"Cierpienie to łaska". To bardzo niebezpieczne stwierdzenie

fot. DANNY G

„Cierpienie to łaska, na której można zbudować Niebo już tu na ziemi, mówią o tym święci i męczennicy” – napisała jedna z komentatorek pod moim ostatnim wpisem zainspirowanym cytatem z listu Flannery O’Connor.

To są bardzo niebezpieczne twierdzenia z punktu widzenia życia duchowego. Wielkie uproszczenia, a nawet nieporozumienia, niezrozumienie tego, o czym pisali święci. Proszę to powiedzieć dzieciom głodującym, maltretowanym, wykorzystywanym seksualnie, zawstydzanym, upokarzanym. Proszę to powiedzieć osobom w głębokich depresjach, nerwicach, schizofrenii. Proszę to powiedzieć rodzicom, których dziecko cierpi od urodzenia na nieuleczalną chorobę. Proszę to powiedzieć osobie sparaliżowanej, przykutej do łóżka lub wózka. Proszę to powiedzieć ludziom cierpiącym z powodu utraty domu, bliskich. Zobaczy Pani, jak na to zareagują.

Trzeba niezwykłej dojrzałości duchowej i przemiany serca, aby mimo takich doświadczeń dostrzegać miłość Boga, aby wierzyć, że ona jest niezmienna, chociaż doświadcza się tyle zła. Długa droga prowadzi do takiego odkrycia. I nie dochodzi się tam wyłącznie o własnych siłach.

DEON.PL POLECA

Rzucanie takich haseł i uproszczeń jest obrazą Boga. Chrześcijańskie podejście do cierpienia jest paradoksalne, pozornie sprzeczne. Jedną stroną tego paradoksu, o jakiej nigdy nie należy zapominać jest to, że każde cierpienie samo w sobie jest złem. Samo w sobie nie ma żadnej pozytywnej wartości. Jest skandalem, zgorszeniem. Nie można z niego samego czynić narzędzia udoskonalenia człowieka. Bo cierpienie także jest skutkiem grzechu, oprócz tego, że jest tajemnicą. Jeśli wykazujemy „dobroć” cierpienia, twierdzimy także, że w sumie grzech jest potrzebny do zbawienia. To jest właśnie chrześcijańska pokusa cierpiętnictwa i doloryzmu.

Na Sądzie Ostatecznym będziemy zapytani o to, czy ulżyliśmy w cierpieniu tym, którzy cierpieli. Jezus nie będzie nas pytał, czy wykazaliśmy im wartość doznawanego przez nich cierpienia, lecz czy w miarę naszych możliwości przyszliśmy im z pomocą. Cierpienie i ból należy zwalczać dopóki jest to w naszej mocy, także minimalizować ich przyczyny, a nie „uduchawiać” i twierdzić, że mają jakąś wartość pozytywną. Chrześcijaństwo w swym rdzeniu zawsze sprzeciwiało się cierpieniu, choć właśnie pojawiały się różne ekscentryczne podejścia do cierpienia, nie inspirowane Bożym Duchem, lecz podszeptami ojca kłamstwa, który w zależności od tego, jak pasuje mu to do zgubnego celu, raz do krzyża prowadzi, a innym razem od niego odciąga.

A teraz druga strona tego paradoksu, który chyba jeszcze trudniej zobaczyć. Kiedy święci piszą o wartości cierpienia, piszą to z pozycji wielkiej miłości Boga, którą już żyją, którą już przyjęli. Wtedy zupełnie inaczej patrzą na świat, także na zło. Używają często skrótu myślowego, pewnego przeskoku myślowego. Nie twierdzą jednak, że cierpienie jest dobre. Mogą natomiast pisać, że warto cierpieć, także za innych i łączyć się tak z ofiarą Chrystusa, ale tylko wtedy, gdy człowiek zostanie do tego uzdolniony, umocniony łaską. Jeśli św. Teresa z Avili pisze: „Kto Go bardzo miłuje, ten zdolny jest wiele wycierpieć dla Niego”, to nie zachęca do szukania cierpienia, lecz przyjęcia tego, co przychodzi. Czasem rzeczywiście Bóg może obdarzyć i wezwać wybrane osoby do znoszenia wielkiego cierpienia. Ale nie czynią tego własną mocą. Przyjęcie ze spokojem cierpienia, które nas spotyka, ma być odpowiedzią na doświadczoną miłość Boga, nie może być jakimś moralnym wyczynem człowieka, który będzie woluntarystycznie udowadniał sobie, jaki jest silny, bo znosi dla Boga cierpienia.

