Bóg, który uwalnia z samotności [WYWIAD]

(fot. Martyna Tola Piotrowska)
Katarzyna Olubińska/ Kamila Kuboth-Schuchardt i Tomek Schuchardt

Kiedyś udało mi się przekonać Tomka do udziału w Eucharystii, a wtedy ksiądz, który ją odprawiał, jak na złość zrobił "polityczną" mszę. Byłam załamana - opowiada Kamila Kuboth-Schuchardt.

Z Kamilą i Tomkiem Schuchardtami, małżeństwem aktorów młodego pokolenia, spotkałam się w ich nowym przytulnym mieszkaniu na Mokotowie, dosłownie kilka dni po tym, jak się tam wprowadzili. Tego dnia za oknami czuć było przejmujący ziąb, więc delektowaliśmy się pyszną rozgrzewającą herbatą. Czasami z prostych gestów, na przykład ze sposobu, w jaki ktoś podaje herbatę drugiej osobie, można wyczytać, co tych ludzi łączy. Obserwując Kamilę i Tomka, miałam nieodparte wrażenie, że patrzę na ludzi zakochanych w sobie z taką szczerością i oddaniem, że nic poza tym nie jest ważne. Żarty, przekomarzanki i sposób, w jaki na siebie patrzyli, nie pozostawiały wątpliwości, że za taką bliskością musi stać coś - albo raczej Ktoś - więcej…

(fot. Martyna Tola Piotrowska)

DEON.PL POLECA

KASIA: Co dla was oznacza wiara na co dzień?

TOMEK: Dla mnie wiara jest przede wszystkim bezpieczeństwem. Każdy, kto żyje w związku, od czasu do czasu potrzebuje chwili dla siebie. Takiej swojej samotności. Czasu oddechu i zbierania sił. Szukamy tego czasu, pielęgnujemy go sobie. Taką samotność bardzo też cenimy. Jednak myślę, że prawdziwie da się z nią żyć tylko wtedy, kiedy na co dzień wcale nie jesteś sam. Jeśli masz rodzinę, przyjaciół, ukochaną kobietę, wtedy łatwo jest powiedzieć: "Lubię samotność". Wiara jest dla mnie zapewnieniem, że nigdy nie jestem sam, cokolwiek by się działo. Ktoś nade mną czuwa, Ktoś się mną opiekuje. W wierze przestałem się bać. W wierze znalazłem
Kamę… (śmiech).

Kto kogo pierwszy odnalazł?

KAMILA: Zdania są podzielone i cały czas nie możemy jasno tego ustalić (śmiech). Myślę, że każdy człowiek ma swój kodeks, według którego działa, i te kodeksy są różne. Moim jest moja wiara. Nie chodzi tylko o jakiś regulamin, zbiór praw i obowiązków. To raczej drogowskazy. Wskazują, jak żyć z drugim człowiekiem.

Chrześcijaństwo dla mnie jest "ukochiwaniem" drugiego człowieka, skupianiem się i "wmyślaniem" w niego. Żyjemy jednak w świecie, którym rządzą zupełnie inne prawa. Jak pogodzić tę wiarę z koniecznością przetrwania w tym świecie, gdzie nie wszyscy grają fair - zwłaszcza w show-biznesie? Gdzie trzeba, na przykład, zawalczyć o rolę? Zło bardzo krzyczy, ale to nie znaczy, że jest go więcej. Owszem, w każdym środowisku można znaleźć ludzi, którzy idą do celu po trupach.

Takie osoby najczęściej robią wokół siebie dużo zamieszania, ale dalej twierdzę, że nie jest ich więcej. Przepychanki, postępowanie nie fair, zawiść, zazdrość - to oczywiście też nas otacza, ważne jednak, jak na to odpowiemy. Zazdrość jest ludzka, może motywować do działania i rozwoju. Ważne, by nie przerodziła się w zawiść i złorzeczenie, bo to niszczące emocje.

Myślę, że chorobą doskwierającą ludziom jest samotność. Z samotności bierze się folgowanie najgorszym instynktom. Ja się uczę, żeby w sytuacjach trudnych nie osądzać i nie oceniać zbyt łatwo drugiego człowieka, bo nie wiadomo, z czym się zmaga. Ważniejsze, by postarać się go zrozumieć, a jeśli się po ludzku nie uda, to się za tę osobę pomodlić. Co prawda łatwo nam o tym mówić, kiedy jest przyjemnie, kiedy tak sobie wszyscy siedzimy na kanapie, popijając herbatkę…

(fot. Martyna Tola Piotrowska)

To, o czym mówisz, jest dla mnie definicją miłosierdzia. Gdyby każdy tak podchodził do innych, byłoby mniej kłótni i ciśnienia dookoła nas. Skąd brać siłę do takiej postawy wobec zła i krzywdzących zachowań?

