Woda opadła, ludzie płaczą. Idzie zima, jest lęk, bo części domów już się nie odbuduje [WYWIAD]

Maciej Bagiński, prezes Polskiej Akcji Humanitarnej. Kolaż: DEON, źródło: PAH
PAP / mł

- Idzie druga katastrofa, która ma związek z tym, co dzieje się w głowach. Ludzie tam płaczą. Rozmawialiśmy z takim starszym panem, po osiemdziesiątce. Powiedział, że stracił dom i już niczego nie odbuduje, nawet jeśli dostałby te sto czy dwieście tys. zł, to jego nie będzie stać na odbudowę i nie wie, co z nim będzie. Takich dramatów jest tam mnóstwo - mówi o sytuacji na zalanych terenach prezes Polskiej Akcji Humanitarnej Maciej Bagiński w rozmowie z PAP.

Woda opadła, smutek narasta

Wrócił pan z terenów popowodziowych. Jak tam teraz jest?

Maciej Bagiński, prezes Polskiej Akcji Humanitarnej: - Odniosłem wrażenie, że gorzej niż było po samej powodzi. Woda opadła, ale smutek dzisiaj jest o wiele większy. I on narasta. Ludziom opadła adrenalina, teraz jest smutek i lęk o to, co dalej. A jednocześnie życie się toczy - trwa sprzątanie, pomagają żołnierze, działają służby. To nie zmienia jednak faktu, że jest tam bardzo przygnębiająco. I zimno. Choć dzięki temu przynajmniej nie unosi się zapach gnicia.

DEON.PL POLECA

Gdzie pan był?

- M.in. w Lądku Zdroju, Kłodzku i małej miejscowości - Żelazno. Rozmawiałem z mieszkańcami, którzy jakby nie rozumieli jeszcze do końca, co się stało, jakby cała ta powódź i to, co po sobie pozostawiała, a raczej to, co im zabrała - nie docierało do nich.

Dziura w przestrzeni, jaką zostawiła woda, jest dojmująca

Te miasteczka i wsie wyglądają niekiedy jakby były po bombardowaniu. Dziura w przestrzeni, jaką zostawiła woda, jest dojmująca. Te miejsca, w których jeszcze niedawno stały domy, posterunek policji, pomniki, a dziś ich nie ma - to widok abstrakcyjny. Powodował we mnie poczucie nierzeczywistości, pustka była trudna do zniesienia. A byłem tam tylko kilka dni. Ludzie musieli pozbyć się wszystkiego, co zniszczyła woda. Łóżka, materace, komody, regały, zabawki, pralki, lodówki piętrzą się przed budynkami zalegają przed domami i czekają na wywiezienie. Jadąc ulicami wzdłuż tych podwórek, czułem, jakbym przejeżdżał komuś przez sypialnię, pokój stołowy, kuchnię.

Co mówili panu powodzianie?

- Przede wszystkim pytają, co dalej. Sprzątają, myślą o odbudowie. Ale idzie druga katastrofa, która ma związek z tym, co dzieje się w głowach. Ludzie tam płaczą. Rozmawialiśmy z takim starszym panem, po osiemdziesiątce. Powiedział, że stracił dom i już niczego nie odbuduje, nawet jeśli dostałby te sto czy dwieście tys. zł, to jego nie będzie stać na odbudowę i nie wie, co z nim będzie. Takich dramatów jest tam mnóstwo, a organizacje pomocowe, nawet przy najbardziej szczodrych zbiórkach, nie są w stanie odbudować ludziom domów.

Jesteśmy na początku usuwania skutków powodzi

To obiecuje zrobić rząd. PAH pomagała powodzianom także, m.in. w 1997 r. - po tzw. powodzi tysiąclecia. Skala katastrofy była wtedy większa, ale też inne było wtedy - m.in. pod względem możliwości finansowych - polskie państwo. Rząd Donalda Tuska składa obietnicę pełnej pomocy i odbudowy "plus". Czy państwo jest w stanie wywiązać się z takiej deklaracji?

- Jesteśmy na początku usuwania skutków tego kataklizmu. Problemy wszelkiego rodzaju związane z odbudową dopiero nadejdą. Nie do mnie jednak należy ocena, jak poradzi sobie z tym państwo.

Ale może pan ocenić, jak długo potrzebna będzie powodzianom pomoc organizacji humanitarnych takich jak PAH.

- Tej pomocy nigdy nie będzie za dużo. Ludzi, którym trzeba pomóc, są dziesiątki tysięcy, a idą jesień i zima. Każda zbiórka społeczna i każda obecność wolontariuszy na miejscu są i długo jeszcze będą bardzo potrzebne. Szczególnie gdy osłabnie zainteresowanie społeczeństwa, bo kamery telewizyjne zgasną. Zresztą do wielu tych mniejszych miejscowości one nigdy nie wjechały. Konieczne będzie długofalowe wsparcie psychiczne. Jako PAH będziemy chcieli również je zapewnić, skala zapotrzebowania na tę pomoc jest jednak znacznie większa niż nasze możliwości - zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych, zwłaszcza osób starszych.

