Co wynika z możliwości istnienia Boga

(fot. flickr.com)
Ryszard Myśliwiec SJ

Potwierdzenie tej zasady widzimy w postępowaniu wszystkich narodów i poszczególnych ludzi. Co państwa uważają za rzeczy godne poszukiwania? Szlachetne metale, węgiel, ropę naftową. Najbardziej poszukiwana jest ropa naftowa. Przeprowadza się bardzo kosztowne próbne wiercenia nawet na dnie mórz i oceanów, wszędzie, gdzie istnieje jakaś możliwość istnienia ropy. Dlaczego? Bo jest potrzebna. Jeśli jakieś dziecko jest ciężko chore i istnieje możliwość znalezienia lekarstwa, które mogłoby je wyleczyć, to rodzice szukają wszędzie, po wszystkich aptekach i miastach. Często nawet przez radio ogłaszają swoje poszukiwania. Jeśli dziecko nie wróciło na noc do domu, gdzieś zaginęło - czy matka będzie spokojnie spała? Nieraz nawet duże oddziały policji z psami przeszukują wszystkie okoliczne lasy, aby znaleźć zaginione dziecko. Przypuśćmy, że z domu wyszła matka staruszka mająca zanik pamięci i nie wróciła do domu. Po miesiącu ktoś znajomy zawiadamia syna tej staruszki, że pewna litościwa rodzina zaopiekowała się nią i poszukuje jej syna, bo staruszka pamięta jego imię: „Piotruś", stale o nim mówi i chce do niego wrócić, tylko nie wie, jak. Gdyby ten syn odpowiedział, że to go nie interesuje, o czym by to świadczyło?

Obojętność wobec osoby najbliższej, której się najwięcej zawdzięcza - jak się to nazywa? Rzeczy cennej zgubionej, a zwłaszcza drogiej osoby, jak dziecko, matka, poszukuje się wszędzie, gdzie istnieje jakaś możliwość ich pobytu. To jest potrzeba serca oraz nakaz sumienia i rozumu. A Bóg jest ważniejszy niż nafta, ważniejszy niż dziecko i matka. On jest naszą Matką i Ojcem, jest dla nas wszystkim. W Jego rękach jest nasze życie i nasze szczęście.

Zaraz po wojnie, w roku 1945, było w Polsce dużo takich sierot, dzieci, których rodzice zostali wywiezieni przez Niemców do różnych obozów pracy. Po wojnie niektóre rodziny odnajdywały się. Przez kilka lat Czerwony Krzyż ogłaszał przez radio nazwiska osób poszukiwanych i poszukujących wraz z aktualnym adresem ich zamieszkania.

Otóż było takich dwóch chłopców, których rodzice zostali wywiezieni w czasie okupacji do Niemiec. Jeden z tych chłopców zgłosił w Urzędzie Czerwonego Krzyża swoje nazwisko i miejsce pobytu, prosząc o poszukiwanie jego rodziców. Drugi uważał to za niemądre. I tak to tłumaczył: „Gdy jestem sam, mam wolność i swobodę, robię co chcę, nikt mną nie rządzi. Nie potrzebuję chodzić do szkoły ani uczyć się. A jeśli odszukam rodziców, to zaraz mnie poślą do szkoły, będę musiał się uczyć i będę musiał ich słuchać we wszystkim. Ja chcę być wolny i niezależny". Ten pierwszy poszukiwał rodziców przede wszystkim z potrzeby serca, bo on kochał swoich rodziców, tęsknił za nimi; chętnie by ich słuchał we wszystkim i służył im z miłością, gdyby tylko się znaleźli. I rzeczywiście odnaleźli się. Zaraz posłali go do szkoły. Czuwali też nad jego dobrym wychowaniem. Nie miał już takiej wolności i swobody, jak za czasów sieroctwa. Miał teraz nałożone różne obowiązki, wiele rzeczy miał zakazanych. Miał ustalony regulamin dnia, którego musiał przestrzegać: godzinę wstania, nauki, posiłków, odpoczynku, snu. I tak upłynęło 20 lat.

W tym czasie chłopiec skończył szkołę średnią, studia i został lekarzem. Idąc kiedyś do pracy, spotkał na drodze jakiegoś żebraka: brudnego, zarośniętego, w łachmanach. Widział, jak przegląda śmietniki. Poznał go od razu. To był jego kolega z czasów sieroctwa. Obaj się poznali. Wtedy ten żebrak mówi: „No cóż, ciebie rodzice wykształcili, a ja zostałem żebrakiem, bo nie mam nikogo bliskiego z rodziny".

