Boży włóczęga - o. Serafin Kaszuba. Nie wołał o zemstę, pragnął pojednania

Boży włóczęga - o. Serafin Kaszuba. Nie wołał o zemstę, pragnął pojednania
Czcigodny Sługa Boży Serafin Kaszuba (serafinkaszuba.pl)
serafinkaszuba.pl/Strzępy/IPN/deon.pl

"Żył jak żebrak i umarł, jak żebrak, a z rzeczy materialnych po jego śmierci zostały do podziału, habit i brewiarz" - pisał o nim jeden ze współbraci. Dziś o. Serafin Kaszuba jest kandydatem na ołtarze. Zmarły przed 44 laty zakonnik przemierzał odległe tereny ZSRR, by towarzyszyć i nieść posługę kapłańską Polakom pochodzącym z Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej.

Miejscem swojej ewangelizacji uczynił tereny ZSRR, gdzie tworzył Kościół podziemny. Choć był ustawicznie inwigilowany przez NKWD i KGB, pozbawiony domu i skazany na nieustanną włóczęgę, ze swoją posługą kapłańską docierał do najdalej położonych zakątków "imperium zła" - od Wołynia przez Ukrainę, Syberię, Kazachstan po Estonię.

Alojzy Kaszuba przyszedł na świat 17 czerwca 1910 w robotniczej rodzinie mieszkającej na lwowskim Zamarstynowie. Był dobrym uczniem, który wśród rówieśników wyróżniał się szczególną chęcią pomocy innym i zamiłowaniem do książek. Głęboka pobożność sprawiła, że podjął życie zakonne i rozpoczął nowicjat w klasztorze kapucynów w Sędziszowie Małopolskim k. Rzeszowa. Tu otrzymał imię zakonne Serafin.

W trakcie swojej formacji odbył studia filozoficzno-teologiczne w kapucyńskim seminarium duchownym w Krakowie. Dość szybko został zauważony przez swoich przełożonych zakonnych jako osoba szczególnie uzdolniona i został skierowany na studia polonistyczne na Uniwersytet Jagielloński. W czerwcu w 1939 roku, trzy miesiące przed wybuchem wojny, obronił tam pracę magisterską. Jego dobrze zapowiadającą się karierę naukową niespodziewanie przerwała okupacja. Wkroczenie wojsk sowieckich zastało go we Lwowie.

DEON.PL POLECA

(Fot. serafinkaszuba.pl)(Fot. serafinkaszuba.pl)

Po śmierci matki wiosną 1940 roku wyjechał na Wołyń, gdzie rozpoczął swoją wędrówkę duszpasterską. Pomimo zagrożenia życia, niósł Boga cierpiącym mieszkańcom tamtych terenów, poświęcając im samego siebie. Tam pozostał i wspierał w codziennym życiu tych, którzy przeżyli i tych, którzy zdecydowali się tam pozostać. Sam kilkakrotnie uszedł z życiem.

„W nocy na horyzoncie widać było pożary. Jakiś człowiek na wpół spalony dogorywał w pobliskiej chacie. Kiedy ognie zbliżały się więcej, spędziłem noce na strychu w kościele. Nie było tu bezpieczniej, ale bliżej Pana Jezusa i łatwiej bronić przed profanacją w razie napadu” - pisał w swoim pamiętniku.

Wraz z innymi Polakami przeżywał „czerwone noce nad Wołyniem”, kiedy w latach 1941-1945 roku skrajni ukraińscy nacjonaliści barbarzyńsko mordowali tam polską ludność, palili polskie wsie i miasteczka. Służył w miejscach pozbawionych kapłanów m.in. Karasinie, Równem, Ludwipolu, Starej Hucie, Korcu) oraz miejscowościach „zza kordonu”, tj. za dawną granicą polsko-sowiecką. 

"Niech rzeczy jadą do ojczyzny. (...) Może niedługo będę tam i ja"

- Płonie Karasin, jego gospodyni ucieka z pożogi i wtedy o. Serafin wie, że do tej miejscowości wrócić nie może. Następnie udaje się do Bystrzyc, gdzie organizuje kolejny kościół. Krótko porem Bystrzyca spłonęła również, ale Serafin znowu cudownie ratuje się, bo podczas pożaru jest w innej miejscowości. (…) Następnie udaje się do Dermanki - tak opisuje jego tułaczkę podczas konferencji IPN „Przystanek Historia” br. Błażej Stchechmiński OFMCap, teolog duchowości, który zajmuje się o. Serafinem Kaszubą.

