Czy duszom w zaświatach jest zimno? Tego nie wiedzieliście o Zaduszkach
Mimo iż Zaduszki już minęły, ich nastrój towarzyszy nam jeszcze w oktawie uroczystości Wszystkich Świętych. Pamiętam, że związane z Zaduszkami opowieści zawsze wzbudzały we mnie pewien niepokój. Cóż, traktując poważnie zawarte w tych opowieściach rady, należałoby unikać wieczorem, w Dzień Zaduszny, spaceru chodnikiem, by nie natknąć się czasem na podążającą nim duszę.
Mimo iż owe opowieści przyprawiały niewychowaną jeszcze na horrorach małolatę o gęsią skórkę, jednocześnie dodawały Zaduszkom specyficznego smaku. Były ponadto częścią rodzimego folkloru łączącego w sobie to, co chrześcijańskie z pozostałościami przedchrześcijańskich wierzeń.
Nakarmić duszę z obawy przed zemstą
Któż nie słyszał o Dziadach? Adam Mickiewicz w objaśnieniu do swego wybitnego dzieła o tytule stanowiącym nazwę tego obrzędu pisał:
„Dziady: jest to nazwisko uroczystości obchodzonej dotąd między pospólstwem w wielu powiatach Litwy, Prus i Kurlandii, na pamiątkę dziadów, czyli w ogólności zmarłych przodków. Uroczystość ta początkiem swoim sięga czasów pogańskich i zwała się niegdyś ucztą kozła, na której przewodniczył Koźlarz, Huslar, Guślarz, razem kapłan i poeta (gęślarz). Dziś pospólstwo święci dziady tajemne w kaplicach lub pustych domach niedaleko cmentarza […]”.
Dziady to pozostałość uczt żałobnych u dawnych Słowian, czyli tryzny urządzanej w dniu pogrzebu przy mogile i radunicy zastawianej na grobach w dni przesilenia zimowego i letniego, to jest na Koladę i Kupałę. Ważnym punktem zaduszkowego obrzędu był pokarm przeznaczony dla dusz, zapewniający żywym ich przychylność. Jeszcze w okresie międzywojennym pozostawiano duszom pożywienie na grobach. Na wschodzie Polski i dawnych jej Kresach do początku XX wieku spożywano posiłki na mogiłach. W przygotowanym dla dusz poczęstunku nie mogło zabraknąć kaszy oraz kojarzonego ze snem i śmiercią maku. Natomiast w domach zostawiano duszom pożywienie w postaci pieczonych pierogów, bochenków chleba, bobu i kaszy oraz żywności spożywanej na kolację. Wieszano też czysty ręcznik, umieszczając nieopodal wodę i mydło, by dusze mogły się obmyć i osuszyć. Na Pomorzu ulubione pokarmy zmarłych domowników pozostawiano dla nich na progu domu i parapecie. Karmiono dusze również kutią z miodem, a nawet pojono wódką. Pamiętam sprzed czterech lat grób na Rossie w Wilnie, w nowej części cmentarza, z ręcznikiem z ludowymi motywami, zawieszonym na krzyżu, i z butelką trunku, ozdobioną etykietą z reprodukcją ikony Trójcy Świętej Starotestamentowej.
Na wspomnianą ucztę udawali się zmarli zaraz po Mszy odprawianej dla nich w kościele przez nieżyjącego, pokutującego kapłana o północy z 1 na 2 listopada. Zabraniano wtedy żywym wychodzenia z domu: śledzenie dusz zmierzających do kościoła mogło okazać się bardzo niebezpieczne, ponieważ pokutujące dusze rozszarpałyby ciekawskiego człowieka żywcem. Owe dusze podążające tłumami na Mszę mogli widzieć, ale z ukrycia, jedynie ludzie najpobożniejsi i dobrzy. Zmarli zasiadali w ławkach, z organów wydobywał się przytłumiony dźwięk, ledwo słyszalne było bicie dzwonów kościelnych. W wielu też parafiach zostawiano na tę wyjątkową noc otwarte drzwi świątyni i mszał na ołtarzu. Po Mszy dusze odwiedzały swoje dawne mieszkania, których drzwi wejściowe już od wieczora były otwarte z myślą o niecodziennych gościach. Nawoływano ponadto dusze imiennie. Niektóre z nich błąkały się po lasach, a gdy zapadł zmrok, również na cmentarzach i w pobliżu kościołów.