Takimi właśnie niemądrymi sierotami, wyżej stawiającymi swoją sierocą wolność od zależności od Boga, są ludzie niewierzący, którzy nie chcą szukać Boga. Wolą, żeby Boga nie było, bo boją się zależności od Niego. Bo wiadomo: Bóg to jest Ojciec, to jest Ktoś wielkiej kultury. On swoje dzieci chce wychować na ludzi wielkich i szczęśliwych. W Jego szkole jest wiele nakazów i zakazów. Ale to jest szkoła miłości. Kto wie, co to znaczy miłość, ten szuka Boga zawsze, całe życie; myśli o Nim dzień i noc. Wszystko w jego życiu nastawione jest na Boga, bo wie, że tylko Bóg nadaje sens życiu człowieka i wszystkiemu, co człowiek robi. Boga trzeba szukać nie tylko dla własnego interesu, lecz przede wszystkim z potrzeby serca, z miłości.

Zatem Boga trzeba szukać. To jest pierwszy obowiązek każdego człowieka. To jest nakaz sumienia, czyli rozumu i serca. Kto zaniedbuje ten obowiązek, marnuje swoje życie i wystawia sobie świadectwo głupoty i nieuczciwości. To ustawiczne poszukiwanie Boga jest pierwszą i najważniejszą cechą uczciwego i rozumnego, mądrego człowieka.

Sobór Watykański II (KK, 16) orzeka: „Ci, którzy bez własnej winy, nie znając Ewangelii Chrystusowej i Kościoła Chrystusowego, szczerym sercem jednak szukają Boga i wolę Jego przez nakaz sumienia poznaną, starają się pełnić czynem, mogą osiągnąć zbawienie".

Bł. Michał Rua (1837-1910), Włoch, najbliższy współpracownik i następca św. Jana Bosco na stanowisku generała Zgromadzenia Salezjanów, wielki przyjaciel Polaków, pisał: „Szukanie Boga jest najważniejsze. To cenię ponad wszystko inne, bo taki jest początek wszelkiego postępu".

Bóg po to człowieka stworzył na tym świecie, aby człowiek Boga szukał, poznał, żeby Go ukochał i z Nim się zjednoczył przez miłość. Ponieważ Bóg jest osobą i to osobą najwyższej godności, przeto Boga nie da się poznać wbrew Jego woli. Z Bogiem można się tylko zapoznać, jeśli Bóg tego zechce, jeśli zechce się nam objawić.

Jeśli chcemy się z kimś przywitać, a on wyciąga do nas rękę ubrudzoną w błocie lub smole, to my mu ręki nie podamy. Nikt swoich skarbów nie wrzuca do śmietnika. A serce niektórych ludzi jest takim śmietnikiem. Dlatego w Piśmie Świętym Pan Bóg ostrzega nas: „Mądrość nie wejdzie w duszę przewrotną, nie zamieszka w ciele zaprzedanym grzechowi" (Mdr 1, 4). Do swoich apostołów powiedział Chrystus: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody. A oto Ja jestem z wami" (Mt 28, 19-20); „Kto was słucha, Mnie słucha" (Łk 10, 16), ale „nie dawajcie psom tego, co święte, ani nie rzucajcie swych pereł przed świnie" (Mt 7, 6).

Konkretnie, czego Bóg od człowieka żąda? Tylko jednego: uczciwości. A co to jest uczciwość, to każdy wie. Czy Bóg jest, czy Go nie ma, może ktoś nie wiedzieć. Ale co to jest uczciwość i że trzeba być uczciwym, wie każdy człowiek, bo każdy ma ludzki rozum, czyli sumienie. Pismo Święte mówi: „Wszystko, co się czyni niezgodnie z przekonaniem, jest grzechem" (Rz 14, 23). Nie wolno działać wbrew swoim przekonaniom. Nie można czynić tego, co plami nasz honor, poczucie własnej godności; nie należy czynić tego, co ludzie powszechnie nazywają świństwem. Ludzie niewierzący też to rozumieją. Rozumiał to także Piłat, gdy niewinnego Jezusa skazywał na śmierć.

Wiemy, że krasnoludków nie ma na świecie, ale wszyscy mamy pojęcie o krasnoludkach. Wiemy, o kogo to chodzi, gdy się mówi: „krasnoludki". Są ich piękne opisy w książkach dla dzieci, rysuje się je i maluje. Również i pojęcie Boga mają wszyscy ludzie na świecie: i wierzący, i niewierzący. Wszyscy wiedzą, o Kogo to chodzi, gdy się mówi „Bóg". Wszyscy niewierzący (jeśli tylko myślą) wiedzą, że Bóg może być. Dlatego powinni myśleć o Nim z szacunkiem, miłością i bojaźnią; bojaźnią dlatego, że znają swoje grzechy i swoją niegodność spotkania się z Bogiem. W tej bojaźni jest pokora. Nie jest ona jednak strachem przed Bogiem, bo świadomość, że Bóg to jest Ojciec i Miłość, daje nadzieję. Bóg chce być szukany przez człowieka. Tylko czeka na to, żeby mu się objawić. Mówi o tym sam Bóg w Piśmie Świętym. Przytoczę kilka zdań.

