Setki tysięcy ludzi spotkało się z ks. Kaczkowskim. Jedni osobiście, drudzy przez media, w tym internet. Przeczytajcie, jak wspominają księdza w pierwszą rocznicę śmierci.
1.
2.
3.
Osobiście nigdy nie spotkałam księdza Jana, nie mniej jednak dzięki jego spotkaniu z moją siostrą czułam z nim jakąś więź, a na pewno wdzięczność za ów spotkanie.
Moja siostra zmarła 22 stycznia 2016 roku. Glejak wielopostaciowy, złośliwy, czwartego stopnia... Od diagnozy jakże zmieniającej patrzenie na życie, do jego końca, wytrwała niespełna rok. Przyjaciele z Radia Plus Radom, którego była reporterką i redaktorem, przy okazji wizyty ks. Kaczkowskiego w Radomiu wpadli na pomysł, by odwiedził Gosię. I stało się. 29 czerwca 2015 roku, zaledwie 6 dni po 38 urodzinach mojej ukochanej siostry, do domu rodzinnego, w którym opiekę nad chorą sprawował nasz tatuś, zawitał ten niezwykły Gość.
To była wyjątkowa godzina, a może więcej, tak czy inaczej było to dokładnie godzina Bożego Miłosierdzia. Rozmowa dwojga ludzi, jakże dobrze rozumiejących cierpienie i znamię ciężkiej choroby. Spowiedź z życia całego, przyjacielskie i ciepłe słowa, że "Teraz to możesz już prosto iść do Nieba". Ona - głosząca, że Boże Miłosierdzie nie przestaje jej zadziwiać. Podarunek wpisany w Boży plan na życie Gosi. Bo tak postrzegała chorobę, którą przyjęła w pokorze, zadziwiając nas, dając szkołę wiary. Choć do dziś bez niej tak trudno, tak inaczej.
Tak, moja wdzięczność za to spotkanie i tę piękną godzinę jest ogromna. Bo dało pokój duszy Małgosi, bo było wyciągnięciem Bożej ręki w tym po ludzku rzecz ujmując - strasznym doświadczeniu. Nie zdążyłam podziękować księdzu Janowi osobiście. Są już tam razem, szczęśliwi. Ufam , że tak właśnie jest. - świadectwo przesłane mailem
4.
5.
6.
7.
9.
10.