Chciałbym tu przytoczyć niezwykle mądre i na wskroś ludzkie słowa Piusa XII, który mówił tak do lekarzy w 1956 roku: „Wzrost miłości do Boga i zawierzenie Jego woli nie wynika z samych cierpień, które przyjmujemy, ale z intencji woli wspieranej łaską; u wielu umierających intencja ta może się umocnić i ożywić, jeśli ulżymy ich cierpieniom, ponieważ cierpienia te pogłębiają stan słabości i fizycznego wyczerpania, krępują wzlot duszy i podkopują siły duchowe, zamiast je podtrzymywać. Natomiast eliminacja bólu zapewnia odprężenie organizmu i psychiki, ułatwia modlitwę i umożliwia bardziej wielkoduszny dar z siebie”

Papież wyraźnie pisze, że cierpienie samo w sobie nie może być traktowane jako środek uświęcający. Owszem, cierpienie jest jak mąka, z której wypieka się chleb, ale łaska jest zakwasem i zaczynem. Z samej mąki chleba nie będzie. Ból i cierpienie należy uśmierzać tak dalece jak tylko się da, ufność do Boga i miłość do Niego rośnie w inny sposób. Kiedy już jednak człowiek otrzyma taką „dozę” łaski i miłości, wtedy rzeczywiście nawet cierpienie może go doprowadzić do większej miłości Boga. Prefacja o męczennikach zwraca się do Boga w taki sposób: „Ty sprawiasz, że moc w słabości się doskonali i umacniasz słabych ludzi do złożenia świadectwa wierze”. Męczennicy nie dlatego oddali życie za Chrystusa, że dostrzegli wielką wartość w cierpieniu, ale dlatego, że miłość Boga, którą przyjęli pozwoliła im znieść ból i cierpienie – jako coś złego i zadanego przez grzesznych ludzi. Na tym właśnie polega świadectwo męczeństwa: świadkowie Chrystusa pokazują swoim spokojem, że jakaś inna moc w nich działa, skoro nie reagują na cierpienie i ból jak człowiek zwykle reaguje. Męczeństwo jest też przygotowywane przez Boga w życiu człowieka przez dłuższy czas. Nie jest wymaganiem stawianym człowiekowi nagle, jakby oderwanym od tego, co dotąd się działo.

Francuski teolog pisze: „Jezus kocha, cierpiąc, i cierpi, kochając (…) Tym, co nas zbawia, nie jest jednak cierpienie samo w sobie – zbawia nas miłość, z jaką Jezus zaakceptował, przeżył i przezwyciężył cierpienie” (Bernard Sesboue SJ)

Tak, chodzi o to, by nie uciekać przed cierpieniem, nie negować ani jego istnienia ani się nie odurzać. Nie należy jednak szukać cierpienia dla jego rzekomej wartości zbawczej. Mielibyśmy wówczas do czynienia ze skandalicznym obrazem chrześcijaństwa i samego Boga. Mamy przyjmować, ile tylko możemy miłość Boga, abyśmy potem mocą tej miłości mogli mężnie przecierpieć cierpienie, które nas spotyka. Ani rezygnacja ani pragnienie cierpienia nie jest postawą Chrystusa. Jezus wskazuje drogę do tego, jak radzić sobie z nieuniknionym cierpieniem, aby nas nie zniszczyło. Nie uczynimy tego jednak własnymi siłami, silną wolą, pobożnymi frazesami, gloryfikacją cierpienia. Tylko miłość Boga może nam pomóc w przyjęciu cierpienia i może rzeczywiście wyprowadzić z niego jakieś dobro, ale nie w tym sensie, że cierpienie rodzi dobro, ale miłość Boga potrafi z cierpienia uczynić coś dobrego.