„Będziecie szukali Pana Boga waszego i znajdziecie Go, jeżeli będziecie do Niego dążyli z całego serca i z całej duszy" (Pwt 4, 29).

„Rozważajcie o Panu i Jego potędze, szukajcie zawsze Jego oblicza" (1 Krn 16, 11; Ps 105, 4).

Bóg mówi do człowieka: „Synu, jeśli nauki me przyjmiesz i ku mądrości nakłonisz swe ucho; jeśli szukać jej poczniesz jak srebra i pożądać jej będziesz jak skarbów, to bojaźń Pańską zrozumiesz i osiągniesz znajomość Boga" (Prz 2, 1-2.4-5).

Bóg mówi: „Tych kocham, którzy Mnie kochają; znajdzie Mnie ten, kto Mnie szuka" (Prz 8, 17).

„Szukajcie Mnie, a żyć będziecie; Szukajcie Pana, a żyć będziecie" (Am 5, 4.6)

„Nie opuszczasz, Panie, tych, którzy Cię szukają" (Ps 9, 11).

„Dołóż starań, aby poznać Pana" (Oz 6, 3). „Szczęśliwi, którzy całym sercem Go szukają" (Ps 119, 1-2).

„Bóg spogląda z niebios na synów ludzkich, by widzieć, czy jest kto rozumny, szukający Boga" (Ps 53, 3)

Wielki przywódca narodu hinduskiego, Mahatma Gandhi (1869-1958) w swej „Autobiografii" tak pisał o Bogu: „Nie znalazłem Go jeszcze, ale wciąż Go poszukuję i gotów jestem na drodze tych poszukiwań złożyć w ofierze wszystko, co posiadam najdroższego. Nawet gdyby ta ofiara wymagała mego życia, sądzę, że byłbym gotów je poświęcić". Gandhi, chociaż w swej pokorze pisał, że stale poszukuje Boga, codziennie kilka godzin poświęcał na modlitwę.