Uciekając z Dermanki, przekracza kordon dawnej granicy polsko-sowieckiej, ustanowionej po traktatach ryskich z 1921 roku i udaje się do Horodnicy (która później również płonęła) i Medwedowa, gdzie organizuje życie parafialne. - Widzi entuzjazm i łzy ludzi, którzy od rewolucji październikowej nie widzieli księdza i nie mieli okazji skorzystać z żadnego sakramentu - mówi brat Błażej.

- Opatrzność czuwa nad ojcem Serafinem. Miał widocznie w planach Bożych misję do spełnienia rozciągniętą na długie lata i był nieobecny podczas napadów na wioski, będące jego parafiami. Był wtedy na odpuście albo u chorego i później tylko dowiaduje się, że jego parafia została zniszczona, a ludzie zostali albo zabici albo uciekli. Nie zachowały się żadne świadectwa, które by stwierdzały, że ktoś go ostrzegł - mówi br. Krzysztof Niewiadomski OFMCap, który również zajmuje się sprawą o. Serafina.

Kiedy w 1945 roku po konferencji jałtańskiej przesunięto granice Polski, nastąpiły masowe repatriacje Polaków z terenów przyznanych radzieckiej Ukrainie. Namawiany przez swoją rodzinę i wyjeżdzających parafian o. Serafin początkowo zdecydował się opuścić Wołyń. Kiedy jednak znalazł się w pociągu w wagonie repartycyjnym do Polski (1946) ogarnęły go wątpliwości.

"Dojeżdżamy do Zdołbunówa. Myśli się kłębią. Trzeba się decydować. Potem będzie za późno. Gdyby się kogoś poradzić. Przypomina się jakiś głos, ach to ksiądz kanclerz: - ojcze, musimy wyjechać, wszyscy, może ojciec pozostanie z pełnym prawem na diecezję. Zdaje się, że odpowiedziałem z uśmiechem „to już mi tylko brak sakry”. Kiedy pociąg z trzaskiem bufurów stanął, wziąłem walizkę w rękę i niepostrzeżenie przeszedłem tory. A rzeczy? Niech jadą do ojczyzny. Może niedługo tam będzie moja rodzina. A może niedługo również i ja" - pisał w swoich „Strzępach”.

Wysiadając z pociągu na przystanku w Zdołbunowie zostawił wszystko, co posiadał. Udał się do Równego. Miejsce to stało się później dla niego bazą wypadową dla dalszych podróży duszpasterskich. Nadal ewangelizuje na Wołyniu.

O. Serafin Kaszuba podczas odprawiania Mszy św. (Fot. serafinkaszuba.pl)O. Serafin Kaszuba podczas odprawiania Mszy św. (Fot. serafinkaszuba.pl)

Choć po zakończeniu wojny następuje na terenie II Rzeczypospolitej okres władzy sowieckiej - aresztowań księży, wywózek do łagrów - to jednak o. Serafin nie podzielił tego losu. Ksiądz Władysław Bukowiński, który był proboszczem katedry w Łucku, został aresztowany i wywieziony do łagrów. Decyzja o pozostaniu w takich warunkach była decyzją heroiczną. -

To, że Czcigodny Sługa Boży Serafin nie podzielił losu tych ludzi, jest jakąś tajemnicą Bożej Opatrzności. To, że może działać i zostaje ostatnim proboszczem w Równem, skąd swoim działaniem obejmuje cały Wołyń - podkreśla br. Krzysztof Niewiadomski.

W 1958 r. sowiecki urzędnik pozbawił go publicznego prawa sprawowania funkcji kapłańskich i prowadzenia działalności duszpasterskiej w Równem i okolicy, w oparciu o sfabrykowane zarzuty - pijaństwo i rozwiązłość. Pozbawiono go również podstępnie zameldowania i zmuszano do wyjazdu do Polski, ale odmówił. Od tego momentu rozpoczął się czas tułaczki o. Serafina.

Ustawicznie inwigilowany przez KGB, swoją posługę duszpasterską prowadził w ukryciu. Spowiadał po domach, odprawiał msze i udzielał innych sakramentów. Nie miał zameldowania, co dla ówczesnych radzieckich władz stanowiło już przestępstwo. Dla ich zmylenia podejmował prace w różnych zawodach - m.in. jako introligator, sprzedawca ziół leczniczych, stróż, palacz.

Duszpasterz w Kazachstanie

 W 1961 r. udał się w apostolską podróż za Ural na Syberię i do Kazachstanu, z którego zaczęły do niego docierać informacje o żyjących tam w ciężkich warunkach i ginących Polakach, którzy przeżyli przymusowe deportacje. Było ich między 60 tys. a 100 tys. Tropiony przez KGB o. Serafin prowadził wśród mieszkających tam Polaków i Niemców swoją działalność duszpasterską, wędrując od Ałma-Aty aż po Syberię .

