Dać się porwać słowom Jezusa

fot. depositphotos.com

Jeśli czekam na jakieś mocne słowo od Boga, to dziś z pewnością takie pada z ust Jezusa: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15). To wezwanie jest bardzo konkretne. Moje życie musi się zmienić. I to nie dlatego, że czekają mnie jakieś przykre konsekwencje, jeśli tak się nie stanie.

I nie dlatego, że ktoś ma lepsze argumenty na temat tego, jaki styl życia powinienem przyjąć, bo będzie dla mnie lepszy. Moje życie musi się zmienić, bo bliskie jest królestwo Boże – bo blisko jest Pan. A On może dać mi moc ruszyć we mnie to, co wydawało się nie do ruszenia, i ożywić to, co wydawało się być martwe jak głaz.

Nawrócić się nie oznacza podporządkować się regułom. Nawrócenie jest w pierwszej kolejności zmianą myślenia, a dopiero potem zmianą postępowania. Człowiek nawrócony odnalazł powód, dla którego zmienił swoje życie. Najpierw musi być jednak to odnalezienie, musi być dostrzeżenie bliskości Boga i uznanie, że On wzywa mnie do przewartościowania tego, co tworzy moje „ja” – że to, co dziś wydaje mi się moim fundamentem, moim punktem odniesienia, a nie jest zasadzone w Bogu, musi odejść w zapomnienie. Wiele jest takich rzeczy w moim życiu. Wiele jest takich spraw w Kościele. Trzymamy się ich kurczowo, bo dają nam złudne poczucie stabilności, jak gdyby tylko o to chodziło w wierze, by żyć w spokoju. Pielęgnujemy je i konserwujemy, choć już dawno straciły świeżość, którą dać może tylko Ewangelia. Stoimy w miejscu, na brzegu, nie idziemy głębiej, bo nie chcemy stracić gruntu pod nogami – ale przez to nie nauczymy się pływać.

Wezwanie Jezusa jest skierowane do mnie, a nie do kogoś innego, do kogoś bardziej ode mnie grzesznego – to muszę uznać, żeby rzeczywiście słowo mogło zacząć działać we mnie. Muszę poczuć się adresatem – zarówno tej zachęty do nawrócenia, jak i słów powołania: „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi” (Mk 1,17). Widzimy, jak radykalna jest odpowiedź galilejskich rybaków: „I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim” (Mk 1,18). Tutaj nie ma obliczania zysków i strat, zastanawiania się w nieskończoność, czy to aby na pewno będzie właściwa decyzja. Tu jest decyzja zostawienia w przeszłości dotychczasowego swojego życia, by rozpocząć życie nowe, a zarazem pełne niepewności. Bo nikt z nich nie wiedział, jak się to wszystko dalej potoczy. Pociągnęło ich jednak słowo, któremu nie byli w stanie się oprzeć.

Kiedy patrzymy na to, co zrobili przyszli Apostołowie, możemy pukać się w głowę, stwierdzając, że przecież nikt im nie zabraniał słuchać pięknych i porywających mów Mistrza z Nazaretu, a jednocześnie nie rezygnować ze swojej pracy przynoszącej utrzymanie. Dali się jednak porwać. Musieli w słowach Jezusa dostrzec coś więcej niż ciekawą opowieść o królestwie Bożym, które kiedyś przyjdzie, przynosząc Boży porządek. Dobra Nowina Jezusa była taka, że to królestwo jest już TERAZ, że ono jest już BLISKO, że to wszystko dzieje się właśnie TU, na ich oczach.

Nawoływanie Jezusa do nawrócenia różni się od tego, co widzimy w pierwszym czytaniu, w historii Jonasza. Nawrócenie mieszkańców Niniwy zdaje się być konsekwencją lęku, który zrodził się w nich po usłyszeniu słów proroka: „Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona” (Jon 3,4). Jezus nie grozi, nie ostrzega, lecz oznajmia: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15). Nawrócenie ma być powodowane bliskością Boga, którego przykazania nie są stawianiem wymagań, lecz zaproszeniem do przyjęcia miłości jako swojego stylu życia i do patrzenia na świat Jego oczyma – jako na przemijalny, będący jedynie przedsionkiem świata nowego, do którego od początku zmierza całe stworzenie: „Przemija bowiem postać tego świata” (1 Kor 7,31). Mam zachcieć zmiany swojego życia nie dlatego, że boję się potępienia, ale dlatego, że pragnę tę bliskość Boga, której zakosztować mogę już tu i teraz, przedłużyć w doświadczenie nieskończone.

Napisałem, że słowa wzywające do nawrócenia muszę odnieść do siebie, a nie rozglądać się na boki, zastanawiając się: „Do kogo to Jezus mówi? Bo na pewno nie do mnie…”. To bardzo istotne, bo po pierwsze rozwija to we mnie pokorę. Od razu zaznaczę, że nie chodzi o budowanie relacji z Bogiem na poczuciu winy spowodowanym świadomością własnej grzeszności, co wielokrotnie zarzuca się chrześcijanom. Prawdziwa pokora jest świadomością tego, kim się jest jako człowiek: owszem, jestem istotą ograniczoną i skończoną, ale zarazem powołaną do życia bez granic. I ta właśnie pokora będzie pozwalała mi na nieustawanie w ciągłym poszukiwaniu Boga: „Daj mi poznać Twoje drogi, Panie, naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami” (Ps 25,4). Nie zadowolę się tym, jaki jestem dziś. Nie okopię się w jednym miejscu, czekając na koniec świata. Lecz będę wciąż zadawać sobie pytanie, w jaki sposób mogę żyć Ewangelią tu i teraz, w tych konkretnych okolicznościach i wobec tych właśnie ludzi, którzy stanęli na drodze mojego życia.