Cierpiętnictwo i chrześcijański doloryzm jest pozorem dobra, niezwykle groźnym. Bo wierzący sądzi, że Bóg wymaga cierpienia jako takiego, aby dokonać zbawienia człowieka. Sakralizuje cierpienie. Nie, Bóg oczekuje, abyśmy przyjmowali Jego łaskę i miłość. Chrystus na krzyżu nie ogłasza cierpienia czymś dobrym.

„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mk 8, 34) W centrum tej wypowiedzi nie stoi krzyż, lecz pójście za Jezusem. Nie należy szukać krzyża, aby naśladować Jezusa, lecz naśladować Jezusa, a skutkiem tego często jest przyjęcie krzyża. To subtelna różnica, ale jakże ważna.

I tu zacytuję na koniec jeszcze także mądre słowa Maxa Schelera:

„Wezwanie, aby cierpieć we wspólnocie z Chrystusem i w Chrystusie, jest zakorzenione w jeszcze bardziej centralnym wezwaniu, by miłować tak samo jak Chrystus i w Chrystusie. A więc źródłem wspólnoty miłości nie jest wspólnota krzyża, ale wspólnota krzyża jest zakorzeniona we wspólnocie miłości”.

Wpis pierwotnie ukazał się na Facebooku Dariusza Piórkowskiego SJ.

