Jak będzie wyglądało w niebie i w piekle?

(fot. unsplash.com)
Richard Rohr OFM

"Wydaje mi się interesujące, że Kościół instytucjonalny nigdy nie wydał oświadczenia, że choć jedna osoba jest w piekle; dotyczy to także Judasza, Hitlera i Stalina" - pisze Richard Rohr OFM.

Każde odkrycie lub powrót do naszego zjednoczenia z Bogiem nazywane jest przez tradycję przeważnie "nie­bem"; jego utrata zaś — "piekłem".

Nie potrafimy jed­nak sobie wyobrazić, iż określenia te odnoszą się przede wszystkim do aktualnych doświadczeń — oto tragiczny skutek naszej niepamięci.

Kiedy człowiek nie wie, kim jest, wypycha wszelkie oświecenie do możliwego systemu przy­szłych nagród i kar, w którym prawie nikt nie wygrywa. Tylko Prawdziwe "Ja" wie, że niebo jest teraz, a jego utrata — również teraz — staje się piekłem. Fałszywe "ja" traktuje religię niczym stary "plan ewakuacji do przyszłego świa­ta", jak ujął to mój przyjaciel Brian McLaren.

Niepamięć ma zgubne konsekwencje. Nic dziwnego, że Żydzi tak często używają słowa: "Pamiętaj".

Osoba, która odnalazła swoje Prawdziwe "Ja", na­uczyła się żyć całościowym obrazem, być częścią głębi czasu i całej historii. Jezus nazywa taką zmianę układu odniesienia i miejsca życiem w "królestwie Boga".

Jest to rzeczywiście radykalna zmiana. Naturalnie wymaga ona wyzbycia się naszych własnych pomniejszych kró­lestw, czym zwykle nie jesteśmy zainteresowani.

Czy katolicy będą w niebie sami?

Życie to trening przed pójściem do nieba. Trenujemy, dokonując wolnego wyboru zjednoczenia — już zawczasu — teraz. Niebo jest stanem zjednoczenia — teraz i później.

Teraz i zawsze, i na wieki wieków. Nikt nie znajdzie się w nie­bie wbrew swojej woli; już są tam ci, którzy zaczynają żyć w zjednoczeniu. Każdy, kto ma w sobie dość prze­strzeni, by nawiązać głęboką łączność duchową, i nie odczuwa potrzeby wykluczania — już jest w niebie. Im więcej w nas przestrzeni, by włączać, tym większe bę­dzie nasze niebo.

Może to właśnie Jezus ma na myśli, mówiąc: "W do­mu mego Ojca jest wiele mieszkań" (J 14, 2 [SP]). Jeśli człowiek idzie do nieba sam, z bagażem osobistych za­sług, już z definicji nie jest to niebo.

Jeśli czyjeś pojęcie nieba opiera się na wykluczaniu kogokolwiek, z definicji nie jest to niebo. Im gorliwiej człowiek wyklucza, tym bardziej piekielna i samotna staje się jego egzystencja.

Czy można byłoby się cieszyć "doskonałym szczęściem" nieba, wiedząc, że zabraknie tam naszych bliskich, albo że są skazani na wieczne tortury? To niemożliwe.

Przy­pomnijmy sobie naszą chrześcijańską modlitwę: "jako w niebie, tak i na ziemi". Tak jak teraz, tak i później; jak tu, tak tam. Nie łudźmy się: każdy z nas dostanie do­kładnie to, czego pragnie i o co prosi.

Jeśli zaakceptujemy wizję Boga karzącego, choćby skazywał na wieczne tortury tych, którzy Go nie kocha­ją, będziemy mieli do czynienia z absurdalnym wszech­światem, gdzie większość ludzi żyjących na ziemi okaże się bardziej miłująca niż Bóg!

Bóg nikogo nie wyklucza ze zjednoczenia, lecz musi pozwolić nam samym się wy­kluczyć, jeśli taka będzie nasza wola, bo tylko wówczas zachowamy naszą wolność.

W ludzkim języku wyklu­czenie można nazwać piekłem i należy je zachować jako logiczną możliwość. Musi istnieć logiczna możliwość wykluczenia siebie ze zjednoczenia i wybrania separa­cji lub poczucia wyższości wobec wspólnoty i miłości. Nikt nie znajduje się w piekle, jeśli sam nie wybierze ostatecznej samotności i rozłąki.

Jak wyobrazić sobie niebo? Zacznij od tego kroku

Wszystko to jest zwią­zane z pragnieniem — z samą zgodą na nie, oraz z czer­paniem z najgłębszych jego pokładów. Wydaje mi się interesujące, że Kościół instytucjonalny nigdy nie wydał oświadczenia, że choć jedna osoba jest w piekle; dotyczy to także Judasza, Hitlera i Stalina.

