Czy media nadają się na „narzędzia nawracania”? I czy należy po nie sięgać?
Współczesne szeroko pojęte mass media są w stanie zdumiewająco skutecznie wpływać na ludzkie zachowania, postawy, decyzje. Czy nadają się na „narzędzia nawracania”? I czy należy po nie sięgać?
Nawrócenie i media. Możliwości, szanse, pułapki
W redakcji jednego z wydawanych w Polsce kościelnych czasopism toczyła się pewnego razu intensywna dyskusja dotycząca zarówno jego linii programowej, jak i szeroko rozumianych zadań mediów katolickich w dzisiejszych czasach. Padało między innymi wiele sugestii mówiących o potrzebie otwartości, rozeznawania rzeczywistych potrzeb czytelników oraz o dialogu z nimi i ze współczesnym światem. Nagle dał się słyszeć rozpaczliwy głos redaktora naczelnego, który przekrzykując wszystkich, zawołał: „Jakże mamy dialogować, skoro Pan Jezus powiedział wyraźnie «Idźcie i nawracajcie?!»”. Zapadła pełna konsternacji cisza, a poszczególni uczestnicy gorącej dyskusji zaczęli chyłkiem opuszczać pomieszczenie. Nikt nie podjął tematu roli mediów w nawracaniu.
Ogromna przepaść
Jest prawdą, że pierwszy komunikat, jaki ogłosił Jezus, rozpoczynając swoją publiczną działalność, brzmiał: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” (Mk 1,15). Jednak wbrew dość powszechnemu przekonaniu, rozsyłając uczniów z misją ewangelizacyjną na cały ziemski glob, wcale nie wydał im wyżej zacytowanego polecenia. Powiedział „Idźcie i czyńcie uczniów ze wszystkich narodów” (Mt 28,19). Jak wiadomo, Biblia Tysiąclecia upowszechniła przekład „Idźcie […] i nauczajcie wszystkie narody”, zawężając trochę treść zawartą w oryginale. Jednak także między „czynieniem uczniów” a „nawracaniem [rozumianym jako wymuszanie przemiany życia] wszystkich narodów” wciąż jest wielka różnica. Tak jak jest ogromna przepaść między „nawracaniem się” a „nawracaniem innych”.
"Życie Duchowe" o nawróceniu. Piszą m.in. Ewa Kiedio, Maria Miduch, Celestyn Bartosz Cebula OFM, Wacław Oszajca SJ, Jacek Siepsiak SJ, ks. Artur Stopka
Nie chodzi tu wcale o zabawy semantyczne. Rozumienie tych fundamentalnych dla misyjnej, ewangelizacyjnej aktywności chrześcijan przekazów Jezusa ma duże, może nawet decydujące, znaczenie dla identyfikacji roli, jaką w sferze nawracania mogą oraz jaką powinny odegrać szeroko pojęte środki międzyludzkiej komunikacji. Jest to tym istotniejsze, że ich możliwości w dziedzinie wpływania na ludzkie działania, decyzje, myślenie są ogromne i – jak wskazują, a czasami alarmują eksperci – rosną wraz z rozwojem tzw. nowych mediów.
Trzy tysiące dusz
Obecne od pierwszych chwil w nauczaniu Jezusa wezwanie do nawrócenia jest w istocie apelem o dokonanie zdecydowanej przemiany. W jaki sposób może do niej dochodzić? Pokazują to między innymi Dzieje Apostolskie w opisie wydarzeń, które miały miejsce w dniu Pięćdziesiątnicy. Wygłoszona „donośnym głosem” przemowa św. Piotra wywołała konkretną reakcję słuchaczy, której on nie zmarnował. „Gdy to usłyszeli, przejęli się do głębi serca: «Cóż mamy czynić, bracia?» – zapytali Piotra i pozostałych Apostołów. «Nawróćcie się» – powiedział do nich Piotr” (Dz 2,37–38).
Piotr zrobił to, co leżało u podstaw powstania mass mediów. Nadał komunikat, który spotkał się z przyjęciem i odzewem. Komunikat, którego skutkiem była przemiana dotykająca życia adresatów przekazu. Według biblijnej relacji nie chodziło o pojedyncze przypadki, lecz o skalę „masową”. „Ci więc, którzy przyjęli jego naukę, zostali ochrzczeni. I przyłączyło się owego dnia około trzech tysięcy dusz” (Dz 2,41).
Wydawałoby się, że nic prostszego niż w dzisiejszych czasach zwielokrotnić uzyskany wtedy przez Piotra efekt, wykorzystując do rozpowszechnienia komunikatu dostępne obecnie media – zaczynając od książek, a kończąc na serwisach społecznościowych i komunikatorach.