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Cierpienie to łaska". To bardzo niebezpieczne stwierdzenie
Komentarze (36)
AC
Agnieszka Ciszewska
3 kwietnia 2023, 14:20
Dzięki serdeczne za mądry i pocieszający artykuł!
28 maja 2020, 08:46
Cierpiec albo umrzec.. Sw.Teresa z Avila
TS
~Taki Sobie
4 czerwca 2020, 22:49
No to do dzieła Andrzeju :)
JL
Jerzy Liwski
25 maja 2020, 14:06
Szczęście doczesne jest największym współczesnym bożkiem. Znacznej części księży, kaznodziejów etc wydaje się, że jeżeli ukażą Boga jako dawcę tego szczęścia doczesnego to ludzie zaczną oddawać cześć Bogu...
TB
~tadeusz Borkowski
28 maja 2020, 11:08
To nie jest duszpasterstwo tylko przekupstwo.
TJ
~Tylko Ja
25 maja 2020, 07:49
Ciekawi mnie ilu z Was negatywnie komentujących artykuł odmawia wzięcia tabletki przeciwbólowej przy bólu głowy? Stoicie nad łóżkiem cierpiącego i cieszycie się jaki to on szczęśliwy, bo mu aniołowie zazdroszczą? Maryja stała pod krzyżem i się cieszyła? Bardzo roztropny artykuł. Szukanie cierpienia na siłę jest grzechem i trudną do zauważenia pułapką.
HK
Heniek Klein
24 maja 2020, 22:45
Przecież autor w żadnym fragmencie nie napisał że cierpienie nigdy nie ma wartości. Ale żebu tą wartość miało, musi z niego wynikać jakieś dobro. Wzmocnienie w wierze. Przysłowiowe oddanie życia za przyjaciół. Wspaniały i dobry przykład dla innych. Proszę jednak zwrócić uwagę, że do tego dobrego efektu konieczne jest aby ten którego dotknęło miałsiłę, wiarę i hart aby to cierpienie w coś dobrego przekuć. W sobie, w bliźnich, w świecie. I łaską jest siła i wiara cierpiącego dzięki której to coś dobrego może powstać. Bez tego cierpienie nic nie daje - oprócz samej udręki. I o tym jak sądzę jest ten artykuł.
TB
~Tadeusz Borkowski
24 maja 2020, 15:19
Jezus Chrystus, męczennicy dobrowolnie zgadzali się na cierpienie. Nie mieli racji? Jakie dobro by było gdyby Jezus nie cierpiał?Nie ma większej miłości niż gdy ktoś odda życie swoje za przyjaciół swoich. To słowa Jezusa z Ewangelii. Mylił się? Temat cierpienia jest bardzo trudny natomiast ten tekst jest zbyt powierzchowny. Brak tu precyzyjnych definicji najważniejszych pojęć. Np: cierpienie- jeden cierpi gdy nie ma samochodu a drugi gdy ma raka. Przecież to są stany nieporównywalne, możliwe do nazwania tą sama nazwą tylko wtedy gdy pod termin cierpienie wszystko wrzucimy. To samo dotyczy tak ważnego pojęcia jak dobro vs zło; to co jest dla jednego złem inny może postrzegać jako dobro. To tylko parę uwag bo temat jest na książkę a nie na mały komentarz.
TJ
~Tylko Ja
25 maja 2020, 07:54
Czy Jezus szukał cierpienia? Sam się krzywdził albo poszedł i prosił się o śmierć? Nie, został pojmany i przyjął to.
TB
~Tadeusz Borkowski
27 maja 2020, 13:56
Nikt sam dla własnej przyjemności nie szuka cierpienia. To chyba jasne. No, wyjąwszy maso.
EE
elzass elzass
23 maja 2020, 23:23
Więc cierpienie nie jest łaską? A podobno im kogoś Bóg bardziej kocha ten tym więcej ma cierpienia w życiu. Więc jak to w końcu z tym jest?
WH
~Weronika Hedwig
24 maja 2020, 14:20
Cierpienie jest laska, gdy ofiarujemy je Chrystusowi., gdy jest polaczone z Jego Krzyzem. Gdy sw. Piotr chcial odwiesc Pana Jezusa od Krzyza ("nigdy Cie to nie spotka"), uslyszal "Idz precz Szatanie" Jak powiedzial Papiez Pawel VI- "Dym Szatana wszedl do srodka Kosciola", dlatego jest wiele blednej nauki, dlatego musimy prosic Ducha Swietego o prowadzenie i modlic sie za dobrych Kaplanow po Bozej mysli.
EN
~Ewa Niwsa
23 maja 2020, 21:12
Pewnie, chrześcijanin to człowiek nadziei, miłości, radości. Świetny artykuł.
WH
~Weronika Hedwig
23 maja 2020, 20:15