Pomocy powodzianom udzielają wszystkie największe organizacje wyspecjalizowane w takiej działalności i wiele mniejszych. Czy wasze działania są ze sobą jakoś skoordynowane?

- Każdy działa na własną rękę, ale nie przeszkadzamy sobie. I nie rywalizujemy ze sobą. Wkład każdego, jak powiedziałem, jest potrzebny. Organizacje humanitarne nie ścigają się na pieniądze, ale na czas, w których należy dotrzeć do potrzebujących, by ta pomoc była skuteczna. To obowiązuje wszędzie. Tak samo docieramy teraz do osób m.in. w Libanie, którym dostarczamy ciepłe posiłki i pakiety sanitarne dla osób wewnętrznie przemieszczonych. Podkreślam to, bo chociaż dziś rozmawiamy o powodzi, to jesteśmy organizacją, która na całym świecie robi to samo.

Polacy są szczodrzy, chcą i potrafią pomagać

- Działalność humanitarna jest dziś jak granie na wielu fortepianach. Jak przy takiej ilości kryzysów w różnych częściach świata walczyć o uwagę i hojność?

- Polacy chcą i potrafią pomagać. Są szczodrzy. Tylko w ostatnich latach pokazaliśmy to podczas wojny w Ukrainie, na granicy polsko-białoruskiej, teraz w powodzi. Dzięki temu możemy działać wszędzie, gdzie zagrożone są ludzkie życie i ludzka godność. Po nagłej eskalacji wojny w Ukrainie w 2022 r. PAH rozrosła się siedmiokrotnie, takie mieliśmy możliwości działania. Polacy coraz lepiej rozumieją, że pomagać po prostu trzeba. To nie jest banał, chcę, żeby jasno wybrzmiało: człowiek ma obowiązek pomagać innym, bo jest człowiekiem. Bez względu na to, jaki ktoś ma kolor skóry, jaką wyznaje religię i jakie ma poglądy polityczne.

A można źle pomagać? W kontekście powodzi w pewnym momencie pojawiły się głosy, że pomoc przypomina miejscami pospolite ruszenie.

- Pomoc musi być skoordynowana, a czasami chyba nie była. Nie przesadzałbym jednak z krytyką. Jeśli nawet trafiło, np. za dużo zgrzewek wody, to ona prędzej czy później zostanie wypita. Generalnie takich potknięć pomocowych było tym razem mniej niż przy poprzednich powodziach, kiedy w ramach darów ludzie pozbywali się jakichś starych, zniszczonych rzeczy, robiąc sobie w szafach porządki. Poza tym przecież każdy, kto chce coś przekazać powodzianom, może skontaktować się z wybraną organizacją pozarządową lub samorządem z tamtych terenów i zapytać, jak obecnie najlepiej pomóc i komu.

Są trzy etapy pomocy powodzianom

Wrócę do pytania o czas - jak długo PAH będzie działała na terenach popowodziowych?

- Tak długo, jak będzie potrzeba. Można powiedzieć, że są trzy etapy pomocy. Pierwsza to natychmiastowa pomoc zaraz po katastrofie, kiedy chodzi o to, by dostarczyć ludziom wodę i prowiant - by mogli zjeść i przeżyć. To jest za nami, poszło bardzo sprawnie. Drugi etap to usuwanie zniszczeń i tym się teraz zajmujemy. Dostarczy potrzebny do tego sprzęt, m.in.: osuszacze, nagrzewnice, ozonatory, agregaty prądotwórcze, sanitariaty, pralki, lodówki oraz taczki i rękawice do sprzątania. Nasi pracownicy - w sumie kilkanaście osób - są teraz tam na miejscu i pracują w porozumieniu z lokalnymi władzami, które mają zmapowane potrzeby mieszkańców. Z nimi ustalamy, co i gdzie ma trafić. Dbamy przy tym o logistykę, czyli np. by osuszacz z jednego miejsca trafił możliwie szybko do kolejnego.

Potem przyjdzie czas na odbudowywanie, ale, jak powiedziałem, to potrzeby na taką skalę, że pomóc musi przede wszystkim państwo. My oczywiście też weźmiemy w tym udział, np. przy odbudowie wybranych świetlic, szkół czy przedszkoli. Do dyspozycji mamy jednak nie miliardy zł, a w sumie kilkanaście mln zł, ze zbiórek indywidualnych i firm (tu także pomoc rzeczowa), m.in. od BP Polska, Allegro, TZMO, Toi-Toi, Credit Agricole. Wszystkie wydatki są oczywiście w pełni przejrzyste, rozliczamy się z każdej złotówki od darczyńców. Transparentność, niezależność i m.in. efektywność to podstawowe zasady naszej organizacji.

PAP / mł

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Woda opadła, ludzie płaczą. Idzie zima, jest lęk, bo części domów już się nie odbuduje [WYWIAD]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.