TOMEK: Dla mnie to jest proste. Przede wszystkim nie komplikować sobie życia. Tam, gdzie mogę, upraszczam. Wiara pomaga mi żyć prosto. Wcale nie ma więcej zła, więcej zawiści niż dobra. Staram się zła nie zauważać, zapominać je, selektywnie wyrzucać z mózgu. Poza tym, co oznacza stwierdzenie, że "świat jest zły"? Kto to powiedział? Dlaczego tego słuchać? Interesuje mnie dobro. Wcale nie jest go mniej.

KAMILA: Wolimy się skupiać na dobrych emocjach i dobrych rzeczach, bo jest ich naprawdę bardzo dużo, także w tym "naszym" świecie, w show-biznesie. Codziennie spotyka nas wiele cudów: szczerych uśmiechów, czułych gestów czy bezinteresownej pomocy. Trzeba tylko otworzyć na to oczy, a nie trzymać je szczelnie zamknięte, uważając, że świat jest tylko zły. Można wtedy wiele przeoczyć…

Mówicie, że wiara jest dla was siłą i drogowskazem. Jak to działa w praktyce? Kiedy ostatnio tak było, w jakiej sytuacji?

KAMILA: W naszym zawodzie często zdarza się rozmawiać o duchowości, metafizyce, czymś ponad zrozumieniem. Podczas pracy nad jedną sztuką miałam takie zadanie, żeby wcześniej przygotowanym fragmentem tekstu opowiedzieć o duchowości, o duchowym kontakcie. Kiedy byłam w trakcie opowiadania, reżyser przerwał mi, wskazując brak zaangażowania osobistego, to znaczy podważył moje pojęcie o duchowym przeżyciu.

Jego opinia bardzo mnie zabolała, więc powiedziałam, że się myli, bowiem codziennie doświadczam choćby namiastki duchowej bliskości. Reżyser zamilkł, po czym zaczął dopytywać. Opowiedziałam wtedy o doświadczeniu modlitwy i sile płynącej z niej, o uldze i spokoju, jakie przynosi zaufanie Bogu, o realnym i bardzo konkretnym uwolnieniu od strachu, który mnie paraliżował. Kiedy rozmawiamy, często wymiana zdań jest tak szybka, że niemal trzeba się wpasowywać w oddech kolegi. Tymczasem wtedy chyba przez piętnaście minut mówiłam i cała grupa słuchała ze skupieniem. Po tym, co powiedziałam, wielu kolegów podeszło do mnie i poprosiło o modlitwę.

A dla ciebie, Tomku, kiedy wiara była ostatnio siłą, drogowskazem?

TOMEK: Opiszę to w mojej książce pod tytułem Wiara użytkowa… (śmiech). A tak serio, miałem rozbrat z wiarą. Po tym, jak przez wiele lat byłem ministrantem i lektorem, przyszedł kryzys wiary. Przechodziłem bunt i podważyłem wszystko. Może musiałem to przewartościować w swojej głowie. Po nieudanej próbie obalenia wiary w moim życiu wszystko stało się łatwiejsze. Dzisiaj, gdy słyszę o "moherowej" wierze, o katolach, o słabości, ułomności, że wiara jest zaściankowa, że jest średniowieczem - nie emocjonuję się, ale rozumiem. Mało tego, z wieloma argumentami się zgadzam.

A jednocześnie wiem, że ludzie bywają słabi. Słabość zdarzy się i moherowej babci, i pseudokibicowi, i księdzu, i mnie. Bo ja też bywam słaby, natomiast w wierze znajduję siłę. Ludzie niewierzący nie mają takiej siły w niewierze, jaką ja mam w wierze (śmiech).

Mówisz jednak, że twoje wątpliwości sprawiły, że miałeś przerwę od Kościoła. Co cię skłoniło do powrotu?

TOMEK: Skłoniła mnie Kama (śmiech). Zachęcała mnie: "Spróbuj poszukać". Kama i dominikanin ojciec Adam Szustak. Trochę wcześniej przed poznaniem Kamy dostałem się do szkoły teatralnej w Krakowie na wydział aktorski. Na wydział reżyserii dostał się właśnie Adam Szustak i pamiętam, jak chodziliśmy razem na zajęcia z teorii dramatu. Bardzo mi zaimponował, kiedy odbierał indeks w sandałach i białym habicie. Zaimponował mi swoim świadectwem.

Wtedy poznałem też Kamę i zacząłem chodzić na akademickie msze do kościoła Dominikanów w Krakowie, które prowadził właśnie ojciec Adam Szustak.

Zawsze tak chętnie chodził z tobą na te msze?

