Biblia, wiedźmin i wojna
Nikogo pewnie nie zaskoczę, jak powiem, że dwie lektury, które mi pomagają w tym czasie to Biblia i Wiedźmin. Pismo Święte jest do bólu realistyczne. Pełno w nim cierpienia, krzyku niemocy i rozpaczy, zwłaszcza w psalmach, u proroków czy w apokalipsie. W końcu w samym jej sercu mamy opowieść o Dobrym, którego spotkała największa niesprawiedliwość, okrutne tortury i śmierć.
Ale jednocześnie od pierwszej do ostatniej strony, Biblia jest przede wszystkim opowieścią o miłości, nadziei i Życiu, którego żadna śmierć nie jest w stanie ostatecznie stłamsić. Kto doświadczył w swoim życiu obecności Boga, ten czuje realizm obu biblijnych wątków: zarówno grzechu i zła, jak i odkupienia i zmartwychwstania.
Co do Wiedźmina, to nie wiedząc kiedy został napisany, można by odnieść wrażenie, że Sapkowski gorzko komentuje bieżące wydarzenia wojenne.
Nie sposób nie skojarzyć Nilfgaardu idącego na wojną ze znienawidzonymi królestwami północy, z konfrontacją, jaką Rosja toczy de facto z całym światem zachodnim. Boleśnie aktualne są opisy metod wojennych, zawierających rozkradanie dóbr napadanych królestw, gwałty, bestialskie mordowanie napotykanej ludności, w końcu „taktykę spalonej ziemi”, żeby po wojnie uzależnić od siebie ekonomicznie podbite ludy.
Trafnie przedstawiony jest styl myślenia intelektualnej elity Nilfgaardu w postaci czarodziejek, które wraz z konfraterkami z królestw północnych współtworzą międzynarodową organizację mającą służyć rozwojowi magii i stabilizacji politycznej.
Mimo zakładanej apolityczności konwentu, czarodziejki nie były w stanie ukryć swych poglądów. Niektóre ewidentnie niepokoiła obecność Nilfgaardu u bram. Fringilla doznawała mieszanych uczuć. Zakładała, że osoby tak wykształcone powinny rozumieć, że Cesarstwo niesie na Północ kulturę, dobrobyt, porządek i stabilność polityczną…
– brzmi znajomo?
Gorzko brzmią dziś opowieści o „neutralności” dzięki której niektórzy próbują ocalić własne interesy kosztem życia innych:
— Tak więc Foltest schował ogon pod siebie — mruknął wiedźmin, łamiąc w palcach kolejny patyczek. – Dogadał się z Nilfgaardem. Zostawił Aedirn na łasce losu…
— Tak — potwierdził poeta. – Wprowadził jednak wojska do Doliny Pontaru, zajął i obsadził twierdzę Hagge. A Nilfgaardczycy nie weszli na przełęcze Mahakamu i nie przekroczyli Jarugi w Sodden, nie zaatakowali Brugge, które po kapitulacji i hołdzie Ervylla mają w kleszczach. To była bez wątpienia cena neutralności Temerii.
— Ciri miała rację — szepnął wiedźmin. – Neutralność… Neutralność zwykle bywa podła.
— Co?
— Nic. A co z Kaedwen, Jaskier? Dlaczego Henselt z Kaedwen nie wspomógł Demawenda i Meve? Przecież mieli pakt, łączyło ich przymierze. A jeśli nawet Henselt, wzorem Foltesta, szcza na podpisy i pieczęcie na dokumentach i za nic ma królewskie słowo, to chyba nie jest głupi? Czy nie rozumie, że po upadku Aedim i układzie z Temerią kolej na niego, że jest następny na nilfgaardzkiej liście? Kaedwen winno wesprzeć Demawenda z rozsądku. Nie ma już na świecie wiary ani prawdy, ale chyba istnieje na świecie rozsądek? Co, Jaskier? Jest jeszcze na świecie rozsądek? Czy już zostały na nim tylko skur*ysyństwo i pogarda?
Jaskier odwrócił głowę. Zielone latarenki były blisko, otaczały ich zwartym pierścieniem. Nie zauważył tego wcześniej, ale teraz zrozumiał. Wszystkie driady przysłuchiwały się jego opowieści.
— Milczysz — powiedział Geralt. – A to znaczy, że Ciri miała rację. Że Codringher miał rację. Wszyscy mieli rację. Tylko ja, naiwny, anachroniczny i głupi wiedźmin, nie miałem racji.
Pozwolę sobie nie rozwijać wątku nasuwających się analogii z neutralnym księstewkiem Toussaint, którego księżna próbuje zakończyć wojnę pisząc „ostrą notę dyplomatyczną” do cesarza, w której nawołuje: „Domagamy się, aby natychmiast, ale to natychmiast zaniechał wojowania i zawarł pokój. Bowiem wojna i niezgoda to rzeczy złe. Niezgoda rujnuje, a zgoda buduje!”.
Poruszający i dający do myślenia jest opis szpitala polowego, w którym ekipa lekarska próbuje ratować żołnierzy masakrowanych podczas największej bitwy opisywanej wojny, ukazująca bezsens cierpienia, jakie sprowadza na wszystkich wojna.
W świecie wiedźmina, wielka wojna, kończy się zawarciem „pokoju”. Rozstrzygnięciom daleko do sprawiedliwości, a powojenne porządki przez długi czas przysparzają jeszcze cierpienia.
Jednak wojna opisana przez Sapkowskiego, poza brutalną dosłownością w demaskowaniu mechanizmów, które dzieją się dziś na naszych oczach, ukazuje coś szalenie wartościowego. Główni bohaterowie (którym daleko do szlachetności protagonistów uniwersum „Władcy Pierścieni”) choć wplątani w wojnę i boleśnie naznaczeni w swoim stylu myślenie i działania złem czasów, w jakich przyszło im żyć, ocalają w sobie iskierkę dobra i człowieczeństwa. Choć rozczarowani i zdradzeni przez wielkich świata, nie przestają walczyć o siebie nawzajem.
Miłość do przybranej córki nie tylko popycha Geralta do heroicznych działań, ale pociąga też innych. Dziwna wiedźmińska drużyna skupia się wokół niego, bo prawdziwa miłość właśnie taka jest: wyciąga to co najlepsze z nas samych i z tych, którzy stają na naszej drodze, a przez to sprawia, że dokonują się rzeczy – wydawałoby się – niemożliwe. Nawet jeśli wszędzie wokół wojna, zło i cierpienie, to one kiedyś się skończą, bo każde zło załamuje się w końcu pod własnym ciężarem. A miłość przeprowadza przez najciemniejsze czasy i staje się fundamentem świata, który prędzej czy później będziemy odbudowywać.
Oby jak najprędzej.
Skomentuj artykuł