Więcej w książce: Drogi dojścia do Boga

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Co wynika z możliwości istnienia Boga
Komentarze (36)
M
Magdalena
30 stycznia 2013, 22:49
Ci, którzy już nawiązali miłosną więź z Bogiem, wiedzą, że nie chcą jej stracić. Ci, którzy tego nie zrobili, nie wiedzą co tracą i tego nie da się im w żaden sposób wytłumaczyć…
E
e
30 stycznia 2013, 12:19
Wspaniały tekst.(sprawdza się w życiu to co Autor napisał). Dziękuję.
KT
Ktoś tam
12 maja 2011, 19:53
Taką formułką magiczną jest np. Ojcze Nasz lub Koronka do Bożego Miłosierdzia, którą Bóg zachował na czasy ostateczne. Jak widać ma to znaczenie. Ojcze Nasz, Koronkę do Bożego Miłosierdzia lub nawet Zdrowaś Mario to by 1000 teologów nie wymyśliło przez 2000 lat. A Bogu się przecież te modlitwy tak podobają, bardziej niż inne jeśli sądzić po ich skuteczności w wypraszaniu łask i ich Twórców - sam Chrystus dwie i anioł. To co Kościół raczył dodać to święta Mario ... . Naprawdę nic odkrywczego. Wszystkie trzy modlitwy są objawione a nie wymyślone, więc jednak magia nie ma z tym nic wspólnego.
H
hammurabi
12 maja 2011, 17:15
Gdzie jest Bóg, do którego tak się modliłem? Nie dostałeś bo się źle modliłeś, a jak mam się modlić, żeby dostać? Żeby dostać dokładnie to o co proszę. Pewne rzeczy mogą wymagać bardzo specyficznych praktyk, które są nieznane To o czym piszesz, to po prostu rytuały magiczne, a nie modlitwa. Specyficzne praktyki plus formułki, które mają spowodować pożądany skutek.
KT
Ktoś tam
12 maja 2011, 13:26
[quoteRaczej zapyta: znalazłeś choć trochę czasu dla tego nieszczęśnika, który do Ciebie przyszedł się wyżalić, a potem się powiesił, czy poleciałeś na mecz w TV? Jakbyś mówił o Mnie to byście obaj polecieli na mecz. A jakżeś pieprzył to masz cywilizację piekła a nie Moją. A nieszczęśnik nie jest jakimś odległym wyjątkiem tylko regułą. Zresztą na mecz poleciałeś raczej ze złośliwej satysfakcji, żeby ten nieszczęśnik skończył tak samo jak ty. Żaden nieszczęśnik - Bóg o tym wie, wie o skali zbrodni, wie o grzechach Hierarchii. Więc raczej nie będzie się można uciec się do postawy Kaina: a czy ja jestem stróżem swojego brata? Jakie samobójstwa? O czym ten Bóg gada do mnie? Raczej nie w niebie taka postawa. Masz tu na ziemi tego doskonałą świadomość, a przed Bogiem głupotą się nie wykręcisz. Cywilizacja piekła jest w dużej mierze zawiniona przez Hierarchię, która tak naucza o Bogu i zbawieniu, że lepsze jest piekło w jej nauczaniu niż niebo. Stąd pytanie - mowiłeś o mnie czy pieprzyłeś o Mnie? Mały test dla deon.pl - prośba do teologów: proszę skomentować historię Henocha z księgi Rodzaju i wyciągnąć z tego wnioski.
R
R
11 maja 2011, 21:06
No i jak Hierarchia się wytłumaczy z przekazu wiary przed Bogiem, gdy doprowadziła do sytuacji, że samobójstwo jest normą w rozwiązywaniu sytuacji trudnych, a nie modlitwa, namysł, trwanie i przezwyciężanie. Ma ciężki grzech jak środowisko pasterzy - będzie im bardzo trudno na sądzie szczegółowym, osobistym. Bóg się zapyta wprost - mówiłeś o Mnie czy pieprzyłeś o Mnie? Raczej zapyta: znalazłeś choć trochę czasu dla tego nieszczęśnika, który do Ciebie przyszedł się wyżalić, a potem się powiesił, czy poleciałeś na mecz w TV?
R
R
11 maja 2011, 21:03
Wystarczy mi popatrzyć na niebo, dzieci, piękne dziewczyny. Samo się to wszystko wzięło? Trudniej mi nie wierzyć, niż wierzyć. To popatrz na śmierć, ból, niezawinione cierpienie, starość, strach, bród i wojnę. Też patrzę, nawet bardziej. Zawinione cierpienie, nota bene, też może być cierpieniem przekraczającym ludzką wytrzymałość. Argument trudny do odparcia. Od tego są kombinujący od stuleci teologowie i Deonowe książeczki produkowane seryjnie. Mówię tylko, że Bóg jest. Nic więcej nie wiem.
KT
Ktoś tam
11 maja 2011, 15:26
No i jak Hierarchia się wytłumaczy z przekazu wiary przed Bogiem, gdy doprowadziła do sytuacji, że samobójstwo jest normą w rozwiązywaniu sytuacji trudnych, a nie modlitwa, namysł, trwanie i przezwyciężanie. Ma ciężki grzech jak środowisko pasterzy - będzie im bardzo trudno na sądzie szczegółowym, osobistym. Bóg się zapyta wprost - mówiłeś o Mnie czy pieprzyłeś o Mnie?
