych przez portale społecznościowe, takie jak Facebook czy Twitter. Częste są przypadki umieszczania w internecie zdjęć i filmów z zapisem dokonywanych przez nich przestępstw.
Burmistrz Chicago, były szef kancelarii Białego Domu, wielokrotnie wyrażał frustrację z powodu rosnącej liczby strzelanin. Mimo problemów budżetowych miasta zapowiedział zwiększenie w przyszłym roku liczby policjantów o ponad 260 - do 12,5 tysiąca.
Departament policji w Chicago po raz pierwszy rozpoczął też współpracę z antygangowym programem CeaseFire Illinois działającym przy University of Illinois. Pracownicy CeaseFire to często osoby, które były w przeszłości związane z gangami. Dzięki temu potrafią się zbliżyć do przestępców i zdobyć ważne dla policji informacje.
Nowością jest propozycja burmistrza Emanuela dotycząca wyburzania pustostanów w zagrożonych przestępczością dzielnicach Chicago. Opuszczone w wyniku kryzysu domy są wykorzystywane przez przestępców jako kryjówki dla ludzi, narkotyków i broni. Policja zidentyfikowała co najmniej 250 takich "zasiedlonych" przez gangi budynków. Miasto przeznaczyło na program wyburzeń 4 mln dolarów.
Co do jednego eksperci są zgodni: same działania policji to za mało, by wygrać walkę z gangami. Potrzebne są skoordynowane działania miejskich instytucji i społeczności lokalnych. - Nie wystarczą działania departamentu policji, szkół czy osamotnionego pastora. Uważam, że jeżeli zjednoczymy siły i skoordynujemy działania, nasze siły będą większe niż gangów - oświadczył burmistrz Emanuel.
Informacje o 500 morderstwach w Chicago pojawiły się w tym samym czasie, co doniesienia o rekordowo niskiej liczbie zabójstw w Nowym Jorku - w 2012 roku było ich 414, najmniej od czasu, gdy w 1963 roku władze miasta zaczęły zbierać dane na ten temat.
Porównując sytuację w Nowym Jorku z Chicago eksperci podkreślają m.in. różnice w przepisach dotyczących posiadania nielegalnej broni. Nowy Jork nie zna tolerancji dla osób, które dopuszczają się tego przestępstwa, i sądy wymierzają im surowe wyroki.
Skomentuj artykuł