Niebagatelną rolę w Dniu Zadusznym odgrywali także żebracy. To dla nich, jeszcze do lat dwudziestych XX wieku, na Lubelszczyźnie i Podlasiu wypiekano niewielkie, podłużne pieczywo zwane powałkami bądź peretyczkami, na którym odciskano krzyż i inicjały zmarłej osoby. Następnie wręczano chlebek żebrakom, prosząc ich o modlitwę za jej duszę, w której imieniu go wypieczono. Bogatsi gospodarze gościli żebraków, przykościelnych dziadów, pątników żyjących z jałmużny, obwieszonych medalikami i szkaplerzami, wierząc, że dusza zmarłej, bliskiej osoby może przybrać postać takiego dziada. Z wdzięczności za tę gościnę owi żebracy, dziady, pątnicy zobowiązani byli pomodlić się w intencji dusz cierpiących w czyśćcu. Przygotowywano również pieczywo dla zagubionych i nieznanych dusz, umieszczając chleb na opuszczonych grobach i prosząc proszalne dziady o modlitwę za te dusze. Pojąc, karmiąc, zapewniając duszom bliskość krewnych i wypoczynek, żywi mogli liczyć na przychylność dusz; w przeciwnym razie dusze straszyłyby, szkodziłyby, a nawet byłyby w stanie sprowadzić nieszczęście lub przedwczesną śmierć domownika.
Dlaczego dusze nie lubią czarnego bzu
Istotne znaczenie miała także roślinność, w której pobliżu przyszło duszom na cmentarzach, zwanych do XVIII wieku żalnikami, przebywać. Sadzono zatem na przykład „odpowiednie” drzewa i krzewy, mające chronić żywych między innymi przed powrotami zmarłych. Obawiano się zwłaszcza, jako bardzo niebezpiecznych, miejsc pochówku tych, którzy nie pojednali się przed swą śmiercią z Bogiem, czyli poległych w walce, ofiar zarazy, nieszczęśliwego wypadku i samobójców. Z owej roślinności lipa symbolizowała Sąd Ostateczny, dąb, barwinek, bluszcz i pokrzywa – nieśmiertelność, kasztanowiec, róża, berberys i jałowiec chroniły przed wszelkim złem, natomiast jodła, świerk, barwinek i bluszcz pośredniczyły między światem zmarłych i żywych. Ponadto pokrzywa z jednej strony odstraszała złe moce, ale z drugiej uchodziła za ich narzędzie. Coraz popularne od XIX wieku na rodzimych cmentarzach tuje i cyprysy wskazywały na smutek i śmierć, natomiast cis był nie tylko symbolem śmierci, ale również symbolem podziemi i świata zmarłych. Jego igliwiem posypywano podłogę izby, w której zmarły oczekiwał na pochówek, oraz drogę konduktu, nie chcąc, by dusza powróciła na ziemię i nękała żywych.
Słowianie wierzyli też, że w niektóre rośliny wcielały się dusze, mianowicie w brzozę (dusza młodej dziewczyny i dusza niewinnie zabitego człowieka) i kalinę (dusza niezamężnej kobiety). Wierzyli również, że w brzozie zamiast soków krąży krew zmarłej osoby. Najbardziej obawiano się jednak… czarnego bzu i jego otoczenia. Rosnący na samotnych mogiłach i wokół cmentarzy, był ulubionym miejscem pobytu złych mocy. Niemniej jednak zapewniając tym mocom „mieszkanie”, sprawiał, że nie szkodziły one zarówno żywym, jak i zmarłym. Moc unieszkodliwiania złych duchów przez ich odpędzenie posiadali też na Kaszubach udający się na cmentarze w Zaduszki chłopcy poprzebierani za diabły i inne maszkary, a wyposażeni w diabelskie skrzypce, grzechotki, klekotki, sznërë, knarë i burczybas (tradycyjne instrumenty kaszubskie). Co więcej, roślinność miała także sprawiać duszom przyjemność, dlatego na Kaszubach, z okazji powrotu dusz na ich groby, przystrajano miejsca pochówku kwiatami, gałązkami świerku lub świerkowym wieńcem zwanym lebensbaum. Przysiadające natomiast na cmentarnych drzewach ptaki mogły być w istocie duszami zmarłych: na Opolszczyźnie wierzono, że jako ptaki powracają dusze dzieci, siadając w Zaduszki na gałęziach drzew i obserwując z nich odbywającą się na cmentarzu procesję.
W zaświatach jest zimno
Wierzono też, i nadal żywi się takie przekonanie, że zziębnięte dusze potrzebują bijącego z ognia ciepła, by się ogrzać. Stąd wpierw rozpalano na mogiłach (w tym zwłaszcza na grobach samobójców i zmarłych tragicznie) ogniska z zamiarem ogrzania błąkających się po ziemi dusz. Rozpalano je też na rozstajach dróg i obejściach, wskazując duszom drogę do domu. Chrust gromadzono przez cały rok: każdy przechodzień kładł przy grobie gałązkę, dzięki czemu tworzył się stopniowo stos spalany w zaduszną noc. Wierzono również, że ogień oczyści oraz ochroni żywych przed złymi mocami i nieżyczliwymi duchami, na które to dusze potępionych można było natknąć się na rozstajach dróg, przy mostach i młynach. Poza tym, chociażby na Kaszubach, pamiętano o miejscu dla dusz na ławie przy piecu, by mogły usiąść i się ogrzać. Pozostałością palenia ognisk na mogiłach jest zapalanie zniczy na grobach naszych bliskich (pamiętajmy też o zapomnianych miejscach pochówku), dowodzące żywej o nich pamięci. Jeszcze dzisiaj towarzyszy temu gestowi przekonanie, że palące się światło na grobie przynosi duszy wielką ulgę, a nawet przyczynia się do jej rychłego uwolnienia z czyśćca. Kaszubi pomagali duszom uwolnić się od czyśćcowej udręki także poprzez wspólną pokutę odprawianą choćby przy przydrożnych kapliczkach zwanych Bożymi Mękami i na Kalwarii Wejherowskiej.
