Dlaczego odmówiłem Ojcu?
Pytanie, które odruchowo rodzi się w moim sercu, kiedy słyszę przypowieść z dzisiejszej Ewangelii, brzmi: którym synem jestem? Odpowiedź nie jest tak jednoznaczna, jak by się mogło z początku wydawać, bo przecież bywam zarówno pierwszym, jak i drugim – w zależności od tego, czego dotyczy wola Ojca proszącego mnie: „Dziecko, idź i pracuj dzisiaj w winnicy” (Mt 21,28). Istotne jest jednak również to, jaka jest moja relacja z Ojcem – czy czuję się w niej całkowicie wolny, czy widzę w sobie Jego syna i czy jest On dla mnie autorytetem, za którego mądrością chciałbym podążać.
Ta przypowieść to nauka o pokorze, bez której trudno mówić o chrześcijaństwie. Pokorę widać przecież w postawie samego Jezusa: „On to, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi” (Flp 2,6-7). Dziś dookoła słyszymy o tym, że trzeba realizować swoje marzenia, wprowadzać w życie ambitne plany i zmiany, które pozwolą nam się rozwijać, a przede wszystkim być sobą i czuć się w tym nieskrępowanym. Nic więc dziwnego, że wiele osób, słysząc zaproszenie do pracy w winnicy Pana, czyli do życia w Kościele i korzystania z dostępnych w nim narzędzi Bożej łaski, które otrzymał od Zbawiciela, odwraca się i odchodzi w innym kierunku. Kościół ze swoimi zasadami i wewnętrznym prawem wydaje się być instytucją opresyjną i mającą niewiele wspólnego z Ewangelią, więc lepiej trzymać się od niego z daleka.
„Kilku starych dziadków nieznających życia wymyśliło sobie jakieś zasady, a ja mam się ich trzymać?” – usłyszałem kiedyś od przyjaciela. Przyznam, że bardzo mnie te słowa zabolały, bo przecież Kościół, który kocham, w którym jestem i w którym chcę nadal być, to coś zupełnie innego. Z drugiej strony dały mi też do myślenia, jak postrzegane są przez ludzi zasady, choćby nawet mające swe źródło w świętych słowach samego Boga, jeśli nie są zrozumiałe, jeśli nie widzi się ich uzasadnienia i jeśli wydają się oderwane od życia.
Takie wrażenie i takie reakcje potęguje z pewnością postawa części chrześcijan zewnętrznie wiernych literze prawa, a wewnętrznie (niekiedy całkowicie) oderwanych od Ducha. Ze śpiewem religijnych pieśni na ustach, nie połknąwszy jeszcze dobrze Ciała Pańskiego, w myślach (lub także i w słowach) złorzeczą innym, odsądzając ich od czci i wiary – bo przecież żyją w grzechach i w opozycji do Bożych przykazań, a tak nie można! Tacy ludzie co prawda odpowiedzieli pozytywnie na wezwanie do pracy w winnicy, ale jednak nie pracują nad sobą, by wzrastać w pokorze, a przez to być bliżej tych, których nazywają grzesznikami. Pisząc do Filipian, Paweł wzywa i nas: „(…) dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich. To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie” (Flp 2,2-5).
Na naszą uwagę zasługuje szczerość drugiego syna, który bez owijania w bawełnę wypalił do ojca: „Nie chcę” (Mt 21,30). To paradoksalnie pozwoliło mu później stanąć w prawdzie o sobie, przemyśleć swoją postawę i ostatecznie podjąć decyzję zgodną z wolą ojca. „Później jednak opamiętał się i poszedł” (Mt 21,30). Choć Ewangelia kwituje to krótkim zdaniem, syn ten przeszedł jednak długą wewnętrzną drogę. Niekoniecznie była ona długa w sensie czasowym – widać tu po prostu konkretną pracę nad sobą, badanie swoich emocji i odruchów oraz próbę znalezienia ich przyczyn: „Dlaczego tak odpowiedziałem ojcu? Czemu on prosił mnie o pracę? A może będzie to dla mnie dobre?”. Możemy wyobrazić sobie, że w sercu konfrontował swoją niechęć do pracy w winnicy i swoje odczucia ze smutnym wzrokiem ojca, któremu tak stanowczo odmówił.
To istotna umiejętność nie tylko w relacji z Bogiem, ale także w naszych stosunkach z ludźmi – zdobyć się na refleksję i przeanalizować to, co się dzieje w nas, jakie reakcje powoduje w drugim człowieku, a dzięki temu rozeznać, w jaki sposób można się do niego zbliżyć, zachowując przy tym swoją wolność i jednocześnie szanując granice innych. Prorok Ezechiel wprost pisze, że pozwala to wejść na drogę pokory, która prowadzi do życia: „A jeśli bezbożny odstąpił od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu. Zastanowił się i odstąpił od wszystkich swoich grzechów, które popełniał, i dlatego na pewno żyć będzie, a nie umrze” (Ez 18,27-28).
To wszystko, co wyciągnęliśmy z danego nam dziś Pańskiego słowa, pięknie spinają słowa Psalmisty. Praca w winnicy, do której zaprasza nas Ojciec, to nieustanne rozeznawanie właściwej ścieżki w każdej sytuacji, kiedy muszę podjąć wiążącą decyzję: „Daj mi poznać Twoje drogi, Panie, naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami. Prowadź mnie w prawdzie według swych pouczeń, Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję” (Ps 25,4-5). To także przyznanie się do błędu – do tego, że postąpiłem po swojemu, nie biorąc pod uwagę Bożej mądrości: „Nie pamiętaj mi grzechów i win mej młodości, lecz o mnie pamiętaj w swoim miłosierdziu ze względu na dobroć Twą, Panie” (Ps 25,7). W winnicy Pana będę się rozwijać tylko wtedy, gdy widzieć będę w sobie samym Jego ukochane dziecko przekonane o miłości Ojca: „Dobry jest Pan i łaskawy, dlatego wskazuje drogę grzesznikom. Pomaga pokornym czynić dobrze, uczy ubogich dróg swoich” (Ps 25,8-9).
Nie zgoda wyrażona w słowach, ale wewnętrzne przekonanie o tym, że jest to dla mnie dobre – tylko to pozwala człowiekowi wypełnić wolę Ojca. Kiedy doświadczy się grzechu i jego niszczących skutków, dużo łatwiej zdobyć się na pokorny powrót do winnicy Pana: „Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wy mu nie uwierzyliście. Uwierzyli mu zaś celnicy i nierządnice” (Mt 21,31-32). Raz jestem pierwszym, a raz drugim synem – ważne, bym z każdej z tych sytuacji wyciągnął odpowiednie wnioski. „Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: «Co myślicie?»” (Mt 21,28). Ta przypowieść miała ich pobudzić. Jezus nie wypowiada tych słów, by ich skreślić, lecz wezwać do przemiany.
Skomentuj artykuł