KT
Ktoś tam
11 maja 2011, 15:20
Kwestia jeszcze niepowodzeń życiowych - od zawodów miłosnych do złamanych karier, nieudanych interesów, nieudanych małżeństw, kalectw, wplątania w przestępstwa. Gdzie jest Bóg, do którego tak się modliłem? Nie dostałeś bo się źle modliłeś, a jak mam się modlić, żeby dostać? Żeby dostać dokładnie to o co proszę. Nie wszystko o co prosisz jest dla ciebie dobre, choć może być dobre z natury. Więc chcę się tak modlić, żeby dostać dokładnie to o co proszę i żeby było to dla mnie dobre i jeszcze dla innych (wymiar społeczny daru). Jak więc się o to modlić. Tego Kościół nie uczy - i to jest przykre. Ćwiczenia Duchowe pozwalają określić co chcę, ale dają drogi do osiągnięcia tego. Pozostawiają cię na tej drodze samego. Pewne rzeczy mogą wymagać bardzo specyficznych praktyk, które są nieznane i których Bóg może ci nie podpowiedzieć, tylko trzeba je samemu wynaleźć. A to trwa dziesiątki lat. Tak jak Bóg nie dał od razu pełnego zrozumienia Pisma Świętego, a mógłby - co nie chce, aby Go ludzie znali? Nie chce w taki sposób. A Hierarchia nie zachęca i nie błogosławi do poszukiwań, które mogłyby być dobre dla innych ludzi w innych sytuacjach. Więc jest to w dużej mierze wina Hierarchii, że jest tyle grzechu na świecie. Nie umie mówić o Bogu ani o Zbawieniu.
11 maja 2011, 14:56
Wystarczy mi popatrzyć na niebo, dzieci, piękne dziewczyny. Samo się to wszystko wzięło? Trudniej mi nie wierzyć, niż wierzyć. To popatrz na śmierć, ból, niezawinione cierpienie, starość, strach, bród i wojnę.
KT
Ktoś tam
11 maja 2011, 14:45
Odnośnie wykładu. Może lepszy byłby tytuł, co wynika z odkupienia? Z faktu istnienia Boga nie wynika nic. Może by tak jakiś Jezuita przebąknął o mozliwości odzyskania raju na ziemi wynikłego z tego faktu. Ludzie niw wierzą bo wymagania wiary są olbrzymie a efekty jej są przedstawiane jak nikłe. Więc ludziom się po prostu nie opłaca wierzyć. A ma się opłacać, skoro Apostołowie sami się pytali co z tego będą mieli. Jak widać zbawienie dla ludzi jest rzeczą mglistą i odległą, mżonką zmierzającą do ściągania pieniędzy od głupich wiernych, mamionych odległymi obietnicami, których nikt nie może sprawdzić. Zresztą jest i inny problem - problem niewysłuchanych modlitw - co powoduje, że Bóg jest wręcz wrogiem dla takich ludzi. Wolą iść do piekła niż mieć coś z Nim wspólnego. A za taki obraz winna jest sama Hierarchia, która uczciwie nie pisze co i jak - wtedy gdy jeszcze mogła. Teraz to papieskie wykłady w stosunku do potrzeb to ple, ple, ple - bajanie a mówienie o Bogu.
C
Captcha
28 stycznia 2010, 02:45
Moralność jest efektem ewolucji. Człowiek jest istotą społeczną i z tym społeczeństwem musi współpracować, żeby coś osiągnąć. Niektóre czyny w społeczeństwie są nagradzane, niektóre karane - stąd biorą się zasady i normy, których trzeba przestrzegać. Jednostka niedostosowana do tych norm jest jednostką niemoralną. To tak w baaaaardzo dużym skrócie. Proszę, jak ty mnie dobrze znasz :) A co jeżeli nie odczuwam potrzeby wiary w coś nadprzyrodzonego. Wystarczy mi, że ogród jest piękny, nie muszą w nim latać jeszcze jakieś wróżki. Swoją drogą - jeżeli istnienie Boga jest mało prawdopodobne, to wtedy dopiero jego poszukiwanie jest nieracjonalne (jeżeli kogoś razi głupie). I opcja, że Bóg nie istnieje (a szczególnie Bóg chrześcijan) jest o wiele bardziej prawdopodobna. Swoją drogą - co jest złego w tym, że dwoje ludzi się kocha? Co z tego, że są tej samej płci. Kochają się. Ale dla was już jest to niemoralne, bo lud wybrany miał niski przyrost naturalny i zabronił kontaktów homoseksualnych, opisał to w Biblii, której słowom święcie wierzycie. Ja w miłości nic złego nie widzę. Sam dla siebie nie jestem źródłem moralności - to jest raczej niemożliwe. Rozumiem, że zabijanie ludzi w imię wiary tez jest realizacją zasad moralnych i bagażu pełnego miłości, który sprawdził się przez lata?
T
tad
27 stycznia 2010, 22:51