O. Serafin Kaszuba (serafinkaszuba.pl)O. Serafin Kaszuba (serafinkaszuba.pl)

"Podczas Mszy św. w domu były pozamykane okiennice i drzwi, a to dlatego, że w tych latach jakikolwiek przejaw religijności był ciężko karany, włącznie z więzieniem. Stąd też o przyjeździe kapłana informowano tylko zaufanych ludzi. Na Mszę przychodziło 15-20 ludzi. Przed Mszą św. o. Serafin spowiadał wszystkich, udzielał sakramentów, chronił dzieci" - wspomina o. Serafina Leon Ostrowski z Kazachstanu. I dodaje: „W świątecznym czasie o. Kaszuba zaczynał swą podróż ze stacji kolejowej Taincza, następnie jechał pociągiem do nas do Szortand i już wcześnie rano odprawiał Mszę Św. Ostatnim punktem był Celinograd, gdzie on dojeżdżał niezwłocznie. Żeby odprawić Mszę Świętą w tych miejscowościach musiał pokonać odległość 400 km. Trzeba brać pod uwagę surowość kazachstańskiego klimatu w tamtych latach z mrozami do minus 40 stopni, ze  śnieżnymi burzami i zamieciami. To wszystko  bardzo komplikowało i utrudniało warunki podróży Ojca”.

- Mimo tego, że ludzie  starannie ukrywali swoja wiarę i miejsca wspólnych modlitw i tak w latach 70-tych oddziały komsomolców dowiedziały się  o kapłańskiej i duszpasterskiej działalności o. Kaszuby. W czasie jego pracy w Kazachstanie nie miał stałego miejsca zamieszkania. Przebywał u swoich parafian - mówi Leon Ostrowski.

Zesłanie do sowchozu

W 1966 r. o. Serafin został zatrzymany podczas podróży i aresztowany przez radzieckie służby na dworcu autobusowym w Kustanaju pod zarzutem włóczęgostwa. Został skazany wtedy na zesłanie do sowchozu w Arykty, w rejonie Celinogrodu w Kazachstanie, z zakazem opuszczania miejsca zsyłki.

Również na tym miejscu prowadził innych do  Boga. Z jego pomocy duszpasterskiej korzystali również niewierzący. "Pan Bóg jeden wie, co mi przeznaczył. Jak dziwne są drogi, którymi mnie prowadzi. Przecież w Arykce nie było kapłana, gdyby nie moje zesłanie. Wczoraj pierwszych pięcioro się spowiadało, a dzisiaj raniutko mieliśmy uroczystą Mszę Świętą" - zanotował w swoich „Strzępach”, w których opisał m.in. wspomnieniami z pracy na Wołyniu i w Kazachstanie.

W tamtym czasie pozostawał w kontakcie ze swoimi duchowymi podopiecznymi, co stało się pretekstem do zesłania go do innego oddalonego 350 km od Arykty sowchozu Arsztyńsk.

Niestety trudne warunki, w których żył, nieustanne podróże odcisnęły ślad na jego zdrowiu. Stwierdzono u niego m.in. bronchit, wadę serca, rozedmę płuc, ropne zapalenie ucha, a także częściową głuchotę. Krótko potem nieoczekiwanie kapucyn zostaje zwolniony z sowchozu i 16 listopada 1966 r. i przenosi się do Celinogradu.

„Od 16 listopada jestem wolny. Właśnie w samym dniu M. B. Ostrobramskiej, gdzie się za mnie modlili, komendant pozdrowił mnie z oswobożdieniem [zwolnieniem]. Była to reakcja na nasze pismo do Generalnej Prokuratury w Moskwie, ale też skutek Waszych Instancji, za co niech będzie Bogu chwała” - pisał o. Serafin do zaprzyjaźnionego kapucyna Albina Janochy.

Krótko potem, bo już 22 grudnia 1966 r. został ponownie zatrzymany i skazany na 11 lat pobytu na odludziu w zakładzie dla nieuleczalnie chorych i bezdomnych w Małej Timofijewce k. Celinogradu, co argumentowano jego złym stanem zdrowia. „Są idealne warunki dla rekolekcji, gdyby nie ta unosząca się z powietrza beznadziejna ociężałość. Chorzy chodzą z kąta w kąt jak mary, jedzą, śpią, grają w karty, czasem bywa kino - ot takie życie. Ja czytam pasjami św. Pawła i to mnie ratuje od rozstroju” - pisał w innym miejscu do br. Albina.