Zaduszki obwarowane zakazami
Obfitość zakazów związanych z Zaduszkami mogła przerażać, ale mimo to gospodynie i gospodarze musieli ich przestrzegać, żeby nie znieważyć, skaleczyć czy rozgnieść dusz odwiedzających świat ludzi. Zarówno 1, jak i 2 listopada zakazywano na przykład, po zapadnięciu zmroku, klepania masła, maglowania, deptania kapusty, cięcia sieczki, przędzenia, tkania, wylewania pomyj i spluwania. Jeśli konieczne okazało się wylanie pomyj, wylewano je nisko przy ziemi, przedtem prosząc dusze, by „posunęły się, jeśli tu są”. Nie pozostawiano też na stole niebezpiecznych przecież widelców i noży. Nie pracowano w polu. Ponadto nie udawano się w zaduszną noc w podróż i do sąsiadów, obawiając się dusz straszących po opłotkach i na drogach, oraz zamykano w ową noc karczmy, przerywając muzykę i śpiewy. Jeśli podróż w tym czasie była konieczna, podróżujący trzymał się środka drogi, by nie przeszkadzać duszom, które lubiły chodzić jej poboczem oraz przemierzać wąskie i mniej uczęszczane ścieżki. Nie podnoszono także strąconych rzeczy, wierząc, że dusze „wzięły je sobie na trochę”. Jeśli natomiast konieczne stało się podniesienie strąconych przedmiotów wcześniej niż po 2 listopada, przepraszano dusze, ofiarowując im w zamian, na udobruchanie, kawałek chleba. Rezygnowano też z większości prac domowych, chociażby z pieczenia chleba, zachowując ciszę, zamiatając na przybycie dusz izbę, okrywając stół białym obrusem oraz umieszczając na nim pieczywo i sól. Oryginalny zakaz dotyczył natomiast psów. Po zmierzchu nie wypuszczano ich na wolność, gdyż mając zdolność widzenia dusz, zwierzęta mogły przeszkadzać gościom z „drugiej strony” w ich wędrówkach.
Gest miłosierdzia nie tylko w oktawie
Mimo iż dzisiaj obchodzi się Zaduszki niemalże w pełni po chrześcijańsku, nie można pominąć rodzimej tradycji ludowej, przekazanej nam przez minione pokolenia, gdyż przez wieki kształtowała ona obraz Dnia Zadusznego. Także owej tradycji zawdzięczamy proste, rodem z Kaszub, przysłowie: „Na Zaduszki przychodzą z tamtego świata duszki”. Właśnie za owe „duszki”, nie tylko w Dzień Zaduszny, warto ofiarować modlitwę, zwłaszcza różańcową, którą, jako mającą szczególną moc wyzwalania dusz z czyśćca, upodobali sobie już nasi dziadowie i pradziadowie. Warto też modlić się za nie codziennie, nawet chwilowo, gdy w codziennym biegu brakuje czasu na dłuższy kontakt z Bogiem.
Ponadto jeszcze do 8 listopada, czyli w oktawie uroczystości Wszystkich Świętych, można ofiarować odpust zupełny, pod zwykłymi warunkami (przyjęcie Komunii Świętej, odmówienie dowolnej modlitwy w intencjach Ojca Świętego i brak jakiegokolwiek przywiązania do grzechu), za duszę cierpiącą w czyśćcu i tym samym pomóc takiej duszy w przejściu do nieba, pobożnie, czyli modlitewnie odwiedziwszy raz dziennie (dla jednej duszy) cmentarz i odmówiwszy modlitwę za zmarłych. Odpust bowiem jest darowaniem kary za popełnione przez nią grzechy. Pomagają duszom także, tak jak kiedyś, tak i dzisiaj, „wymienianki” odmawiane w oktawie Dnia Zadusznego. Zresztą nie tylko w Zaduszki, ale i we wspomnianej oktawie Kościół zalecał i zaleca szczególną modlitwę za dusze czyśćcowe. Warto skorzystać z owych dni, by pośpieszyć duszom z pomocą.
Modlitwa za dusze cierpiące w czyśćcu jest zresztą naszą powinnością jako chrześcijan i zarazem względem nich uczynkiem miłosierdzia, darem bez porównania cenniejszym od najpiękniejszych zniczy i wiązanek, niewynikającym z obaw przed duszami, o czym świadczą ludowe zwyczaje, ale wynikającym z troski o dobro tych, którzy odeszli i których śladem my także podążymy. Być może i za nas ktoś 1, 2 listopada lub w oktawie uroczystości Wszystkich Świętych ofiaruje kiedyś odpust zupełny.
Skomentuj artykuł