Abp Galbas o tym, jaki jest najprostszy sposób, żeby zmienić swoje życie
- Gdyby człowiek próbował zmienić swoje życie tylko o własnych siłach, gdyby skupiał się tylko na osobistej pracy nad sobą, a nie pozwolił nad sobą pracować Bogu, szybko by się zniechęcił, popadł w zgorzknienie - mówił abp Adrian Galbas podczas mszy w katowickim seminarium.
W swoim słowie arcybiskup wyjaśniał nowo ustanowionym akolitom, na czym oprzeć swoje powołanie, podpowiedział też jeden sposób, który wszystkim wierzącym pomaga się nawrócić.
‒ Potrzeba nawrócenia serca każdego, kto Kościół tworzy, począwszy od nas, biskupów, poprzez księży, osoby zakonne, aż po każdego wiernego świeckiego ‒ mówił abp Galbas. Jak jednak zauważył, człowiek sam z siebie się nie nawróci.
Jaki jest najprostszy sposób, by się nawrócić?
- Gdyby człowiek próbował zmienić swoje życie tylko o własnych siłach, gdyby skupiał się tylko na osobistej pracy nad sobą, a nie pozwolił nad sobą pracować Bogu, szybko by się zniechęcił, popadł w zgorzknienie i odstąpił od podjętej drogi. Dlatego tak ważne jest stałe otwieranie się na obecność i działanie Pana. Dlatego tak ważna jest adoracja. Adoracja to obecność. Chrystus w konsekrowanej hostii jest obecny i my - adorując tę hostię - jesteśmy obecni - powiedział.
Dlatego tak ważna jest adoracja. Kościół, który adoruje jest silniejszy! - mówił katowicki koadiutor. Wyjaśniał, że podczas adoracji Jezusa w tajemniczy sposób, którego nie rozumiemy, nasze ludzkie, małe i kruche możliwości zostają wzbogacone o nieskończone możliwości Chrystusa. Właśnie dlatego warto „marnować” czas z Bogiem.
‒ Nie sztuką jest „zrobić wystawienie”. Sztuką jest przyjść i być ‒ przekonywał.
Ta niepewność męczy: czy na pewno mam powołanie?
Arcybiskup sprawował mszę świętą w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Katowicach, podczas której ustanowił w posłudze trzech nowych akolitów. Przypomniał im, że decyzja o przyjęciu akolitatu to kolejny krok w rozeznaniu powołania.
‒ To jest już krok bardzo poważny. Jakże często męczy kleryków niepewność wyrażająca się w pytaniu: czy aby na pewno jestem powołany? Czy seminarium to jest na pewno moje miejsce? ‒ mówił arcybiskup. Wyjaśniał, że właśnie wtedy klerycy są szarpani zmiennymi nastrojami, przeciwnymi myślami, porywistymi odruchami serca. Jak zapewniał, posługa akolity jest potwierdzeniem powołania.
‒ Na tym etapie waszej formacji seminaryjnej, jeśli przeżywacie ją uczciwie, Pan dzisiaj potwierdza: tak, Ja ciebie chcę. Tak, jesteś powołany. Tak to jest twoje miejsce i twoja droga ‒ mówił. Przypomniał też, że w byciu akolitą nie chodzi tylko o zdolność do wykonywania pewnych czynności liturgicznych, ale najważniejszy jest styl życia i pewność, że Eucharystia to jest Chleb na życie wieczne.
Chodzi o dojrzewanie do bycia księdzem
Abp Galbas mówił też, że parafiom bardzo dzisiaj potrzeba radykalnych księży.
- Już dziś chciejcie takimi być. Już takimi bądźcie. Seminarium nie jest domem opieki, który ma dać utrzymanie i zapewnić wszystkie życiowe potrzeby. Jest czasem i miejscem, w którym ma dojrzewać radykalne powołanie do kapłaństwa ‒ powiedział.
Akolitat to kolejny etap w drodze formacji seminaryjnej. Akolita może udzielać Komunii św. w czasie Mszy św. lub poza nią, zanosić ją do chorych, lub w wypadku konieczności podać ją umierającemu jako wiatyk. Może on również wystawić Najświętszy Sakrament do adoracji, nie ma natomiast prawa do udzielania nim błogosławieństwa. Charakterystycznym przywilejem akolity jest puryfikowanie naczyń liturgicznych w przypadku braku diakona.
KAI / gosc.pl / mł
Skomentuj artykuł