Jezus dotykał i uzdrawiał każdego, kto tego prag­nął i o to prosił. I uzdrowienia te nie były poprzedzone żadnymi warunkami wstępnymi. Można to sprawdzić.

Dlaczego więc miłość Jezusa, całkowicie bezwarunko­wa, dopóki był na tym świecie, miałaby nagle po Jego śmierci zamienić się w całkowicie warunkową? Czy to ten sam Jezus? A może Jezus zmienia politykę po zmar­twychwstaniu?

Wiara w niebo i piekło ma zachować wolność wszystkich stron, przy czym wolność Boga jest największa. Jest to wolność do przebaczania i włącza­nia, do uzdrawiania i błogosławienia nawet pozornym "wrogom" Boga.

Jakżeby Jezus mógł nas prosić, byśmy błogosławili i przebaczali naszym wrogom, uzdrawiali ich — a to przecież wyraźnie daje nam do zrozumienia (Mt 5, 43-48) — gdyby Bóg nie uczynił tego pierwszy i nie czynił zawsze? Jezus powiedział nam, byśmy ko­chali naszych nieprzyjaciół, ponieważ widział, że Jego Ojciec miłuje cały czas, a wszelka duchowość jest jedy­nie "naśladowaniem Boga" (Ef 5, 1).

Ken Wilber trafnie opisał późniejsze etapy życia, mówiąc, że klasyczna podróż duchowa zawsze zaczyna się jako elitarna, a kończy jako egalitarna. Zawsze!

Widzimy to w judaizmie, poczynając od wybraństwa pierwszej ży­dowskiej elity, a kończąc na prorokach bez granic, pory­wającym nowym wyznaniu zwanym chrześcijaństwem, które szybko nazwało się "katolickim" lub powszech­nym.

Dostrzegamy to w świadomości sufickiego islamu i hinduskiego Kriszny, który wszędzie widzi radość Bo­ga. Widać to u mistyków, takich jak William Blake czy Juliana z Norwich, którzy zaczynają od ziarnka piasku lub orzecha laskowego, by wkrótce pławić się w nie­skończoności.

Widzimy to w indiańskim szałasie potów, gdzie uczestnik ceremonii oczyszczenia dotyka w końcu swoim spoconym ciałem ziemi, mówiąc: "Wszyscy moi krewni!". Szkoda, że nie możemy tego samego oczeki­wać od katolików, kiedy tak często "przystępują do ko­munii świętej".

Zycie biegnie najpierw w kierunku różnorodności, a następnie ku zjednoczeniu tej samej różnorodności na wyższym poziomie. Jest to stary filozoficzny prob­lem "jednego i wielu", który chrześcijanie powinni byli już rozwiązać dzięki wierze w Boga jako Trójcy.

Do­tychczas byliśmy bardziej rozmiłowani w elitaryzmie niż w egalitaryzmie; lubiliśmy być "jednym", po prostu nie wie­dząc, jak włączyć wielu w to właśnie Jedno.

Przekonaj się, jak będzie wyglądało Niebo

Nawet papież, bł. Jan Paweł II powiedział, że nie­bo i piekło pierwotnie były bardziej wiecznymi stanami świadomości niż geograficznymi miejscami późniejszej nagrody i kary.

Można odnieść wrażenie, że jesteśmy swoimi największymi wrogami; zapominamy o tych spra­wach (lub im przeczymy), które po prostu są zbyt piękne, by mogły być prawdziwe.

Ego wyraźnie przedkłada eko­nomię zasług, wedle której możemy podzielić świat na zwycięzców i przegranych, nad ekonomię łaski, gdzie zasługi tracą wszelkie znaczenie. W pierwszym przy­padku chwałę zdobywa przynajmniej kilku z nas, w dru­gim cała chwała przypada Bogu.

Uzdrowienie naszej niepamięci i umożliwienie nam wejścia do nieba oznaczają ponowne odkrycie zaczaro­wanego wciąż świata szczęśliwego dziecka.

Teraz jednak w ów świat włączone zostaną dojrzewające doświadcze­nie miłości, niepowtarzalne wędrówki po drogach życia, wszyscy nasi krewni, a także wszelkie niezbędne poraż­ki, gwarantujące, że pozostaniemy uczciwi i będziemy stąpać po ziemi.

To "drugie dzieciństwo" wymaga być może jakiegoś przykładu, dlatego niech mi będzie wol­no opowiedzieć nieco o mych własnych doświadcze­niach z drugiej połowy życia.

Więcej w książce "Spadać w górę. Duchowość na obie połowy życia"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Jak będzie wyglądało w niebie i w piekle?
Komentarze (1)
AK
~Adam Kohnke
6 października 2019, 10:26
Judasz był częścią boskiego planu. Wykonał 'brudną robotę'. Miałby być za to skazany na wieczne potępienie?