"Choć już życia, psiamać, popołudnie – jest cudnie, jest cudnie!"
"Na władzę nie poradzę" – mówiło się kiedyś. Na upływający czas tym bardziej nie ma rady. Ale nieuchronny upływ czasu wcale nie musi mieć negatywnego wydźwięku. Właśnie temu tematowi Ewa Skrabacz i Wojciech Ziółek poświęcają kolejny, siedemnasty odcinek swojego podcastu. Temat wybrali nieprzypadkowo. Autorzy rozmawiają bowiem ze sobą 20 czerwca, czyli w dzień, który rozdziela dni ich urodzin.
Oglądając się za siebie, dostojni Jubilaci (nie bójmy się tego słowa!) patrzą na swoje dotychczasowe życie pogodnie i z wdzięcznością. A ponieważ Wojciech Ziółek – jako sześćdziesięciolatek – jest rówieśnikiem Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, więc całą sytuację opisuje słowami jednej z piosenek Maryli Rodowicz: "A na razie kołyszą nas noce. A na razie kołyszą nas dni i… Choć już życia, psiamać, popołudnie – jest cudnie, jest cudnie!".
Zgadzając się z tą oceną, Ewa Skrabacz opowiada o swoim postrzeganiu popołudnia życia. Mówi, że upływ czasu nigdy nie był dla niej problemem, nie przeraża jej, nie wpędza w kryzysy. - Mnie upływ czasu raczej fascynuje – twierdzi – i choć wiem, że inni patrzą na mnie, jak na dojrzałą panią, to od środka jakoś tego nie czuję. Zauważa też, że to, co kiedyś bawiło u innych, czyli np. sytuacja, gdy starsze panie – spotykając się z rówieśniczkami – obwieszczały, że idą na kawę z dziewczynami – teraz zapewne bawi młodszych, patrzących na nią.
Wojciech Ziółek – jak sam mówi – przeżył wszelkie kryzysy związane z kolejnymi granicami lat – a jednak patrząc teraz na swoje życie twierdzi: „Jest cudnie!”. Czy to możliwe? Możliwe. Bo choć po tylu latach nieuchronnie niesie się już na sobie różne blizny zadane przez życie, to głównym plusem starszego wieku jest łaska rozczarowania samym sobą, łaska pogodzenia się i zaprzyjaźnienia się z sobą. - Przy czym dodać trzeba, że to, iż jest cudnie nie oznacza, że jest bezproblemowo i łatwo – kontynuuje. - Czasami, jest bardzo trudno, bardzo ciężko, ale cudnie jest widzieć , że nawet w tym dołku, w tej trudności jest sens.
Oboje Autorzy opowiadają też o różnych wyzwaniach, jakie życie dość późno przed nimi stawiało, a które podejmowali nie tylko nie zwracając uwagi na wiek, ale również dzięki temu, że ów wiek dawał im podstawy do wiary, że takim wyzwaniom podołają. Mało tego, mówią też o swoich wciąż żywych marzeniach. I choć mają świadomość, że skoro już "życia popołudnie" to więcej za nimi, niż przed nimi, to jednocześnie – patrząc na minione lata – widzą tam wiele powodów do wdzięczności, a nawet do zachwytu. Ta wdzięczność i zachwyt to owoc mijającego czasu. Bo jak się nie zachwycać tym, że choć moja dotychczasowa historia jest tak pokręcona, poplątana i skomplikowana to jednak mogę się z nią zaprzyjaźnić i pogodzić?! Jest cudnie!
Skomentuj artykuł