Nowa skuteczność
Nie od dziś wiadomo, że środki społecznej komunikacji są w stanie wpływać na ludzkie zachowania, postawy, decyzje. Fakt ten wykorzystuje od dawna branża reklamowa. Wraz z rozwojem medialnych możliwości reklamy wychodzą daleko poza funkcję informacyjną na temat istnienia produktu, lecz służą do budowania popytu, rozbudzając w odbiorcach (potencjalnych klientach) pragnienie posiadania jakiegoś produktu. Co ciekawe, niejednokrotnie wiążą z danym towarem obietnicę przemiany życia człowieka (a czasami nawet jakiejś społeczności, do której należy, np. rodziny) mającej niechybnie nastąpić po dokonaniu zakupu.
Powstanie tzw. nowych mediów radykalnie zwiększyło możliwości oddziaływania na odbiorcę i uzyskiwania z jego strony pożądanych przez dysponentów tych środków zachowań i decyzji. Docenili je nie tylko specjaliści w działach sprzedaży milionów firm, ale również politycy wszelkiego autoramentu oraz ich zaplecza. Gdzie leży źródło nowej skuteczności wpływania na odbiorcę? To, co nazywamy potocznie nowymi mediami, pozwala nie tylko wysyłać w ogromnej ilości komunikaty do odbiorców. Pozwala również te komunikaty różnicować, dostosowywać do każdego z nich. Dlaczego? Ponieważ nowe media dają dostęp do zdumiewająco dużej i szczegółowej wiedzy o każdym z potencjalnych adresatów przekazu.
Święty Paweł i Google
Im większą ma się wiedzę na temat odbiorców, tym bardziej trafny i skuteczny przekaz można do nich skierować. Najprawdopodobniej zdawał sobie z tego sprawę św. Paweł Apostoł, który przemawiając w Atenach na Areopagu, wyraźnie starał się spożytkować wiedzę, jaką dysponował na temat zgromadzonych słuchaczy. Odwołując się do niej, zbudował swoje wystąpienie w sposób zupełnie odmienny, niż uczynił to na przykład św. Piotr po wyjściu z Wieczernika. Okazało się jednak, że miał za mały zasób wiadomości, by skutecznie wpłynąć na dużą rzeszę słuchaczy. Trafił jedynie do kilku osób.
Można ze sporą dozą pewności przypuszczać, że gdyby św. Paweł miał do dyspozycji tak ogromną bazę wiedzy o poszczególnych słuchaczach zebranych na ateńskim wzgórzu, jaką dzisiaj posiadają o swoich użytkownikach Google, Facebook czy Amazon, najprawdopodobniej zupełnie inaczej sformułowałby swoje przemówienie, a w rezultacie być może i wśród Greków w jednej chwili nawróciłyby się tysiące ludzi. Z drugiej strony można i warto się zastanowić, czy brak masowych nawróceń na Areopagu, czyli w pewnym sensie niepowodzenie metody zastosowanej przez Apostoła Narodów, nie jest swego rodzaju znakiem, sygnałem dla tych, którzy w działalności ewangelizacyjnej chcieliby bardzo stawiać na rozmaite techniki dotarcia do odbiorców. I na rosnące wciąż techniczne możliwości dopasowania do każdego z nich odpowiednio skonstruowanego przesłania.
Spersonalizowane wezwanie
Chrześcijanie nie wahali się sięgać po masowe środki przekazu w wypełnianiu swojej misji wobec świata. Druk od razu wykorzystany został do upowszechniania Biblii. Chętnie sięgano również po kolejne osiągnięcia w świecie mass mediów, umożliwiające oddziaływanie na coraz większe grupy ludzi. Nic w tym dziwnego. Dają one przecież szansę na docieranie z przesłaniem Jezusa rzeczywiście do każdego człowieka na Ziemi i aż na krańce świata. Przy obecnych możliwościach dają sposobność doprowadzenia do sytuacji w pewnym sensie „idealnej”, takiej, w której nie będzie na całym globie nikogo, kto nie otrzymałby wezwania do nawrócenia i wiary w Ewangelię.
Wezwania ukształtowanego w taki sposób, aby było dopasowane do jego aktualnej sytuacji egzystencjalnej. Wezwania skierowanego do niego w momencie, w którym będzie najbardziej skłonny je przyjąć i rzeczywiście dokonać przemiany swojego życia. Wezwania spersonalizowanego na podstawie ogromnej wiedzy o nim. Skonstruowanego w ten sposób, by ograniczyć do minimum możliwość odrzucenia przekazu. Zaplanowanego tak, by każdy jedynie w nawróceniu widział dla siebie perspektywę szczęścia. Doprowadzającego do trwałej przemiany życia nawet tych, którzy nigdy wcześniej jej nie rozważali i po prostu jej nie chcą.
