Mówi: "Jestem kolejną kobietą molestowaną przez bp. Szkodonia". Jest wierząca, pracuje w Kościele
Nieżyjący od sierpnia krakowski biskup pomocniczy Jan Szkodoń miał w latach 1990 - 2012 wykorzystywać seksualnie młodą kobietę, inną niż bohaterka reportażu z 2020 roku. Biskup znał się z jej rodzicami, pod różnymi pretekstami zapraszał ją do siebie, zaprzyjaźniał się, rozmawiał o swoim życiu. "Myślałam, że jak coś komuś powiem, poskarżę się, to stracę pracę" - mówi kobieta. Omawiamy reportaż Marcina Wójcika.
"Do końca życia nie spojrzałabym w lustro, gdybym milczała, bo jestem kolejną kobietą molestowaną przez biskupa Jana Szkodonia" - mówi Agnieszka (imię zmienione) w reportażu Marcina Wójcika, który ukazał się w poniedziałek, 27 października w "Dużym Formacie". Jak wyjaśnia kobieta, przez wiele lat bardzo złe wspomnienia trzymała w zamknięciu, ale wróciły, gdy dowiedziała się niedawno, że po śmierci bpa Szkodonia jeden z dziennikarzy chce walczyć o dobre imię biskupa. Omawiamy tekst Marcina Wójcika pt. "Zimne dłonie biskupa z Krakowa".
Obszerny tekst Marcina Wójcika porusza wiele wątków. Pierwszy to opowieść Agnieszki: religijnej, wierzącej kobiety, która zawsze była blisko Kościoła i - jak pisze reporter - "pracuje od lat na zlecenie kurii krakowskiej". Drugi to przełomowy moment w życiu kobiety, gdy dowiedziała się w 2020 roku, że bp Szkodoń wykorzystywał 15-letnią Monikę mniej więcej w tym samym czasie, co ją samą (to pierwsza w Polsce sprawa, w której został oskarżony urzędujący biskup). Trzeci to reakcje środowiska wokół bp Szkodonia, zranienie, niedowierzanie i wszystkie inne reakcje, które towarzyszą ludziom mierzącym się z informacją, że ważny dla nich duchowny dopuścił się zła. Czwarty to reakcje osób, którym Agnieszka próbowała powiedzieć o swojej krzywdzie, w tym osób zaangażowanych w Kościele. I piąty - to sama kwestia winy biskupa Szkodonia.
Wątek pierwszy: Agnieszka i jej krzywda
W reportażu Wójcika Agnieszka opowiada swoją historię. O tym, jak z dziewczęcą naiwnością odwiedzała biskupa, gdy rodzice prosili, by zaniosła mu pomarańcze, bo jest chory. O tym, jak się z nim zaprzyjaźniała, czując się bezpiecznie, bo znał się z jej rodzicami - i był biskupem, a więc osobą, po której inni wierzący spodziewają się prawości i wierności. O tym, że był w jej życiu ważnym i bliskim dorosłym, do którego mówiła nawet "wujku". I o tym, jak po pewnym czasie biskup od rozmów o swoich obrazach i sprawach diecezji miał przechodzić do niechcianego fizycznego kontaktu i jak trudno jej było poradzić sobie z czymś takim, jak wymuszanie pocałunków i mówiąc wprost - nachalne obmacywanie i naruszanie krytycznych granic intymności. Opowiada, że bała się o pracę. Z tekstu dowiadujemy się, że m.in. sam biskup dawał jej zlecenia związane z przepisywaniem swoich książek. I że gdy doszło do kolejnego mocnego przekroczenia granic jej intymności, postawiła granice: nigdy więcej nie spotkała się z biskupem sama. "Wyparłam z siebie wszystko, co mi robił. Wylazło to dopiero w 2020 roku" - mówi.