Z zakładu zbiegł 8 lutego 1967 r., by nadal, jako kapłan, pracować w Kazachstanie ze swoimi wiernymi.  Po śmierci siostry Marii w 1968 r. zdecydował się na przyjazd do Polski na jej pogrzeb. W tym czasie dało o sobie znać całościowe spustoszenie organizmu. Choroby przeszkadzały mu w duszpasterskiej drodze, dlatego kapucyn poddał się leczeniu w Polsce w szpitalu przeciwgruźliczym we Wrocławiu w 1968 roku. Cały czas jednak wierni dawali o sobie znać, a nawet przyjechała delegatka wiernych z Kazachstanu i ks. Władysław Bukowiński, prosząc go o powrót. O. Serafin w 1970 roku wrócił do wiernych, wśród których pracował na rozległych terenach Związku Radzieckiego. Po krótkim pobycie we Lwowie, udał się do Celinogradu w Kazachstanie, rozpoczynając swoje kolejne podróże duszpasterskie.

"Mimo wszystko [zły stan zdrowia - red.] proszę zostawić go w Kazachstanie. On jest faktycznie już chory, niedołężny, ale obecność Serafina w Kazachstanie jest nam bardzo cenna, dlatego, że mobilizuje tamtejszą ludność do zanoszenia próśb do władz sowieckich, żeby zbudować na tamtych terenach jakąś kaplicę (…). Sama jego obecność, nawet gdyby nic nie robił, jest bardzo cenna" - wspomina ówczesny prowincjał br. Hieronim Warachim OFMCap, cytując ks. Władysława Bukowińskiego. Br. Warachim zdecydował się pozostawić wówczas o. Serafina Kaszubę w Kazachstanie, choć pierwotnie myślał o ściągnięciu go do Polski.

(Fot. serafinkaszuba.pl)(Fot. serafinkaszuba.pl)

- O. Serafin był zakonnikiem, człowiekiem powołanym do życia we wspólnocie i nagle sam zostaje na nieludzkiej ziemi. Zachowało się mnóstwo zaszyfrowanej korespondencji z przełożonymi. Cały czas kontaktuje się z braćmi, żyje tym, co dzieje się we wspólnocie. Serafin do końca pozostał posłuszny przełożonym - wspomina jeden z braci kapucynów.

19 września 1977 r. kapucyn przybył do Lwowa, skąd planował wyruszyć w apostolską podróż na północ ZSRR, do której niestety już nie doszło. Wracając z Równego do Lwowa, z powodu awarii autobusu musiał przebyć kilkukilometrową podróż pieszo, podczas chłodnego dnia. Próbował zatrzymać się i odpocząć w domu znajomych, ale ostrzeżono go, że dopiero co policja dokonała tam rewizji. Zanim znaleziono mu miejsce u innych ludzi, czekał moknąc na ulicy. Tej nocy zmarł - 20 września 1977 r.

Został pochowany na cmentarzu Janowskim we Lwowie. Na jego grobie widnieje napis z Pierwszego Listu do Koryntian (1 Kor 9, 22): „stałem się wszystkim dla wszystkich”. Ekshumacja jego ciała odbyła się 16 listopada 2010 r., a następnego dnia umieszczono je w kościele kapucynów w Winnicy.

Mogiła o. Serafina na cmentarzu Janowskim  we Lwowie (Fot. serafinkaszuba)Mogiła o. Serafina na cmentarzu Janowskim we Lwowie (Fot. serafinkaszuba)

- Kiedy czytamy jego pisma, listy, nie znajdujemy tam wołania o zemstę, o odwet. Tam była miłość i pragnienie pojednania - mówi br. Krzysztof Niewiadomski.

9 października 2017 papież Franciszek zatwierdził dekret o heroiczności cnót zakonnika. O. Serafinowi Kaszubie przysługuje odtąd tytuł VENERABILIS DEI SERVUS - Czcigodny Sługa Boży. Do jego beatyfikacji brak jedynie cudu dokonanego za jego pośrednictwem, będącego potwierdzeniem jego świętości ze strony Pana Boga.

serafinkaszuba.pl/Strzępy/IPN/deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Marek Wójtowicz SJ
  • Cierpliwi
  • Energiczni
  • Łagodni
  • Nieustraszeni
  • Pogodni
  • Prości
  • Roztropni
  • Ufni
  • Wytrwali
  • Żarliwi
  • Znani i mniej znani

Nie nadzwyczajne zdolności czy silna wola, lecz przyjęcie Bożej łaski doprowadziło ich do chwały ołtarzy. Proponują teraz, by pójść w ich...

Skomentuj artykuł

Boży włóczęga - o. Serafin Kaszuba. Nie wołał o zemstę, pragnął pojednania
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.