Captcha, Nie wierzysz w Boga, ale wierzysz w istnienie jakiejś ogólnej moralności. Skąd wiesz, że ona istnieje? W jaki sposób oddziałuje na ludzi? Jak to się dzieje, że ludy , które nigdy nie miały ze sobą kontaktu wyznają niemal identyczną moralność, czyli należy tu wykluczyć dyfuzję kulturową. Niekiedy, aby uniknąć wiary w Boga ludzie wyczyniają nieprawdopodobne łamańce myślowe. A ci, którzy są w potrzebie je akceptują. I tak ślepy prowadzi kulawego. Obawiam się, że jednym z istotnych powodów Twojego niedowiarstwa są pewne zachowania naganne w wielu religiach, a z których nie chcesz zrezygnować. Często w swoich postach te problemy sygnalizujesz. Bardzo często to real wpływa na nasze opcje intelektualne. Wyraził to zwięźle pewien gentelman : „Byt kształtuje świadomość „. Są tacy , którzy uważają , że odwrotnie – są mi bliżsi. Artykuł uważam za ważny dlatego , że zwraca uwagę na to, że wszyscy rozumiemy słowo Bóg i co może oznaczać, co wierzący pod tym słowem rozumieją. Zatem jeżeli Bóg istnieje nie poszukiwać Go jest mało racjonalne ( jeżeli głupie kogoś razi). Jest to bezsensowne skazywanie się na wieczne cierpienia. I to nie podlega dyskusji, taką wiarę mamy i w katolicyzmie, prawosławiu, protestantyzmie, w judaizmie itd. Obejmuje to przekonanie miliardy ludzi. Jeżeli zaś Bóg nie istnieje , co wydaje mi się mało prawdopodobną opcją, to poszukiwanie Go wielkiej krzywdy nam nie zrobi. Mało tego, respektowanie moralności chrześcijańskiej z całym jej bagażem miłości na pewno nam nie zaszkodzi. A wracając do moralności to Twój wpis o homoseksualizmie i Twojej akceptacji, zdradza, że bardzo Ci pasuje być źródłem własnej moralności, tzn. dobre jest to co uważasz za dobre. Wielu się na tym przejechało, nie wspominając o nieszczęściach jakie wywołali. Natomiast realizacja zasad etycznych katolicyzmu, sprawdziła się przez wieki.
Krzysztof Pachocki
27 stycznia 2010, 18:48
Z wszelkimi dowodami na istnienie Boga jest tak - pewien filozof powiedział - że one nikogo nie przekonają, ale pozwalają pokazać, że ten, kto wierzy, nie zwariował. Wierzymy, ale nie bezrozumnie, szukamy uzasadnienia. Fides  ale i Ratio. Definicję podał sam Bóg: "Jestem, który JESTEM". Można oczywiście nie wierzyć w objawienie. Rozum ludzki potrafi wszystko zakwestionować, nawet istnienie świata. Jesli o mnie chodzi, to wierzę. Nie mam problemu z wiarą w istnienie Stwórcy (z moralnością mam - grzesznik jestem). Wystarczy mi popatrzyć na niebo, dzieci, piękne dziewczyny. Samo się to wszystko wzięło? Trudniej mi nie wierzyć, niż wierzyć.
C
Captcha
27 stycznia 2010, 18:21
Twoim zdaniem trudno ruszyć, a jednak ruszyli :) Według jakiej i czyjej definicji Bóg JEST? Zacytuj tą definicję, proszę. Moja zupa jest jednym z przykładów jak można obalić dowód ontologiczny. Wystarczy wyobrazić sobię cokolwiek, co posiada cechę będącą w ekstremum (czyli pod względem tej cechy będzie doskonałe). W tym wypadku (wg. dowodu ontologicznego) takie coś musi istnieć, gdyż jego doskonałość dopełnia sam fakt jego istnienia. Mogę sobie wyobrazić najsmaczniejszą zupę równie dobrze jak cokolwiek innego "naj-". Ohohoho, aleś mnie nastraszył Kantem, ohoho :D Swoją drogą też mówisz, jakbyś miał 100% pewność istnienia Boga.
Krzysztof Pachocki
27 stycznia 2010, 18:04
Moim skromnym zdaniem dowód Anzelma trudno ruszyć. Bóg jest kimś, kto z definicji JEST. Z tą Twoją "zupą" w głowie za Kanta sie lepiej nie bierz, bo ten Ci dopiero da popalić swoim moralnym formalizmem, że będziesz się bał ruszyć. A Bóg daje wolność. Pozwala nawet swoim stworzeniom przeczyć Jego istnieniu, co w sumie jest komiczne.
C
Captcha
27 stycznia 2010, 17:52
Owszem, zbliżone zasady moralne są w religiach. Czyli moralność religijna wypływa z tej ogólnej moralności. Co nie zmienia faktu, że niektóre grzechy są dziwaczne i nie muszą mnie dotyczyć, gdyż nie traktuje ich jako czynów niemoralnych czy złych.
C
Captcha
27 stycznia 2010, 17:47