Sarkastyczna odpowiedz autora tekstu na jeden z ponizszych komentarzy mowi sama za siebie. Sarkazm, ironia... to sa narzedzia dobrego pasterza???
TJ
~Tylko Ja
25 maja 2020, 07:31
Sarkazm i ironia to narzędzia języka, które każdy może użyć.
WH
~Weronika Hedwig
25 maja 2020, 15:11
Wiec nie rozumiesz, co to znaczy byc KOCHAJACYM OJCEM. I kim powinien byc Kaplan- ma on wielka godnosc, nie powinien znizac sie do takiego poziomu. Kaplan to nie jest "KAZDY", Kaplan powinien byc '' IN PERSONA CHRISTI", ale niestety jest wiele wilkow w owczej skorze
TJ
~Tylko Ja
26 maja 2020, 14:09
A to Jezus na ziemi tylko poklepywał tatusiowo po główce? Własnego przyjaciela nazwał szatanem. Może po prostu język Biblii jest na tyle prosty, że nie było w nim takich narzędzi jak ironia. Narzędzie to narzędzie- jest moralnie obojętne. Zgrzeszyć równie dobrze można używając zdania twierdzącego.
AF
~Adrian F
23 maja 2020, 01:37
Świetny artykuł! Czekałem na taki tekst. Bóg zapłać! :)
WH
~Weronika Hedwig
24 maja 2020, 14:22
Falszywi nauczyciele mowia to, co ludzie chca uslyszec.
WS
~Witold Słojkowski
23 maja 2020, 00:14
Serdeczne Bóg zapłać za ten artykuł.
KS
Konrad Schneider
22 maja 2020, 19:39
Czekalem wiele lat na takie slowa! Bog zaplac stokrotnie!
ME
~Marta Edyta
22 maja 2020, 17:46
Ja również bardzo dziękuję za ten artykuł, zwłaszcza, że dość często wśród osób, które uznają się za agnostyków albo antyklerykałów, panuje jakieś dziwne przekonanie, że Jezus jest masochistą. Pomijając oczywistą głupotę takiego stwierdzenie, zupełnie niezrozumiałą, gdy się zapoznaje się nauką Jezusa, którego pociągnęła miłośc Ojca, a zabił ludzki grzech, jednak myślę, że chrześcijanie, aby dać świadectwo Prawdzie, sami muszą odróżniać te dwa fenomeny: miłość i cierpienie. Aby prawdziwie kochać bliźnich i cierpieć z miłości do nich. Przed Bogiem każdy z nas będzie odpowiadał za to, czy ulżył bliźnieniu w cierpieniu. To jest podstawowe przykazanie miłości. I odpowie czy realizował jego wolę, a to czasami wiąże się z przyjęciem ludzkiego cierpienia, wynikajacego z ludzkiej ułomnej natury.
GD
~Grzegorz Dąbrowski
22 maja 2020, 15:49
Ale prawdziwe
WS
~Wojciech Sobolski
22 maja 2020, 15:40
Aniołowie, gdyby zazdrościć mogli, to by nam dwóch rzeczy zazdrościli: pierwszej to jest przyjmowania Komunii św., a drugiej to jest cierpienia napisała w Dzienniczku (1804) s. Faustyna Kowalska. I tyle jeśli chodzi o komentarz wobec mądrości jezuity!
DS
~Dorota S.-P.
22 maja 2020, 17:15
Znowu się narażę - treści z "Dzienniczka" s. Faustyny, zwłaszcza rozumiane w specyficzny sposób, wielu ludziom poważnie szkodzą.
Dariusz Piórkowski SJ
22 maja 2020, 19:29
No to rzeczywiście mądre.Biedni ci aniołowie. Tyle dobrych rzeczy zostali pozbawieni... Nie to co my
TS
~Taki Sobie
22 maja 2020, 19:38
Aby na pewno, cierpienie nie dotyczy tylko pojedynczych ludzi, cierpiący rodzic na przykład to cierpiące dziecko, które to widzi i czuję. Cierpiące dziecko to w przyszłości człowiek, który możliwe, że będzie to odczuwał przez całe życie. Czy chciałby Pan cierpienia dla swoich rodziców lub dzieci, przecież zazdroscilyby im anioły? A co mają zrobić ze swoim cierpieniem gwałcone Jazydki, matki śmiertelnie chorujacych dzieci? Czy anioły zazdroszczą nam cierpienia nie wiem, myślę, że raczej wspołczują. Niech Pan nie trywializuje cierpienia bo zbyt wiele mężczyzn, kobiet i niestety dzieci naprawdę cierpi - głód, ponizenie, nieludzkie warunki, życia, choroby, ból, bezsilność. Cierpienie jest złem i skutkiem zła więc nie bardzo wiem jak te anioły mogą nam tego zazdrościć, czego skutku grzechu pierworodnego i skutków naszych grzechów? I jako skutek grzechu to zło i cierpienie jest złem. Rozumiem nie czuje Pan żalu, gniewu, współczucia kiedy ktoś cierpi?
