Bóg jest dużo bliższy, niż sami byśmy tego chcieli
Ewangelia, opisująca wydarzenia będące szczytem Objawienia, ma być dla nas pomocą w spełnieniu największego marzenia. To mapa, której wskazówki mają nam pomóc dotrzeć do największego Skarbu.
Słowa Mojżesza z Księgi Powtórzonego Prawa powinniśmy potraktować dzisiaj jako zachętę do zgłębienia prawdy o tym, jaki jest nasz Bóg: „Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem, a na niebie wysoko i na ziemi nisko nie ma innego” (Pwt 4,39).
Łatwiej jest powiedzieć, że przecież nie wiemy, jaki Bóg jest, i w ten sposób zamknąć usta teologom, a w sobie samym zgasić pierwotną dla człowieka chęć poznawania. Prawda jest jednak inna: coś o Bogu wiemy, coś potrafimy o Nim powiedzieć. Skąd mamy wiedzę na ten temat? Jej źródłem jest Objawienie. „No tak, i może co jeszcze?! Objawienie! Phi!”.
Objawienia (łac. revelatio), o którym mowa, nie można jednak mylić z tzw. prywatnymi objawieniami (łac. apparitio), do których należą m. in. objawienia w Lourdes czy w Fatimie. Nikt nie ma obowiązku wierzyć w objawienia prywatne.
Dotyczy to nawet tych uznanych oficjalnie przez Kościół za autentyczne (nie wspominając o tych nieuznanych, które często okazują się być po prostu szkodliwe i wprowadzają zamęt wśród wierzących), choć trzeba podkreślić, że mogą one być umocnieniem dla naszej wiary i pomocą w życiu duchowym.
Nie dodają one jednak żadnej nowej treści do Objawienia (pisanego wielką literą), które poznajemy dzięki Pismu Świętemu i żywej Tradycji Kościoła. Nie zmieniają dogmatów, ale pozwalają lepiej je zrozumieć lub też zwracają szczególną uwagę na jakiś ich aspekt. Temat ten wymagałby z pewnością pogłębienia, ale dziś chcę się skupić głównie na tym, co wynika z samego faktu, że Bóg się objawił swojemu ludowi. Oczywiście, wielką pychą byłoby uważać, że pojęliśmy kim jest Bóg, że nasz umysł przeniknął Jego istotę i odtąd już nic, co Boże, nie jest dla nas nieznane, bo Go rozgryźliśmy.
Bóg nie tylko daje się ludziom poznać dzięki Objawieniu, ale jeszcze chce nawiązać z każdym z nas intymną więź – taką, jaka łączy Ojca z dziećmi: „Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście Ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: «Abba, Ojcze!»” (Rz 8,14-15). Jak my niekiedy bardzo się przed tą bliskością bronimy!
Jak trudno jest nam przyjąć do wiadomości, że Bóg nie chce być przez nas traktowany jako ktoś odległy, jako mieszkaniec dalekich zakątków wszechświata! Skąd ta trudność? Bierze się ona chyba stąd, że po prostu łatwiej by nam się żyło, gdyby Bóg był daleki i niedostępny.
Składalibyśmy Mu ofiary, by ukoić Jego gniew. Modlilibyśmy się o pomyślność w naszych przedsięwzięciach. Od czasu do czasu zdawalibyśmy raport z naszych działań. Taki obraz Boga jest łatwiejszy do przyjęcia. Bo to Bóg, który się nie wtrąca w codzienność. To ktoś, z kim łączą nas czysto formalne stosunki. A tymczasem On proponuje nam więź dużo głębszą. I tu zaczynają się schody.
„Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28,19). Te słowa Jezusa mają nam uzmysłowić, że Trójca Święta to nie jest jakaś daleka rzeczywistość. To nie jakiś byt abstrakcyjny, ale to Bóg, który jest obecny w życiu człowieka. Albo inaczej: to Bóg, który chce być obecny w naszym myśleniu i działaniu. Poprzez chrzest zostaliśmy zanurzeni w zbawczą obecność Trójcy Świętej.
Uświadomienie sobie tego faktu ma sprawić, że zaczniemy marzyć o życiu wiecznym jako o czymś realnym, co jest w naszym zasięgu – nie z powodu naszych zasług, nie o własnych naszych siłach, lecz dlatego, że Syn Boży stał się człowiekiem. Jedna z Osób Trójcy prowadziła zwykłe życie, jak wielu innych żyjących wówczas ludzi, zmagając się z tym, co kryje się pod hasłem „codzienność”. Co więcej, Bóg w osobie Jezusa Chrystusa doświadczył bólu i cierpienia, zmierzył się z dramatem śmierci. I żyje nadal w ludzkim ciele jako Zmartwychwstały.
To, co stało się w historii świata przez przyjście na świat Syna Bożego, wywróciło do góry nogami relację człowiek-bóstwo. Trójca Święta jest wobec świata transcendentna (czyli istnieje poza lub ponad światem), ale jednocześnie cały czas istnieje i działa dla nas w świecie. Bóg nie chce być tylko „obiektem westchnień” ludzi, ale sam pokazuje człowiekowi, jak mocno go kocha i jak bardzo za nim tęskni.
Słowa św. Pawła utwierdzają nas w tym przekonaniu: „Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa; skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po to, by wspólnie mieć udział w chwale” (Rz 8,17). I tu należy postawić całkiem poważne pytanie: czy marzymy o Niebie? Możemy je rozszerzyć o kolejne: czy wiążemy naszą przyszłość (tę po śmierci) z Bogiem? Czy w ogóle wierzymy w taką przyszłość?
„Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem” (Mt 28,20). Spisana przez uczniów Ewangelia zawiera w sobie to, co Jezus Chrystus chciał nam przekazać jako potrzebne, by dostąpić zbawienia. Jest to wiedza o Bogu – i to z pierwszej ręki! W słowach Mistrza z Nazaretu możemy odkryć nie tylko, jaki Bóg jest, ale czego chce dla nas. Czytając Ewangelię, mamy się rozmarzyć o tym, jak jest w Niebie, jak wspaniałym stanem musi być możliwość przebywania w towarzystwie Trójcy Świętej. A dokładniej: „w” Trójcy Świętej. Mamy marzyć, by rozbudzić w sobie pragnienie życia wiecznego.
Nie chodzi jednak o to, by oderwać się od tego, co jest naszą codziennością, ale żeby żyć jeszcze prawdziwiej, żeby nadać temu sens i zobaczyć w tym drogę, której metą będzie właśnie Niebo. Marzenia uskrzydlają. Szczególnie te, które są możliwe do spełnienia. Dobra Nowina jest właśnie taka: Jezus jest z nami „przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20), byśmy nie stracili nadziei na życie bez końca. Ewangelia, opisująca wydarzenia będące szczytem Objawienia, ma być dla nas pomocą w spełnieniu największego marzenia. To mapa, której wskazówki mają nam pomóc dotrzeć do największego Skarbu.
Skomentuj artykuł