Dowód Anzelma znam - ma do siebie to, ze każdy go inaczej ubiera w słowa :) Ale z dowodem ontologicznym rozprawiło się już wiele ludzi w bardzo ciekawy sposób. Tak czy siak: w moim umyśle istnieje zupa, tak smaczna i z tak wspaniałych warzyw, że nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić doskonalszej zupy. Ergo ta zupa istnieje w rzeczywistości. Inny przykład: mogę stwierdzić, że mój dom byłby lepszy, gdyby miał ściany pokryte dobrą izolacją. Ale głupotą jest twierdzić, że mój dom byłby lepszy, gdyby w ogóle istniał. Polecam poglądy Kanta na dowód ontologiczny. Ciekawostka: Anzelm zastosował ten dowód jako modlitwę. Dziwna to modlitwa, w której próbuje się udowodnić Bóstwu, że istnieje.
Grażyna Urbaniak
27 stycznia 2010, 17:44
Captcha, zgadzam się z tobą, że moralność nie wypływa z religii, ma swoje źródła gdzie indziej. To są właśnie te oczekiwania Boga w stosunku do człowieka. I zwróć uwagę, że wszystkie religie kodyfikują zbliżone zasady moralne.
Krzysztof Pachocki
27 stycznia 2010, 17:30
Musiałbyś się podszkolić w filozofii scholastycznej. Weź jaki podręcznik, bo tu nie miejsce na wykłady, co to esencja a co przypadłości bytu itd. Przytoczyłem tzw. dowód Anzelma. Pomęcz się trochę. A Bóg jest Jeden, tylko wyznań wiele.
C
Captcha
27 stycznia 2010, 17:25
Jak to "do Jego istoty należy istnienie"? Sprecyzuj, bo nie za bardzo wiem o co chodzi w tym argumencie. Przecież bardziej prawdopodobne jest to, że Bóg chrześcijan nie istnieje, niż że istnieje. Imię Boga jako argument za jego istnieniem to kiepski argument ;)
Krzysztof Pachocki
27 stycznia 2010, 17:17
Bóg nie może nie istnieć, gdyż do Jego istoty należy istnienie. Pojęcie "Boga nieistniejącego" jest sprzeczne. Imię Boga jest "Jestem".
C
Captcha
27 stycznia 2010, 17:09
Salome, nie zrozumiałaś... W sumie sam się niejasno wyraziłem :) To nie miało mieć znaczenia "grzech dotyczy tylko i wyłącznie ludzi wierzących, bo ma odniesienie do moralności". Chodzi o to, że moralność nie wypływa z religii, ma swoje źródła gdzie indziej - przecież niewierzący też postępują moralnie. Grzech z kolei dotyczy tylko i wyłącznie wierzących, więc mnie nie dotyczy ta klasyfikacja (grzech ma charakter religijny). Nie oznacza to, ze nie dotyczą mnie zasady moralne. "Bóg nie jest "myślokształtem". Istnieje sobie, niezależnie od tego czy w niego wierzysz czy nie. I czegoś od ludzi oczekuje. Każdy człowiek, który nie spelnia tych oczekiwań grzeszy. I nieważne w co wierzy. Mówisz to, jakbyś miała 100% pewność. Przecież może być inaczej. Bóg może nie istnieć (co jest całkiem prawdopodobne). Zauważ jeszcze jedną rzecz: aktywny homoseksualizm jest wg. was grzechem i czymś niemoralnym. Według mnie nie. Jeżeli ktoś uprawia seks w związku homoseksualnym nie robi wg. mnie w ten sposób nic złego i sprzecznego z moralnością.
Grażyna Urbaniak
27 stycznia 2010, 15:54
Captcha, skąd pomysł, że grzech dotyczy tylko i wyłącznie wierzących, bo ma odniesienie do moralności. Czyli niewierzących nie obowiązują żadne zasady moralne?  Bóg nie jest "myślokształtem". Istnieje sobie, niezależnie od tego czy w niego wierzysz czy nie. I czegoś od ludzi oczekuje. Każdy człowiek, który nie spelnia tych oczekiwań grzeszy. I nieważne w co wierzy.
C
Captcha
27 stycznia 2010, 15:39
@salome: jednak grzech ma odniesienie do moralności. Skoro grzech dotyczy osób tylko i wyłącznie wierzących, to oznacza, że nie dotyczy on mnie.
Grażyna Urbaniak
27 stycznia 2010, 15:34
Captcha, w żaden sposób nie odniosłam się do twojej  moralności, tylko do kwestii czy kogoś może nie dotyczyć problem grzechu.
C
Captcha
27 stycznia 2010, 15:33
@robak50: W Księdze Kapłańskiej z kolei jest napisane tak: "A jeżeli kto chce złożyć w darze ptaka jako całopalenie dla Pana, niech złoży w darze synogarlicę lub młodego gołębia. Kapłan przyniesie go do ołtarza, złamie mu główkę i zamieni go w dym na ołtarzu. Krew jego wyciśnie na ścianę ołtarza. Potem oddzieli wole jego wraz z piórami i wyrzuci je na popielisko, na wschód od ołtarza. Następnie kapłan naderwie jego skrzydła, jednak nie oddzielając ich całkowicie, i zamieni w dym na ołtarzu, na drwach leżących na ogniu. To jest całopalenie, ofiara spalana, miła woń dla Pana. " /Kpł 1, 14-17/. To oznacza, że nie wszystko co jest w Biblii jest ponadczasową mądrością. Ten fragment psalmu w dzisiejszych czasach też wygląda troszkę inaczej niż w przeszłości.
