Brat Marek: zdarza się, że musimy Bogu trochę wygarnąć
Czekanie w modlitwie nie oznacza wcale bierności. Wtedy mogą się dziać różne rzeczy. Czasem jest spokojniej, czasem przyjemnie, ale zdarza się, że musimy Bogu trochę wygarnąć. Psalmy nas tego uczą - mówi brat Marek z Taizé.
Piotr Żyłka: Używa brat sformułowania „wizja Boga”. Można też powiedzieć „obraz Pana Boga”? Zatrzymajmy się chwilę nad tym, bo to chyba kluczowa sprawa wpływająca na nasze problemy z modlitwą. Lata specyficznej formacji sprawiają, że wielu chrześcijan nie postrzega Boga jako kogoś, kto chce być życzliwie obecny w ich życiu, ale raczej jako kogoś, kto czyha na nasze błędy, żeby nas ukarać. Nawet tutaj, gdy rozmawiałem z paroma osobami, pojawił się ten problem. Wczoraj jedna osoba powiedziała mi coś takiego: „Chciałbym się zbliżyć do Boga, ale boję się to zrobić, bo za chwilę On nałoży na moje ramiona jakieś trudne rzeczy, cierpienia i tak dalej”.
Brat Marek z Taizé: Spójrzmy na Ewangelię św. Łukasza. On jest specjalistą od pokazywania, że to Pan przychodzi do nas, przychodzi „nawiedzić swój lud” i chce dla nas dobrze. To u niego znajdziemy wspomniany Kantyk Zachariasza. Potem jest kilka pięknych historii, które też tylko on opowiada, o odwiedzinach Jezusa u różnych ludzi. U Marty i Marii, u teściowej Piotra, u Zacheusza. I jest tam też taka przypowieść – jak by to powiedzieć – nie bardzo piękna, ale fundamentalna dla sprawy, o jakiej teraz rozmawiamy. To przypowieść o wdowie i sędzim. Chociaż Łukasz nie notuje tego w swojej przypowieści, możemy się domyślać, że uczniowie przychodzą do Jezusa i mówią mniej więcej tak: „Obiecywałeś królestwo Boże, że wszystko będzie takie piękne, a teraz już trzeci raz mówisz, że musisz iść do Jerozolimy i że tam zostaniesz zabity. Co to wszystko ma znaczyć?”. Na to Pan Jezus reaguje jasną zachętą, żeby zawsze się modlić i nigdy nie ustawać.
Opowiada im wtedy przypowieść o sędzim i wdowie (Łk 18,1–8), która kończy się znamiennym pytaniem: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”. To jest w istocie pytanie o jakość naszej modlitwy. Czy Bóg znajdzie na końcu czasów ludzi, których modlitwa będzie wyrażała zaufanie do Niego? Czy znajdzie ludzi, którzy będą trwali w pokornej wierze w to, że Bóg nie zmienił swojego projektu wobec ludzkości, że realizuje go w sobie jedynie wiadomy sposób, dla nas czasem trudny do pojęcia? Pan Jezus o tym zapewnia, kiedy sam komentuje słowa przypowieści: „A Bóg? Czy może być gorszy od tego typa, od tego okropnego sędziego?”. W ten sposób uzmysławia swoim uczniom, którzy są w rozterce, że najpierw muszą odnowić i mieć w sobie prawdziwy obraz Boga, a nie obraz skrojony na ludzką miarę i podług ludzkich oczekiwań. Ten Jego prawdziwy obraz Jezus ukazuje nam sobą i potwierdza słowami: „A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał” (J 12,45).
Czym w tym kontekście jest modlitwa?
Jest nieustannym zwracaniem się do pełnej tajemnicy obecności Boga, Chrystusa, Ducha Świętego, i czekaniem z pasją. Bo czekanie w modlitwie nie oznacza wcale bierności. Wtedy mogą się dziać różne rzeczy. Czasem jest spokojniej, czasem przyjemnie, ale zdarza się, że musimy Bogu trochę wygarnąć. Psalmy nas tego uczą. W psalmach jest cały człowiek, bez upiększania. Pewnie dlatego chętnie się nimi modlimy w Kościele, bo tyle jest tam autentyczności. One pokazują, że modlitwa może być piękna i wzniosła, ale jest w niej też miejsce na wyrzuty, kłótnię, rozpacz, wątpliwości i wahanie. Nasze spotkanie z Nim nie ma się kończyć tylko na tych trudnych momentach, ale bez nich nie byłoby całkiem autentyczne.
Czy dobrze rozumiem, że niewypaczony obraz Boga razem z autentyczną modlitwą, w której pozwalamy sobie na bycie sobą, a nie udawanie przed Bogiem lepszych, niż jesteśmy, to fundament zdrowego życia duchowego i w konsekwencji dobrego życia w ogóle?
…nieudawanie lepszych albo gorszych, bo tak też czasem stajemy przed Bogiem. Właśnie tego uczę się stale w Taizé. Wspominałem, że jesteśmy tu w trochę uprzywilejowanej sytuacji, bo modlimy się trzy razy dziennie, zawsze o tej samej porze, przypominają nam o tym dzwony. Nie potrzebujemy nieustannie szukać czasu na modlitwę, on jest tutaj zapewniony. Pomyślałem sobie dzisiaj, że to naprawdę przywilej.
I co wam daje ta regularna modlitwa?
We wspólnocie są bardzo różni ludzie. Młodzi, starsi, wykształceni, niewykształceni, bardziej inteligentni, superinteligentni i mniej inteligentni, artyści, naukowcy, można by długo wymieniać. Mówiąc krótko – ogromna różnorodność i to wszystko zanurzone w naszych ludzkich słabościach. Bez modlitwy nasza wspólnota zaraz by się rozsypała, nie dalibyśmy rady być dla siebie braćmi. Musielibyśmy po kilku dniach zwijać manatki i wracać do mamusi (śmiech). A dzięki wspólnej modlitwie trzy razy dziennie mamy szansę przypomnieć sobie, po co tu jesteśmy, i otrzymać kolejny zastrzyk łaski oraz trwać w naszej drodze. Dlatego nie zastanawiamy się, czy iść na modlitwę, czy nie.
A ta regularność modlitwy nie sprawia, że się na niej nudzicie, że nic nie odczuwacie?
Nie, bo na modlitwie nie szukamy przyjemnych odczuć. Młodzi ludzie czasem nam mówią, że modlitwa ich nudzi i nie wiedzą, co ze sobą robić. Żeby modlitwa zaczęła w nas działać, potrzeba czasu i cierpliwości. Myślę, że jakby zapytać brata Daniela, który ma prawie sto lat i był tu z bratem Rogerem od samego początku, czy on coś czuje, czy modlitwa sprawia mu przyjemność, to prawdopodobnie by powiedział, że wcale nie czuje jakiejś specjalnej przyjemności. Może powiedziałby też, że nie ma pewności, czy po tylu latach umie się modlić, ale sam fakt, że ma już tyle tych lat za sobą, a nigdy go nie brakuje na wspólnej modlitwie, mówi za siebie.
Powyższy wywiad jest fragmentem z książki "Bóg. Cisza. Prostota"
Taizé - miejsce, które może zmienić wszystko
Halina jest studentką medycyny. Piotrek dziennikarzem i działaczem społecznym. Szymon modelem i muzykiem. 3 osoby. 3 różne światy. 3 historie. I mierzenie się z bardzo osobistymi tematami. Rozmowy o lęku i zwycięstwie miłości. I o tym jak Taizé zmienia ich życie.
Skomentuj artykuł