I tu dochodzimy do tego, że dopiero samemu czując się wezwanym do nawrócenia, mogę zapraszać do tego procesu innych – ja jako ja (w moich prywatnych działaniach) i my razem jako Kościół. Bo wówczas zrobimy to z miłością i cierpliwością, a nie w sposób przemocowy, wystosowując zaproszenie do dołączenia do wspólnoty doskonałych, pod warunkiem, że ktoś zmieni to czy tamto, czyli się nawróci. O tym między innymi traktuje słynna deklaracja Fiducia supplicans: „W swej tajemnicy miłości, poprzez Chrystusa, Bóg przekazuje swojemu Kościołowi władzę błogosławienia. Błogosławieństwo, udzielone przez Boga ludziom i przekazane przez nich bliźnim, przekształca się w inkluzywność, solidarność i budowanie pokoju. Jest to pozytywne przesłanie pocieszenia, troski i zachęty. Błogosławieństwo wyraża miłosierny uścisk Boga i macierzyństwo Kościoła (…)” (nr 19).

Nie nawrócenie – rozumiane jako efekt, czyli już zaistniała zmiana – sprawia, że jest się blisko Jezusa, lecz przyjęcie wezwania do nawracania się ze względu na bliskość Boga, która jest bezwarunkowa. Bo nawracanie się to nie proces, który człowiek wykonuje własnymi siłami, by być doskonałym, lecz to praca, którą Boża miłość wykonuje nad ludzkim sercem, by je ożywić i uzdolnić do kochania: „Dobry jest Pan i prawy, dlatego wskazuje drogę grzesznikom. Pomaga pokornym czynić dobrze, uczy pokornych dróg swoich” (Ps 25,8-9). Nie doskonałość pozwala mi być blisko Jezusa, lecz bliskość z Jezusem pozwala być doskonałym: „Ten, kto prosi o błogosławieństwo, pokazuje, że potrzebuje zbawczej obecności Boga w swoich dziejach (…)” (Fiducia supplicans, nr 20).

Dlatego też Ewangelia jest Dobrą Nowiną – bo nie jest kolejnym zbiorem zasad, których należy bezwzględnie przestrzegać i którym trzeba dać po łbie ludziom je odrzucającym, lecz jest ona opowieścią o tym, jak Bóg w Chrystusie zbawia człowieka, jak go prowadzi po meandrach jego życia, jak go nie opuszcza i o nim nie zapomina. Widzimy to w obu wypowiedziach Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. (…) Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi” (Mk 1,15.17). Nawracajcie się, bo stało się to możliwe, bo będziecie mieli odtąd do tego siły pochodzące od samego Boga, bo królestwo Boże nie jest już schowane za mgłą przyszłości, lecz złączyło się z teraźniejszością. Pójdźcie za Mną, a ja przemienię wasze życie, pokażę wam nowe  horyzonty, pomogę wam odkryć w sobie to, czego dotąd nie dostrzegaliście. To jak? Damy się porwać tym słowom? Natychmiast czy może kiedyś, w jakimś lepszym czasie?

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dać się porwać słowom Jezusa
Komentarze (4)
MR
~Monika Radziak
21 stycznia 2024, 21:12
Wszyscy jesteśmy grzesznikami nie wiem czy jest jakieś porównanie mniej czy więcej grzeszni. Mamy szczęście że możemy grzeszyć i zostaje nam to wybaczone. Możemy popełniać błędy i je naprawiać uczyć się na grzechu. Zostawili wszystko bo mu ufali czuli się bezpiecznie jak z or,yjacielem
AC
~Andrzej Czerwiński
21 stycznia 2024, 15:46
Pewnie Autor daleko zajdzie w Kościele i to w krótkim czasie... skoro cytuje Fiducia supplicans.
SZ
~Szymon Zet
21 stycznia 2024, 13:53
No to proste pytanie: dostanę Komunię św. jak nie chodzę do spowiedzi? A nie chodzę, bo nie ufam księżom i nie umiem zadeklarować mocnego postanowienia poprawy, bo nie zgadzam się z niektórymi naukami KK, które kategoryzują pewne zachowania jako grzeszne. I w myśl zasad KK nie powinienem raczej otrzymać rozgrzeszenia.
TB
~Tadeusz Borkowski
28 stycznia 2024, 13:30
Szanowny Szymonie najpierw zastanów się co jest ważniejsze :Twoja opinia o tym czy coś jest złe czy opinia Boga. Jeżeli Ty uważasz , że Twoja opnia jest ważniejsza to raczej wierzysz w Siebie a nie Boga. Jeżeli tak ,to nie wierzysz w Boga tylko w siebie jako najwyższą instancję decydująca co jest dobre a co złe.