Wątek drugi: Agnieszka odkrywa, że inna kobieta była w podobnej sytuacji
Do przełomu w myśleniu kobiety o wypartej sytuacji bycia wykorzystaną przez biskupa dochodzi po tekście Wójcika z 2020 roku; o tym, że biskup Szkodoń miał wykorzystywać seksualnie 15-letnią wtedy Monikę. Gdy odważa się przeczytać tekst, zdaje sobie sprawę, że biskup potraktował ją tak samo. "Czytałam o sobie, słowo w słowo, jakbym to ja mówiła" - mówi w tekście. Zamierza wysłać biskupowi list. Pyta go w smsie, czy adres na Kanoniczej jest aktualny. Jak opowiada, biskup oddzwania w odpowiedzi i żali się, że "niesłusznie go oskarżają". Agnieszka wysyła list, w którym pisze: "dla mnie był Ksiądz Biskup jak drugi ojciec, dlatego z dumą zwracałam się "wujku", chętnie rozmawiając o problemach, podziwiając nowe obrazy". I dalej: "Powoli zaczynałam czuć, że coś jest nie tak, że granice zostają naruszone, ale i wtedy wmawiałam sobie, że to przecież niemożliwe, że tylko tak mi się wydaje, że przecież Ksiądz Biskup by tak nigdy...". Jak mówi w reportażu - nie dostaje nigdy odpowiedzi. "Byłam dziecinną, niedojrzałą, zakompleksioną, pobożną studentką. Po spotkaniach z biskupem biegłam do kościoła franciszkanów, by przepraszać Boga za głupie, szatańskie podejrzenia wobec wujka" - ocenia samą siebie sprzed lat.
Wątek trzeci: ludzie znający bpa Szkodonia nie wierzą, że mogło tak być
To kolejny wątek opisany w reportażu: w krakowskim środowisku ludzi znających biskupa Szkodonia według Wójcika nie znajduje się nikt, kto wątpiłby w niewinność biskupa po tym, jak świat w lutym 2020 roku poznaje historię Moniki. Niedowierzanie, poczucie, że ktoś szkaluje biskupa, że to kłamstwa - to emocje ludzi przede wszystkim z krakowskiego Kościoła, pokazane w tekście. "Szkalują naszego biskupa. Fałszywe oskarżenia" - ma powiedzieć Agnieszce znajoma, która dzwoni do niej z informacją o reportażu. Według Wójcika opinie ludzi są jednoznaczne: pomówienia, podstawieni, opłaceni ludzie, trzeba walczyć o dobre imię biskupa, bronić go - i tylko z takimi opiniami spotyka się Agnieszka.
Wątek czwarty: kto przejął się Agnieszką
W tekście jest mowa o reakcjach środowiska na doniesienia o tym, że bp Szkodoń miał wykorzystywać Monikę, wtedy nastolatkę i o tym, jak zostają przyjęte (a raczej: nieprzyjęte) jej próby opowiedzenia o tym, że Agnieszka przeżyła to samo. Padają tu konkretne nazwiska, a jedynymi osobami, które uwierzyły Agnieszce i przejęły się jej osobą, a nie tylko tracącym dobre imię biskupem, są w tej opowieści brat oraz przyjaciółka. Jak pisze Wójcik, kobieta mówiła w 2020 roku o swojej historii przynajmniej kilku osobom. Wśród nich jest wymieniona Teresa Król, która - według słów Agnieszki opublikowanych w reportażu - mocno przejęła się biskupem ("Strasznie zbłądził! Trzeba się za niego modlić! Jak mu pomóc?"), ale w żaden sposób nie miała wesprzeć Agnieszki. O swojej historii miała wspomnieć ks. Janowi Bednarczykowi, który według tekstu nie podjął wątku w rozmowie. Jest także wymieniona albertynka s. Alberta, która miała polecić modlitwę za biskupa i wizytę u niego, i druga albertynka, s. Scholastyka, współpracująca z Fundacją Świętego Józefa. Ze wszystkimi - według tekstu - kontaktuje się Wójcik. Ksiądz odmawia rozmowy na ten temat, Teresa Król według reportera oświadcza, że nie pomogła, bo Agnieszka nie prosiła o pomoc i nie zgadza się na publikowanie swoich wypowiedzi, s. Alberta ma powiedzieć reporterowi, że nie znała szczegółów sprawy, a s. Scholastyka w mailu pisze, że temat zgłaszania sprawy władzom kościelnym "został przyjęty z rezerwą i wątpliwością. Po upływie wielu lat nie widziała sensowności podejmowania takiego działania, a także wyrażała brak gotowości do zmierzenia się ze zgłoszeniem". Dodaje też, że priorytetem było dla niej wysłuchanie i przyjęcie osoby z jej historią i było dla niej jasne, że bez zgody Agnieszki "nie ma prawa dokonać formalnego zgłoszenia". Z kolei Agnieszka podsumowuje to: "Nikt z Kościoła nie chciał mnie wysłuchać, pomóc, poczułam, że dobre imię biskupa jest ważniejsze niż moja krzywda. Dla oczyszczenia Kościoła, dla siebie, ale i dla Moniki postanowiłam publicznie opowiedzieć o swoim bólu".
