Czy czujesz w sercu adwentowe napięcie?

Czy czujesz w sercu adwentowe napięcie?
fot. unsplash.com

Taki jest właśnie adwent, takie jest też całe życie chrześcijanina – radość oczekiwania zmieszana ze świadomością tego, że jeszcze nie jesteśmy gotowi na spotkanie z Przychodzącym.

Różowy kolor szat, jaki obowiązuje w liturgii III niedzieli adwentu zwanej Niedzielą Gaudete, to mieszanina bieli oznaczającej radość z fioletem nawrócenia. Z jednej strony docierają do nas słowa św. Pawła wzywające do radości z bliskości Pana: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!” (Flp 4,4). Z drugiej jednak strony równie mocno rozbrzmiewają napomnienia i wezwanie do nawrócenia kierowane do nas przez Jana Chrzciciela. Taki jest właśnie adwent, takie jest też całe życie chrześcijanina – radość oczekiwania zmieszana ze świadomością tego, że jeszcze nie jesteśmy gotowi na spotkanie z Przychodzącym.

Nawrócenie może czasem wydawać się nam dość abstrakcyjnym pojęciem. Rozumiemy, że jest ono obowiązkiem każdego, kto chce rozwijać życie duchowe i pogłębiać swoją relację z Bogiem. Wiemy też, że każdy człowiek zawsze ma z czego się nawracać, zawsze ma co zmieniać w swoim życiu. Na czym jednak konkretnie powinno polegać nawrócenie?

Odpowiedzi, jakich udzielił Jan Chrzciciel ludziom pytającym go o praktyczny jego wymiar, zaskakują niezwykłą prostotą: „Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni. (…) Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono. (…) Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie” (Łk 3,11.13.14). Okazuje się, że nawrócenie nie polega na podejmowaniu heroicznych zadań, lecz na odkrywaniu Boga w prostocie codzienności: „Niech wasza łagodność będzie znana wszystkim ludziom: Pan jest blisko! O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem” (Flp 4,5-6).

DEON.PL POLECA


Jan Chrzciciel pytany przez tłumy o to, co należy czynić, odwołuje się do wartości ogólnoludzkich, ukazując, że podstawową i pierwszą drogą prowadzącą do nawrócenia jest to, co rozumiemy pod nazwą „złota reguła”. Występuje ona w różnych systemach etycznych i znana jest ludzkości od zarania dziejów. W Ewangelii możemy znaleźć ją choćby w Kazaniu na Górze: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!” (Mt 7,12). Zaraz potem jednak Jan Chrzciciel dodaje: „(…) idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem” (Łk 3,16). Chrystus da Ducha Świętego, dlatego też podniesie moralną poprzeczkę. Nie robi tego, żeby przytłoczyć człowieka, ale dlatego, że najpierw daje mu Ducha, daje łaskę pozwalającą osiągnąć to, co wyznaczył.

Często zarzuca się, że niektórzy próbują sprowadzić chrześcijaństwo do „dobroludzizmu” (wybaczcie mi ten neologizm, ale bardzo go lubię) – wystarczy być dobrym człowiekiem. Owszem, gdyby o to tylko w naszej wierze chodziło, byłoby to wielkim spłyceniem przesłania Ewangelii. No i w sumie po co wtedy przyjście Jezusa na świat, po co Wcielenie, Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie? To całe dzieło zbawcze Chrystusa nabiera dla nas sensu, jeśli rozumiemy je właśnie jako… zbawcze, czyli otwierające bramy Nieba.

Jednakże nie można być dobrym chrześcijaninem, jeśli najpierw nie będzie się dobrym człowiekiem. Życie według Ewangelii od tego się zaczyna – od uporządkowania codziennych, ludzkich, zwyczajnych spraw. Od dbałości o dobre relacje z innymi osobami. Od kultury osobistej. Od sumienności w wypełnianiu swoich obowiązków. Od uczciwości w pracy i w stosunkach z innymi ludźmi. Od życzliwości i gotowości niesienia pomocy. Od zainteresowania losem drugiego człowieka. To wszystko jest fundamentem, na którym można dopiero zacząć stawiać wspaniałe pałace duchowości.