Krzysztof Pachocki
27 stycznia 2010, 15:18
Captcha, to stoi w Psalmie 14:  "Mówi głupi w sercu swoim: nie ma Boga"
C
Captcha
27 stycznia 2010, 15:12
@salome: To, że problem grzechu mnie nie dotyczy nie oznacza, ze jestem osobą niemoralną. Uważam, że niektóre nakazy i zakazy stawiane przez Kościół są co najmniej dziwne. Jeżeli Bóg jest, to On mnie za to rozliczy, więc zrzeknijcie się odpowiedzialności za moje życie - zajmijcie się swoimi. Nie uważam też, że jeżeli Bóg istnieje i cała ta eschatologia jest prawdziwa, to Bóg stwierdzi "on jest ateistą, nie sądzimy go, następny", tylko osądzi mnie za moje czyny. Uważam, że kręgosłup moralny mam prostszy od niejednej osoby wierzącej, aczkolwiek idealny też nie jestem. @A P: Wydaje mi się, że to Bóg mnie osądzi (jeżeli istnieje) i w tym momencie Ty masz najmniej do powiedzenia jak ten sąd będzie wyglądał, jak ja podczas tego sądu będę wyglądał i jak zostanę osądzony. A nazywanie ateisty głupcem i innymi epitetami, które wymieniłem w pierwszym poście można odebrać za obraźliwe.
Krzysztof Pachocki
27 stycznia 2010, 15:07
"Wiemy, że krasnoludków nie ma na świecie, ale wszyscy mamy pojęcie o krasnoludkach. Wiemy, o kogo to chodzi, gdy się mówi: „krasnoludki". Są ich piękne opisy w książkach dla dzieci, rysuje się je i maluje. " Skąd wiemy, że nie ma? Może wystarczy tylko ich poszukać?
WI
Wierzący i praktykujący
27 stycznia 2010, 14:46
A P to, co będzie po śmierci, tylko Bóg raczy wiedzieć na pewno. Z ewangelii wg św. Mateusza wiemy tylko tyle, że na sądzie ostatecznym Bóg będzie pytał o to, cośmy uczynili naszym bliźnim głodnym, nagim, w wiezieniu itp., a nie o to czy ktoś był wierzący czy praktykujący. Analogia do sierot dlatego jest chybiona, że jest prymitywna i skrojona dla ludzi o wyobraźni pierwszoklasisty. Problem wiary w Boga jest znacznie bardziej złożony i trudny i wbrew obiegowym opiniom wierzącym jest znacznie bliżej do uczciwych ateuszy, niż fundemantalistycznych wyznawców jakiejkolwiek wiary w Boga. Poszukiwanie Boga, do którego namawia autor, wcale nie oznacza, że się go znajdzie. To zawsze jest przygoda, czasem dramat, a nierzadko i tragedia.
Grażyna Urbaniak
27 stycznia 2010, 13:25
Captcha, zapadło mi w pamięć towje zdanie z jednej z dawniejszych dyskusji. Powiedziałeś, gdy ktoś zarzucił ci grzech : "Jestem ateistą, więc problem grzechu mnie nie dotyczy". Wszystkie wielkie religie świata zakładają moralną odpowiedzialność człowieka za jego życie. I że kiedyś będzie z niego rozliczony. Napisałeś też, że całkowicie nie wykluczasz istnienia Boga. I czy myslisz, że jeśli kiedyś przed Nim staniesz, to ktoś przed tobą, i ktoś za tobą będzie osądzony, a o tobie powiedzą - tego przepuszczamy, nie sądzimy, bo to ateista - problem grzechu go nie dotyczy.
WI
Wierzący i praktykujący
27 stycznia 2010, 11:29
Ojcze Ryszardzie, analogia do tych dwóch sierot owszem jest wymowna, ale zupełnie chybiona i obraźliwa dla ateistów. Poza tym to pusta retoryka. Równie dobrze można by role odwrócic, bo rodzice tego "poszukującego" mogliby się okazać pijakami, a sierciniec tego drugiego porządną instytucją z zasadami. Nie można przekonywać obrażając! To niegodne jezuity i kapłana.
C
Captcha
27 stycznia 2010, 11:06
W tym tekście Ryszard Myśliwiec SJ pokazał się z kiepskiej i nienajmądrzejszej strony. To, że jestem ateistą, wcale nie oznacza, że jestem "niemądrą sierotką, która bardzo ceni swoją sierocą wolność". Czy przez to, że odrzucam istnienie Boga automatycznie mam byc człowiekiem małym i nieszczęśliwym? Że mój ateizm automatycznie oznacza, że nie wiem, czym jest miłość? I dalej: jestem cżłowiekiem GŁUPIM i NIEUCZCIWYM, NIEMĄDRYM i NIEROZUMNYM? Przecież autor wykazał się w tym momencie brakiem znajomości innej kultury, innego poglądu i brakiem szacunku dla innych ludzi i ich odmienności. Generalnie: bardzo kiepski tekst.
T
teresa
27 stycznia 2010, 10:36
Może Ghandi więcej zyskał szukając niż znajdując.Dał innym więce w czasie poszukiważ aniżeli ...
T
teresa
27 stycznia 2010, 10:23
Znaczy to ,że w Bogu mamy nieograniczone możliwości.