50 procent i więcej
W ten sposób rodzi się szansa na szybkie i skuteczne nawrócenie wielkich grup, licznych ludzkich społeczności. Na przemianę życia już nie tysięcy, ale milionów ludzi. Połączone siły tradycyjnych mediów i tzw. nowych mediów, zaprzęgnięte na przykład przez Kościół katolicki, rychło mogłyby sprawić, że liczba katolików na ziemskim globie szybko przestałaby wynosić niespełna 18 proc. ludzkości, a osiągnęłaby 40, 50, a nawet więcej procent. Oczywiście przy założeniu, że z podobnych mechanizmów oddziaływania na ludzi nie skorzystają w tym samym momencie inne wyznania i religie.
Ale nawet wtedy szansa na pożądaną z katolickiego punktu widzenia przemianę życia znaczącej grupy ludzi wydaje się zdecydowanie większa niż ta, którą próbował wykorzystać św. Paweł na Areopagu. Może dorównywać tej, przed jaką stanął w dniu Pięćdziesiątnicy św. Piotr. Choć on nie miał dostępnych dziś możliwości dotarcia do człowieka i realnego wpływu na niego w kluczowych życiowych kwestiach ani – wiele na to wskazuje – nie był w stanie przewidzieć, w jakim stopniu skuteczna okaże się jego sugestia „Nawróćcie się”.
Nie ogniem i mieczem
Nagłośnione po niewczasie działania brytyjskiej firmy Cambridge Analytica Ltd wokół wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych (a także wokół procesów elekcyjnych w innych krajach) oraz niewyobrażalne sukcesy komercyjne takich potentatów jak Google, Facebook czy Amazon dowodzą, że istnieją dzisiaj skuteczne narzędzia wpływania na ludzkie decyzje nie tylko dotyczące zakupów, ale także na ich postawy i działania w innych sferach egzystencji człowieka.
Nic nie wskazuje na to, aby nie dało się ich wykorzystać w obszarze religii. Być może przy odpowiednim wykorzystaniu posiadanych przez informatyczne potęgi danych dałoby się nawrócić mnóstwo ludzi. Może brzmi to szokująco, ale naprawdę istnieje obecnie możliwość manipulowania opinią publiczną na dużą skalę za pomocą mediów. Skoro da się realnie wpływać na wyniki wyborów, da się też zapewne kształtować postawy religijne. Mówiąc w skrócie, nie jest już dziś wykluczona możliwość, o której mówił cytowany na początku redaktor naczelny kościelnego czasopisma. Nie jest wykluczone nawracanie innych. Już nie ogniem i mieczem, lecz odpowiednio dobranym przekazem medialnym.
Manipulacja i wolność
I tu wraca z naglącą siłą kwestia „nawracania się” i „nawracania innych”. Jezus wzywa zdecydowanie do tego pierwszego. Swoim wysłannikom do świata poleca „nauczanie”, „czynienie uczniów”, a więc jedynie wzywanie do nawrócenia, a nie sięganie po jakiekolwiek środki, aby do niego koniecznie doprowadzić. Jezusowe „Nawracajcie się” w żaden sposób nie narusza ludzkiej wolności, nie łamie wolnej woli człowieka.
Czy skorzystanie z dostępnych dzisiaj dzięki szeroko pojętym mediom środków wpływania na ludzkie działania i decyzje bez ich świadomości nie byłoby w swej istocie wejściem w cały zestaw pułapek? Na ile mieści się ono w tym, co nakazał Chrystus swoim Apostołom? Czy istotnie gotowi bylibyśmy w naszych czasach doprowadzać innych do nawrócenia (na pozór „nawrócenia się”), sięgając po różne rodzaje manipulacji? Czy wykorzystywanie ogromnej wiedzy o konkretnym człowieku, którą obecnie jesteśmy w stanie uzyskać i analizować dzięki technicznym możliwościom tzw. nowych mediów, nie byłoby drastyczną ingerencją w jego wolność?
Pytanie o możliwość „nawracania” z wykorzystaniem mediów to pytanie o realne możliwości dokonywania za ich pośrednictwem zmian ludzkich działań, postaw, decyzji, myślenia. Równocześnie jest to pytanie o poszanowanie w świetle tych możliwości ludzkiej wolności, wolnej woli każdego człowieka. W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania pomóc może znamienny fakt. W żadnym z dotychczasowych pięćdziesięciu pięciu papieskich orędzi na obchodzony w Kościele katolickim Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu nie pojawiło się dotychczas nigdy słowo „nawrócenie”. Szeroko pojęte media, wraz z ich rosnącymi możliwościami wpływu na ludzi, nie powinny być traktowane jako „narzędzia nawracania”. Ich zadaniem – wystarczająco wielkim – jest przekazywanie kolejnym ludziom Jezusowego wezwania do nawracania się i pozostawienie im całkowitej swobody w kwestii reakcji na to wezwanie. Powinni to rozumieć nie tylko redaktorzy naczelni kościelnych periodyków.
* * * *
Artykuł ukazał się z "Życiu Duchowym" nr 107/2021
Skomentuj artykuł