Bp Barron: Bóg nie kocha jednych i nie nienawidzi drugich

Fot. David Billings/unsplash.com

"Miłość jest tym, czym Bóg jest. Pragnienie dobra drugiej osoby jest samą naturą, substancją i esencją Boga. Bóg nie kocha jednych i nie nienawidzi drugich; nie wpada w różne stany emocjonalne, raz w miłość, a raz w nienawiść" - dowodzi bp Robert Barron.

Jeśli w piekle są jacyś ludzie, to nie dlatego, że kapryśny Bóg ich tam zesłał

Mądrze jest zauważyć, że piekło naprawdę trudno nazwać kościelnym wynalazkiem wieków średnich. W rzeczywistości o „gehennie” i „ogniu wiecznym” wspomina sam Jezus, a istnienie piekła potwierdzają najwięksi teologowie i nauczyciele duchowi od czasów starożytnych do dnia dzisiejszego. A w Katechizmie Kościoła katolickiego z 1992 roku znaleźć można zwięzłą obronę tej doktryny. Twierdzę, że wiara w piekło jest tak niezmienna, ponieważ jest następstwem dwóch innych kluczowych wierzeń, a mianowicie że Bóg jest miłością i że jesteśmy wolni. Pozwolę sobie o każdym z nich powiedzieć parę słów.

W teologii katolickiej miłość nie jest czymś, co Bóg czyni, ani jednym z atrybutów, jakie Bóg posiada. Miłość jest natomiast tym, czym Bóg jest. Pragnienie dobra drugiej osoby jest samą naturą, substancją i esencją Boga. A zatem Bóg nie kocha jednych i nie nienawidzi drugich; nie wpada w różne stany emocjonalne, raz w miłość, a raz w nienawiść. Używając metafory, jaką posłużył się sam Jezus, jest On raczej jak słońce, które świeci tak samo nad złymi i nad dobrymi (Mt 5,45). Bóg nie kocha nas dlatego, że trzymamy pion moralny; jest raczej tak, że jakiekolwiek dobro mamy, jest skutkiem tego, że Bóg nas ukochał. To jest zasada prymatu łaski, podstawowa zasada całej myśli biblijnej.

DEON.PL POLECA

Otóż skały, drzewa, planety, zwierzęta i gwiazdy odpowiadają na tę Bożą miłość przez sam fakt bycia tym, czym są. Bóg jednak uczynił człowieka na swój obraz i podobieństwo, czyli wyposażył go w rozum i wolę, i tym samym zaprosił do odpowiedzi na swoją miłość, nie tylko poprzez sam fakt, że istnienie człowieka jest dobre, lecz dzięki nienaruszalności jego wolności. Chciał, byśmy mieli możność osobistego uczestnictwa w miłości, którą On jest. Wolność ta jednak z konieczności niesie ze sobą cień, a mianowicie możliwość jej nadużycia. My, którzy zostaliśmy stworzeni na obraz Boży, możemy zadecydować, że nie będziemy żyć w zgodności z tym obrazem; my, którzy zostaliśmy zaproszeni do odpowiadania Bogu na Jego miłość, możemy na nią odpowiedzieć sprzeciwem. Stawianie tamy Bożej miłości, zacieranie w sobie obrazu Boga, odwracanie się od słońca, które świeci na nas, czy nam się to podoba, czy nie, oznacza cierpienie. Jest podobne do rozpalonego pieca; jest rodzajem tortury; oznacza przebywanie w miejscu, gdzie są łzy i zgrzytanie zębów. Celowo posługuję się obrazowaniem typowym dla piekła, ponieważ nieodwołalne stawienie oporu Bogu, ostateczne „nie” powiedziane Bogu z głębi swej istoty, oznacza dokładnie to, co Kościół nazywa piekłem. I może teraz zaczniemy dostrzegać, dlaczego ta doktryna nie ma nic wspólnego z Bogiem, który „zsyła” ludzi do piekła czy skazuje ich na wieczne więzienie. Jak to ujął C.S. Lewis, „drzwi do piekła są zawsze zamknięte na klucz od wewnątrz”, ponieważ to nasza przewrotna wolność, a nie Boża decyzja, zamyka nas na klucz przed Bogiem.

Lewis zaproponował wyjaśnienie jeszcze jednej niezwykle ważnej kwestii poprzez stwierdzenie, że miłość Boża rozpala piekielny ogień. Miał na myśli to, że piekielne męki spowodowane są tą samą mocą, która stwarza rozkosze nieba, to znaczy miłością, którą Bóg po prostu jest. Różnica między niebem a piekłem jest funkcją naszej wolności: w pierwszym przypadku otwiera się na Boga, a w drugim odwraca się od Niego. Niech przyjdzie nam z pomocą znajomy obrazek. Na tym samym przyjęciu są dwie osoby. Jedna jest pochłonięta radością, rytmem, muzyką i śmiechem, i znakomicie się bawi; druga jest pogrążona w kiepskim nastroju, skupiona na samej sobie, nadąsana i zirytowana na to, że inni się weselą, a ożywiona atmosfera przyjęcia jest dla niej torturą.

A zatem jeśli w piekle są jacyś ludzie (a Kościół nigdy nie kazał nam wierzyć, że jakikolwiek człowiek się znajduje w tym stanie), nie są tam dlatego, że kapryśny Bóg ich tam „zesłał”, lecz ponieważ ostatecznie postanowili nie brać udziału w przyjęciu.

* * * *

Bp Robert Barron jest biskupem pomocniczym diecezji Los Angeles w USA. Założył katolicką wspólnotę Word on Fire. Jest teologiem, mówcą, znanym ze swoich wystąpień m.in. w serwisie YouTube oraz uznanym autorem.

Publikowany fragment pochodzi z książki bpa Roberta Barrona "Żywe paradoksy. Zasady katolickiego i/i"

jest biskupem pomocniczym diecezji Los Angeles. Założył katolicką wspólnotę World on Fire, jest uznanym autorem, mówcą i teologiem

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bp Barron: Bóg nie kocha jednych i nie nienawidzi drugich
Komentarze (3)
OL
~Ola Lalala
13 sierpnia 2021, 20:34
Jeśli nie uda nam się go pozyskać, powinniśmy traktować go jak „poganina” lub „celnika”, to znaczy powinniśmy kochać go i chętnie z nim się spotykać (jeśli nas zaprosi), bo i Jezus kochał celników i grzeszników i chętnie do nich chodził, gdy Go zapraszali.
JL
Jerzy Liwski
13 sierpnia 2021, 20:32
Z porównania biskupa o przyjęciu można wyciągnąć wniosek, ze biskup Barron uważa, że wszyscy będziemy w niebie tylko jedni będą z tego powodu szczęśliwi, a drudzy będą z tego niezadowoleni - ot nie ma jak współczesna teologia.
JK
~Joanna Kozłowska
16 sierpnia 2021, 23:19
Wprost przeciwnie, bp uważa że niektórzy NIE BĘDĄ W NIEBIE BO MOGĄ ODRZUCIĆ TAKA OPCJĘ. "...ostatecznie postanowili nie brać udziału w przyjęciu". Bóg daje nam możliwość wyboru czy chcemy do Niego czy nie. Nie mówi przy tym, że to już załatwia sprawę.