Pięknie przeżywane człowieczeństwo toruje Ewangelii drogę do ludzkich serc. Z dobrymi ludźmi, którzy pięknie żyją, roztaczając wokół siebie aurę miłości, po prostu chce się być, chce się z nimi rozmawiać, chce się słuchać ich świadectwa o Jezusie, który zmienia ich życie. Chrześcijaństwo nie jest „dobroludzizmem” – jest czymś znacznie więcej. Lecz zaczyna się właśnie od tego, że uczniowie Chrystusa starają się być po prostu dobrymi ludźmi.


Dzisiejsza liturgia wzywa nas do radości, ale… z czego tu się tak cieszyć, skoro trzeba się nawracać, przygotowywać swoje serce, zmagać się z własnymi słabościami i stawiać czoła grzechom? Prorok Sofoniasz podsuwa nam odpowiedź: „Pan oddalił wyroki na ciebie, usunął twego nieprzyjaciela; Król Izraela, Pan, jest pośród ciebie, już nie będziesz bała się złego. (…) Pan, twój Bóg jest pośród ciebie, Mocarz, który daje zbawienie” (So 3,15.17).

To nie my pierwsi przychodzimy do Pana, ale to On jest Przychodzącym. To nie my przygotowujemy się na Jego przyjście, ale to On swoją łaską robi sobie miejsce w naszych sercach. Pan jest z nami – i to jest prawdziwy powód naszej radości! Nawrócenie, poza tym, że jest zmianą życia, jego uporządkowaniem według Ewangelii, jest przede wszystkim odkryciem Boga jako bliskiego człowiekowi i troszczącego się o niego. Łukasz Ewangelista podsumowuje wypowiedź Jana Chrzciciela, dodając: „Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę” (Łk 3,18). Z jednej strony napomnienia, które mają przywołać człowieka do porządku, ale z drugiej strony przede wszystkim dobra nowina, która daje radość i nadzieję.

We odczytywanym dziś fragmencie Łukaszowej Ewangelii zauważyć możemy pewne napięcie towarzyszące uczniom Jana dopytującym: „Cóż mamy czynić?” (Łk 3,10). Jest to pozytywne napięcie, które motywuje ich do działania. Ludzie pytają i usilnie szukają odpowiedzi, a wręcz się jej domagają: „(…) lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest on Mesjaszem (…)” (Łk 3,15). Czują, że oto spełnia się dana ich przodkom obietnica. Rozumieją, że na ich oczach dzieje się coś naprawdę wielkiego.

Patrząc na ich zachowanie, możemy przyjrzeć się własnemu wnętrzu. Jak reagujemy na adwentowe zdanie powtarzane jak mantra, niemalże do znudzenia: „Pan jest blisko!” (Flp 4,5)? Czy my, chrześcijanie XXI wieku, mamy dzisiaj w sobie takie napięcie, jakie towarzyszyło ludziom współczesnym Jezusowi? Czy adwent wzbudza w nas zainteresowanie Bożymi sprawami? Czy czujemy bliskość Chrystusa i Jego Królestwa? Czy jest to bliskość na tyle intensywna, że ma realny wpływ na nasze życie i postępowanie.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Tomasz Ponikło

Poruszająca książka o ostatnich latach życia ks. prof. Józefa Tischnera

Przez lata przekazywał nam mądrość ludzi gór, bo jak wiadomo greccy filozofowie to też górale. Niósł ciężkie brzemię nauczyciela solidarności. Pokazywał, jak myśleć według wartości...

Skomentuj artykuł

Czy czujesz w sercu adwentowe napięcie?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.