Zmarł nazistowski zbrodniarz Laszlo Csatary
Nazistowski zbrodniarz wojenny, pochodzący z Węgier Laszlo Csatary, zmarł w wieku 99 lat w szpitalu w Budapeszcie - poinformował w poniedziałek jego adwokat Gabor Horvath. Był on jednym z najbardziej poszukiwanych zbrodniarzy na liście Centrum Wiesenthala.
Powodem śmierci, która nastąpiła w sobotę, było zapalenie płuc. Adwokat Csatary'ego przekazał informację agencji AFP.
Według zgromadzonych materiałów śledczych Csatary w 1944 roku, jako komendant policji w należących do Węgier Koszycach, uczestniczył w organizowaniu deportacji 12 tys. tamtejszych Żydów do Auschwitz. W 1948 roku został skazany przez komunistyczny sąd ówczesnej Czechosłowacji zaocznie na karę śmierci. Akta procesu w 2012 roku odnalazły się w archiwach słowackiego Instytutu Pamięci Narodu (UPN).
Csatary został zatrzymany w lipcu 2012 roku w Budapeszcie i od tego czasu przebywał w areszcie domowym.
W marcu br. sąd w Koszycach zamienił wydany w 1948 roku zaoczny wyrok śmierci dla Csatary'ego na karę dożywotniego więzienia; argumentował, że kara śmierci została zniesiona w Czechosłowacji w 1990 r. Władze Słowacji wystąpiły o ekstradycję Csatary'ego z Węgier i chciały, aby odsiadywał on karę w tym kraju. Uzasadniano, że to słowacka a nie węgierska prokuratura zgromadziła najwięcej dowodów zbrodni Csatary'ego.
W ubiegłym miesiącu słowacki sąd zawiesił na czas nieokreślony decyzję w sprawie wykonania kary dożywotniego więzienia wobec Csatary'ego. Wcześniej proces zawiesił budapeszteński sąd, według którego należało zbadać, czy wyrok słowackiego sądu można uznać na Węgrzech i czy został wydany istotnie za te same zbrodnie, jakie zarzuca Csatary'emu węgierska prokuratura.
Chroniąc się przed wymiarem sprawiedliwości Csatary zbiegł w 1949 roku do Kanady, której obywatelem został sześć lat później. W 1997 roku rząd Kanady odebrał mu obywatelstwo, argumentując, że uzyskał je dzięki złożeniu nieprawdziwych zeznań. Csatary powrócił na Węgry i osiedlił się w Budapeszcie, gdzie dzięki informacjom Centrum Wiesenthala wytropili go reporterzy brytyjskiego dziennika "The Sun".
Skomentuj artykuł