KAMILA: Początki były trudne. Najpierw przychodził po mnie po mszy i odprowadzał do akademika. Ja w każdą niedzielę ponownie zapraszałam go do wspólnej modlitwy, ale on uparcie przychodził po mnie po kościele… Pamiętam, jak kiedyś udało mi się go przekonać do udziału w Eucharystii, a wtedy ksiądz, który ją odprawiał, jak na złość zrobił "polityczną" mszę. Grzmiał też, że jesteśmy grzesznikami, w niedzielę chodzimy do sklepów, a pod koniec mszy zachęcił do kupowania w sklepiku parafialnym. Byłam załamana, a Tomek wychodził z kościoła wkurzony. Rozumiałam to i czekałam.

Ta złość jeszcze chwilę trwała, ale na szczęście Tomek miał wiarę zasianą w sercu od dzieciństwa. W końcu piętnaście lat był ministrantem. Dużo rozmawialiśmy o Bogu, kościele i modlitwie. O ciekawości w poszukiwaniu i radości odnajdywania. Modliłam się też o powrót Tomka do kościoła i w końcu się tak stało.

A co do politycznych kazań i trudnych kaznodziejów, to przecież księża też ludzie i mogą być słabi jak my wszyscy. Nie każdy musi mieć talent do głoszenia. W dużym mieście jest łatwiej, bo możemy szukać księży, którzy mówią tak, że nas przyciągają do Kościoła. Mamy do tego prawo. My odnaleźliśmy się w kościele Dominikanów.

Na ile wiara i Bóg pomogły wam w miłości, w narzeczeństwie, w małżeństwie?

TOMEK: Myślę, że są rzeczy dla każdej wiary konkretne i niepodważalne, jak dla naszej wiary dziesięć przykazań. To są nasze podstawy. To, co mam teraz na ręce, mówię o obrączce, jest dla mnie pomocą i ułatwieniem, a nie przekleństwem. Załóżmy, że jak to w życiu bywa - pojawia się między nami jakiś konflikt. Patrzę na obrączkę, i mówię: "Nie lubię cię, Kama, takiej, ale nie przestałem cię kochać".

Jest to oczywiście skrót i duże uproszczenie, ale sens niezmienny. Zawarcie sakramentu małżeństwa, na który się zdecydowaliśmy dosyć późno, bo po siedmiu latach znajomości, mówi, że kocham Kamę do końca życia. Mocno tego doświadczamy na co dzień, że wiara pomaga w miłości.

KAMILA: Każdy związek przechodzi różne etapy. Do etapu narzeczeństwa i małżeństwa trzeba dojść. Jednym zajmuje to więcej czasu, innym mniej. Mnie wiara bardzo pomogła w podjęciu decyzji. Przecież to nie jest tak, że znajdujesz tę jedynie pasującą do ciebie połówkę jabłka, że królewicz na białym koniu i płatki róż…

Małżeństwo to przede wszystkim bardzo odpowiedzialna decyzja, w której całkowicie musisz zaakceptować drugiego człowieka, by zacząć z nim budować wspólne życie. Bierzesz poniekąd odpowiedzialność za jego szczęście. Tym, co nam niezwykle pomogło w czasie przygotowań, było wspólne słuchanie konferencji ojca Szustaka z cyklu "Pachnidła".

To rozważania Pisma Świętego, a zwłaszcza Pieśni nad Pieśniami. Na początku słuchaliśmy ich razem, a później wyłączaliśmy komputer i wracaliśmy do swoich zajęć - niby nic się nie działo. Z czasem zaczęliśmy zadawać sobie pytania, do postawienia których zachęcał właśnie ojciec Adam w swoich konferencjach. To nas bardzo zbliżyło. Ojciec przekonywał, że jeśli są w związku jakieś niedomówienia, niewyrażone pragnienia i tajemnice, to trzeba sobie o tym koniecznie przed ślubem powiedzieć.

"Pachnidła" są w ogóle super dla każdej pary, wierzącej czy niewierzącej. Poruszają wszystkie ważne związkowe kwestie, od finansowych do duchowych, i podkreślają, jak ważną rolę w związku ma dialog. Mimo że jesteśmy ze sobą już dziewięć lat, ja ciągle odkrywam w Tomku rzeczy, których o nim nie wiedziałam. To jest niesamowite w byciu razem! Podeszliśmy do przygotowań do ślubu duchowo i to był dobry czas. Samo przyjęcie sakramentu było cudownym i świadomym przeżyciem, deszczem bardzo konkretnych łask - boskich podarunków.

Całą rozmowę przeczytacie w książce "Bóg w wielkim mieście"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg, który uwalnia z samotności [WYWIAD]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.