Wątek piąty: Czy biskup Szkodoń był winny?
Według Marcina Wójcika, autora tekstu z 2020 roku „Zły dotyk biskupa z Krakowa” i "Zimne dłonie biskupa z Krakowa" opublikowanego 27 października 2025 w "Dużym Formacie" Gazety Wyborczej można w zasadzie powiedzieć, że tak. Autor tekstu wspomina, że sprawa Agnieszki nie została przez nikogo zgłoszona ani do Watykanu, ani do krakowskiej kurii. Podkreśla, że dzień przed publikacją jego pierwszego reportażu w lutym 2020 roku biskup Szkodoń wydaje oświadczenie, że jest niewinny i na kilka miesięcy wyjeżdża z diecezji. Że po zgłoszeniu sprawy 15-letniej Moniki Watykan w 2021 roku stwierdza, że nie jest w stanie udowodnić winy biskupa. "Zgodnie z prawem kanonicznym wyrok ten nie jest równoznaczny z uniewinnieniem. Ale sympatycy biskupa ogłaszają, że to uniewinnienie" - pisze Wójcik. Jak dodaje, mimo to krakowska kuria zawiera z Moniką ugodę i wypłaca jej odszkodowanie; kobieta nie może jednak ujawniać szczegółów ugody, ale historia Agnieszki nie jest dla Moniki zaskoczeniem.
Poza tekstem: jak wyglądała sprawa Moniki w instytucjach kościelnych i państwowych?
Ponieważ w omawianym tekście nie jest wyjaśnione, jak przebiegała sprawa Moniki, przypominamy fakty opisane na łamach "Więzi" w lutym 2020 roku. Z podsumowania pióra Zbigniewa Nosowskiego dowiadujemy się, że pismo adresowane do papieża Franciszka ze świadectwem Moniki trafiło do nuncjatury apostolskiej w Warszawie 27 maja 2019 roku i według nuncjatury trafia do adresata w tym samym dniu. 27 sierpnia 2019 roku do krakowskiej prokuratury rejonowej trafia zawiadomienie o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez bp. Szkodonia, a 10 września prokuratura wszczyna dochodzenie w sprawie wielokrotnego doprowadzenia małoletniej do czynności seksualnej. Również we wrześniu rozpoczyna się dochodzenie wstępne w Kongregacji Nauki Wiary. W październiku następuje pierwsze przesłuchanie Moniki przez prokuraturę, a 16 grudnia Kongregacja Nauki Wiary podejmuje decyzję o konieczności wysłuchania pani Moniki. Prokuratura, ze względu na przedawnienie, umarza dochodzenie 27 grudnia 2019 roku. 23 stycznia 2020 roku na polecenie kongregacji następuje wysłuchanie Moniki w warszawskiej nuncjaturze apostolskiej. Dzień później bp Szkodoń, wezwany do nuncjatury, jest poinformowany o tym, że wobec niego jest wszczęte postępowanie i że nałożono na niego ograniczenia. 9 lutego bp Szkodoń wydaje oświadczenie, że jest niewinny, a 10 lutego Marcin Wójcik publikuje reportaż „Zły dotyk biskupa z Krakowa”. 23 lipca 2021 roku Nuncjatura Apostolska w Warszawie wydała komunikat w sprawie postępowania. „Po dokładnej analizie zebranych materiałów dowodowych i po przesłuchaniu powołanych świadków, wina bp. Jana Szkodonia nie została udowodniona (non constat)” - podano.
Źródło: wyborcza.pl / Więź / mł


Skomentuj artykuł