WR
~Wow Ras
23 maja 2020, 07:55
Ale skoro powiedziała to św. Faustyna ... A tak na poważnie: czy skoro ktoś jest św. , bł. , itp., itd. czy wszystko, co powiedział/napisał jest świętą prawdą? Nie mógł się pomylić, czy tylko wyrazić swojej subiektywnej opinii, z czym nie muszę się zgadzać i świat przez to się nie zawali ? Obym z Biblią się zgadzał.
DS
~Dorota S.-P.
23 maja 2020, 11:05
Najważniejsza jest Ewangelia, w nią mamy wierzyć i jej ufać. Prywatne objawienia, nawet te zatwierdzone, nie są obowiązujące. Katechizn wyraźnie mówi, że katolik nie jest zobowiązany w nie wierzyć. Oczywiście, że święty, to nie Bóg i jest omylny. Z przesłaniem płynącym z prywatnych objawień wszystko jest w porządku, dopóty służą wzrostowi w wierze, gdy wzmacniają miłość do Boga, siebie i bliźniego (nieprzypadkowa kolejność). Problem zaczyna się, gdy jest odwrotnie, a tak też może się zdarzyć. Moje zaniepokojenie rośnie, gdy na poparcie szkodliwych tez używa się treści z prywatnych objawień. Już drugi raz w ostatnim czasie w komentarzu pod artykułem o. Piórkowskiego używa się cytatów z "Dzienniczka" w sposób, który może szkodzić pewnej niemałej grupie wiernych. Apeluję o miłosierdzie, które jest przedmiotem objawień s. Faustyny. Skupmy się na nim, bo to ono jest w zgodzie z Ewangelią.
JW
~Joanna Wojciechowska
24 maja 2020, 17:38
w 1905 się dopiero urodziła...
TJ
~Tylko Ja
25 maja 2020, 07:39
Czyli idąc tym tokiem myślenia-jeśli zadaję ból człowiekowi- tak na prawdę wyświadczane mu przysługę, bo może doświadczyć tego, czego zazdroszczą aniołowie? Jak już interpretujemy cytaty każdy sobie, to ja też mogę po swojemu. Przecież św. Faustyna mi to powiedziała.
AS
~Antoni Szwed
22 maja 2020, 10:16
Oczywiście, że cierpienie samo w sobie nie jest wartością pozytywną. Może nią być, jeśli zgodzimy się na cierpienie, które nas spotyka. Każdy z nas grzeszy. Każdy grzech wymaga zadośćuczynienia, które wiąże się także z oczyszczającym cierpieniem. Im człowiek więcej cierpi (zgadza się na nie!) tu na ziemi, tym mniej będzie cierpiał w czyśćcu. Nikt nie może stanąć przed Bogiem nie będąc duchowo absolutnie czystym. Bóg żąda od nas doskonałości (oczywiście na miarę naszą, nie na miarę Boską). Błogosławieni czystego serca albowiem oni Boga oglądać będą [Mt 5, 8]. Cierpienie nie jest przyjemne, każdy go intuicyjnie unika, ale jeśli jest dobrowolnie przyjmowane, to jest ono dla człowieka zbawienne.
BN
~Burk Nikogo
23 maja 2020, 21:20
Bóg nie żąda doskonałości od nas, ale chce abyśmy miłowali się na wzajem. To jest najważniejsze.
ZR
~Zenon Rafał
23 maja 2020, 21:23
Jak żyję z tyranem który niszczy rodzinę, to nie powinnam przyjmować cierpienie. Powinnam stawiać granice. Właśnie przez takie fałszywe podejście do cierpienia ludzie często dają się katować w imię poprawnej religijności.
AS
~Antoni Szwed
23 maja 2020, 23:56
W Ewangelii św. Mateusza możesz przeczytać: "Bądźcie wię wy doskonali jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski." [Mt 5, 48]. Poczytaj uważnie Ewangelie!
AA
~Aneta A
22 maja 2020, 08:59
Ojcze, dziękuję za ten artykuł! Od dawna miałam wrażenie, że z cierpienia robi się trochę "bożka". W końcu gdyby miało ono tak wielką wartość, jaką niektórzy mu przypisują, to Jezus nie uzdrawiałby chorych, tylko pouczał o wartości ich cierpienia. Słowa Ojca wyraźnie rozjaśniły mi w głowie i pchnęły moje rozważania na właściwe tory. Jeszcze raz dziękuję, niech Ojca Bóg błogosławi!